Блейк Пирс - Dlaczego zabija стр 11.

Шрифт
Фон

Przestronny salon wyłożony był włochatą wykładziną w brązowym kolorze. Kuchnia znajdowała się po prawej stronie drzwi wejściowych, a od reszty pokoju oddzielały ją dwie wielkie kuchenne wyspy. Nie miała roślin ani zwierząt. Północne usytuowanie mieszkania sprawiało, że zwykle panował w nim półmrok. Avery rzuciła na stół klucze, a potem resztę rzeczy: pistolet, kaburę z szelkami, walkie-talkie, odznakę, pas, telefon i portfel. Rozebrała się w drodze do łazienki.

Po długim prysznicu, w którym mogła sobie przemyśleć wydarzenia dnia, włożyła szlafrok, wyjęła piwo z lodówki, potem wzięła telefon i udała się na taras.

Komórka pokazywała prawie dwadzieścia nieodebranych połączeń, uzupełnionych o dziesięć nowych wiadomości. W większości od Connelly’ego i O’Malley’a. Słychać było mnóstwo wrzasków.

Czasem Avery stawała się tak skoncentrowana i ukierunkowana na obrany cel, że nie odbierała telefonu od nikogo, kto nie był niezbędny do realizacji zadania, zwłaszcza, gdy wszystkie elementy nie zostały złożone w jedną całość; dzisiejszy dzień zdecydowanie do takich należał.

Przewinęła wykaz ostatnio wybieranych numerów, a potem wszystkich osób, które do niej dzwoniły w ciągu ostatniego miesiąca. Nie było wśród nich ani jej córki, ani eksmęża.

Nagle do nich zatęskniła.

Wybrała numery.

Telefon wykonał połączenie.

Automatyczna sekretarka przekazała: “Cześć, tu Rose. Nie mogę teraz odebrać telefonu, ale jeśli zostawisz krótką wiadomość, przedstawisz się i podasz swój numer, oddzwonię najszybciej, jak będę mogła. Bardzo dziękuję.” Biiiip.

Avery rozłączyła się.

Przez chwilę bawiła się myślą, aby zadzwonić do Jacka, byłego męża. Był dobrym człowiekiem, chłopakiem z uczelni, któremu trudno zarzucić posiadanie jakichś wad, osobą pod każdym względem przyzwoitą. Gdy miała osiemnaście lat przeżyli gwałtowny romans i to ona, pełna pychy po zdobyciu upragnionej pracy, wszystko zepsuła.

Przez lata obwiniała innych o rozpad związku i rozluźnienie relacji z córką; Howarda Randalla o kłamstwa, swojego dawnego szefa, pieniądze, poczucie władzy oraz wszystkie te osoby, z którymi nieustannie musiała się liczyć i które musiała mamić, aby pozostawać o krok przed nimi w drodze do prawdy. Stopniowo jej klienci stawali się mniej wiarygodni, ale ona chciała iść naprzód, ignorować prawdę, naginać sprawiedliwość w jedną lub drugą stronę, po prostu po to, by zwyciężać.

– Sprawa za sprawą – tak sobie powtarzała. -Kolejnym razem będę bronić kogoś, kto był naprawdę niewinny i naprawię swoją reputację.

I tak miało być w przypadku Howarda Randalla.

– Jestem niewinny – płakał podczas ich pierwszego spotkania. – Ci studenci są całym moim życiem. Jak mógłbym skrzywdzić kogoś z nich?

Avery mu uwierzyła i po raz pierwszy w życiu uwierzyła również w siebie. Randall był światowej sławy psychologiem z Harvardu, przekroczył sześćdziesiątkę, nie miał motywu i nie przejawiał w przeszłości zachowań świadczących o niezrównoważeniu. Co więcej, sprawiał wrażenie słabego i załamanego, a Avery zawsze chciała bronić kogoś słabego.

Doprowadzenie do jego uniewinnienia stanowiło przełomowy moment jej kariery, szczyt szczytów, oczywiście do momentu, gdy celowo zabił ponownie, aby zrobić z niej żywą ilustrację kłamstwa.

Avery chciała się tylko dowiedzieć: dlaczego?

– Dlaczego pan miałby pan coś takiego zrobić? – spytała go, gdy już był za kratkami. – Dlaczego kłamałby pan i wrabiał mnie po to, aby do końca życia siedzieć w więzieniu?

– Ponieważ wiedziałem, że można panią ocalić – odparł Howard.

– Ocalić – pomyślała Avery.

– Czy to jest ocalenie? – myślała rozglądając się wokół. – Tutaj? Teraz? Bez znajomych? Bez rodziny? Z piwem w dłoni i nowym życiem polegającym na polowaniu na zabójców, aby dokonać zadośćuczynienia za swoją przeszłość?

Pociągnęła łyk ze szklanki i potrząsnęła głową. Nie, to nie jest żadne ocalenie. Przynajmniej jeszcze nie teraz.

Jej myśli skierowały się w stronę zabójcy.

W głowie zaczął jej się formować jego obraz: cichy, samotny, desperacko poszukujący uwagi, specjalista w sprawach roślin i zwłok. Wyeliminowała alkoholika i narkomana. Był zbyt ostrożny. Minivan wskazywał na posiadanie rodziny, ale działania na to, że rodziny pragnął, nie, że ją posiadał.

Z myślami i obrazami wirującymi w mózgu, Avery pochłonęła jeszcze dwa piwa po czym nagle zasnęła w wygodnym fotelu na tarasie.

Rozdział dziewiąty

W snach Avery znów była z rodziną.

Były mąż był typem sportowca o krótko ostrzyżonych włosach i zabójczych zielonych oczach. Jako zagorzali alpiniści wybrali się z córką, Rose, na wycieczkę w góry. Rose miała zaledwie szesnaście lat i została wcześniej przyjęta do Brandeis College, mimo, że była dopiero w gimnazjum. We śnie Avery Rose miała sześć lat. Śpiewali i szli ścieżką prowadzącą wśród gęstych drzew. Ciemne ptaki z trzepotem skrzydeł i krzykiem wzbiły się w powietrze zanim drzewo przeistoczyło się z mglistego potwora, który podobną do noża ręką dźgnął Rose w pierś.

– Nie! – krzyknęła Avery.

Druga ręka dźgnęła Jacka i zarówno on, jak i jej córka zostali gdzieś zabrani.

– Nie! Nie! Nie! – krzyczała Avery.

Potwór pochylił się.

Ciemne usta wyszeptały jej coś na ucho.

Nie ma sprawiedliwości.

Avery obudziła się nagle słysząc natarczywy dźwięk dzwonka. Wciąż była na tarasie w szlafroku. Słońce już wzeszło. Telefon dzwonił jak opętany.

Odebrała.

– Black.

– No Black! – odpowiedział Ramirez. – Myślałem, że już nigdy nie odbierzesz. Jestem na dole. Zgarnij swoje śmieci i już cię tam nie ma. Mam kawę i pierwsze wersje portretów pamięciowych.

– Która jest godzina?

– Wpół do dziewiątej.

– Daj mi pięć minut – powiedziała i rozłączyła się.

Sen nadal przenikał jej myśli. Niezgrabnie wstała i weszła do mieszkania. Dudniło jej w głowie. Wciągnęła spłowiałe niebieskie dżinsy. Biały T-shirt przybrał funkcje reprezentacyjne, gdy dołączyła do niego czarny blezer. Trzy łyki soku pomarańczowego i baton muesli stanowiły śniadanie. Wychodząc Avery zerknęła w lustro. I jej strój i poranny posiłek dzieliły lata świetlne od garsonek za tysiąc dolarów i codziennych śniadań w najlepszych restauracjach.

– Nie przejmuj się – powiedziała sobie. – Nie idziesz ładnie wyglądać. Idziesz puszkować przestępców.

W samochodzie Ramirez podał jej kubek kawy.

– Nienajlepiej wyglądasz, Black – zażartował.

On, jak zwykle, prezentował się nienagannie: granatowe dżinsy, jasnoniebieska koszula zapinana na guziki, granatowa marynarka, jasnobrązowy pasek i buty.

– Nie powinieneś być gliną, tylko modelem – warknęła Avery.

Odsłonił w uśmiechu idealne uzębienie.

– Po prawdzie to kiedyś trochę się tym zajmowałem.

Wyjechał spod wiaty i skierował się na północ.

– Spałaś choć trochę tej nocy? – spytał.

– Raczej nie. A ty?

– Jak dziecko – powiedział z dumą. – Zawsze dobrze śpię. A wiesz, że mnie nic nie rusza?

– Lubię dać się ponieść – powiedział i zamachał ręką w powietrzu.

– Coś nowego?

– Obaj chłopcy siedzieli wczorajszej nocy w domu. Connelly kazał ich obserwować, aby nie czmychnęli. Rozmawiał też z dziekanem, by zdobyć trochę informacji i upewnić się, czy nikt nie świruje z powodu bandy gliniarzy wałęsających się po cywilu na kampusie. Żaden z tych dzieciaków nie był notowany. Dziekan powiedział, że to porządni chłopcy z porządnych rodzin. Dzisiaj się przekonamy. Na razie nie ma niczego od Sary w sprawie rozpoznania twarzy. Powinniśmy się czegoś dowiedzieć po południu. Kilku dealerów samochodów dzwoniło do mnie z nazwiskami i numerami. Przez jakiś czas będę tworzył wykaz i zobaczymy, co się wydarzy. Widziałaś poranną prasę?

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора