Блейк Пирс - Dlaczego zabija стр 10.

Шрифт
Фон

– Rozmawiała z nim pani?

– Jeszcze nie – powiedziała patrząc wprost na Dylana. – Chciałam uzyskać pańską akceptację zanim Uniwersytet Harvarda zatrzęsie się w posadach.

– Dobrze, że zostało w pani choć trochę chęci trzymania się protokołu – ironizował Dylan.

– Poza tym jest jeszcze jej chłopak – zwróciła się do O’Malloy’a. – Winston Graves. Cindy miała tej nocy udać się do niego. Ale już tam nie dotarła.

– Zatem mamy dwóch potencjalnych podejrzanych i auto do namierzenia. Jestem pod wrażeniem. No jestem pod wrażeniem. A co z motywem? Czy zastanowiła się pani nad tym choć chwilę?

Avery odwróciła wzrok.

Film, który zobaczyła, jak również ułożenie i przygotowanie zwłok ofiary wskazywały na osobę, która kochała swoją pracę. Osobę, która robiła to już wcześniej i zrobi to kolejny raz. Która chciała pokazać swoją siłę, ponieważ niezbyt przejmowała się policją. Teatralny ukłon w do kamery mówił aż za wiele. To wymagało odwagi lub świadczyło o głupocie; natomiast jeśli chodzi o porzucenie zwłok lub porwanie, nic nie wskazywało na błędną ocenę sytuacji.

– Bawi się z nami – powiedziała. – To, co robi, sprawia mu przyjemność i chce to powtórzyć. Twierdzę, że ma jakiś plan. To nie jest koniec.

Dylan parsknął i potrząsnął głową.

– Niedorzeczne – wysyczał.

– No dobrze – powiedział O’Malley. – Avery, jasne jest, że jutro będziesz rozmawiała z podejrzanymi. Dylan, skontaktuj się z Harvardem i przetrzyj jej drogę. Dziś wieczorem skontaktuję się z szefem i powiem, co mamy. Postaram się też zdobyć jakieś czyste blankiety nakazów, przydadzą się do kamer. Niech Thompson i Jones będą w pogotowiu. Dan, wiem, że pracujesz od rana. Jeszcze jedna rzecz i jesteś wolny. Zdobądź adresy tych dwóch chłopaków z Harvardu, chyba, że już je masz. Wstąp do nich w drodze do domu. Sprawdź co z nimi. Nie chcę, aby ktoś nam czmychnął.

– Mogę to zrobić – zaofiarował się Ramirez.

– Dobra – przyklasnął O’Malley. – To do roboty. Świetnie się oboje spisaliście. Avery i Dylan, zostańcie jeszcze chwilę.

Ramirez wskazał na Avery.

– Podjechać po ciebie jutro rano? Ósma? Przyjedziemy razem?

– Jasne.

– Będę cisnął Sarę o te portrety. Może ona coś będzie miała.

Niespodziewana chęć partnera do niesienia pomocy, z własnej inicjatywy, bez żadnych podpowiedzi, stanowiła dla Avery nowość. Inni, z którymi pracowała w parze od czasu wstąpienia do służby, najbardziej chcieli pozostawić jej zwłoki w jakimś rowie.

– Świetnie – powiedziała.

Po wyjściu Ramireza O’Malley polecił Dylanowi usiąść po jednej stronie stołu konferencyjnego, a Avery po drugiej.

– Posłuchajcie mnie – powiedział cichym, ale stanowczym głosem. – Dziś zadzwonił do mnie szef i spytał, co sądzę o przekazaniu sprawy znanej i niesławnej byłej pani adwokat, specjalistce w sprawach karnych. Avery, powiedziałem mu, że jest pani dobrą policjantką do tej roboty i będę się trzymał swojej decyzji. To, co dziś pani zrobiła, tylko to potwierdza. Natomiast dochodzi wpół do ósmej, a ja wciąż tu tkwię. W domu czeka na mnie żona i trójka dzieci. Za wszelką cenę chcę wyjść, pobyć z nimi i zapomnieć na chwilę o tym godnym politowania miejscu. Oczywiście żadne z was nie ma takich problemów, więc pewnie nie rozumiecie, co do was mówię?

Odwzajemniła jego spojrzenie w zamyśleniu.

– Dogadajcie się jakoś i przestańcie zawracać mi głowę pierdołami! – warknął.

W pomieszczeniu zapadła pełna napięcia cisza.

– Dylan, zacznij wreszcie być szefem! Nie przychodź do mnie z każdym, najmniejszym drobiazgiem! Naucz się kierować ludźmi na własną rękę. A pani – zwrócił się do Avery – niech skończy z idiotycznymi humorami i zacznie się zachowywać, jakby pani raz na czymś zależało, bo wiem, że pani zależy.

Patrzył na nią długą chwilę.

– Czekaliśmy na panią z Dylanem przez długie godziny. Chce pani wyłączać radio? Nie odbierać telefonów? Sądzi pani, że to pomaga? Świetnie! Niech pani tak robi dalej. Tylko jeśli dzwoni do pani przełożony, to się oddzwania. Jeśli to się powtórzy, zdejmę panią ze sprawy. Zrozumiano?

Avery z poczuciem winy przytaknęła.

– Rozumiem – rzekła.

– Jasne – Dylan pokiwał głową.

– To dobrze – powiedział O’Malley.

Wyprostował się i uśmiechnął.

– No dobra, powinienem to zrobić już wcześniej, ale się nie udało, zatem zróbmy to teraz. Pani Avery. Niech pani pozwoli, że przedstawię Dylana Connelly’ego, rozwiedzionego ojca dwójki dzieci. Dwa lata temu odeszła od niego żona, ponieważ nie wracał do domu i zbyt dużo pił. Teraz ona mieszka z dziećmi w Maine, a Connelly ich nie może widywać, więc jest cały czas wkurzony.

Dylan zesztywniał, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał.

– Dylan? Przedstawiam ci Avery Black, byłego adwokata w sprawach karnych, która dała ciała i doprowadziła do wypuszczenia z więzienia najstraszliwszego seryjnego mordercę na świecie, prosto na ulice Bostonu. Facet zabił ponownie i zrujnował jej życie. Ona odeszła z firmy o milionowych obrotach, od męża, i dzieciaka, który ledwie się do niej odzywa. Podobnie jak ty topi swoje smutki w pracy i alkoholu. No i proszę? Więcej was łączy, niż wam się wydaje.

Nagle całkowicie spoważniał.

– Jeśli jeszcze raz wystawicie mnie na pośmiewisko, obydwoje wylatujecie ze sprawy.

Rozdział ósmy

Pozostawieni w sali konferencyjnej Avery i Dylan siedzieli przez kilka chwil naprzeciw siebie w zupełnym milczeniu. Oboje trwali w bezruchu. Dylan nisko zwiesił głowę. Twarz wykrzywiał mu grymas, najwyraźniej nad czymś rozmyślał. Avery po raz pierwszy odczuła względem niego współczucie.

– Wiem, jak to jest…. – zaczęła.

Dylan poderwał się tak szybko i gwałtownie, że krzesło przechyliło się w tył i uderzyło o ścianę.

– Moim zdaniem to niczego nie zmienia – powiedział. – Nie jesteśmy ani trochę podobni.

Chociaż sugestywny język jego ciała wskazywał na złość i chęć zachowania dystansu, oczy mówiły co innego. Avery była pewna, że jest na granicy załamania. Coś, co powiedział kapitan mocno go dotknęło, podobnie, jak ją. W dwójkę byli naznaczeni niepowodzeniem, samotni. Sami.

– Posłuchaj – rzekła. – Tak tylko pomyślałam.

Dylan odwrócił się i otworzył drzwi. Gdy wychodził, jego profil tylko potwierdził jej obawy; w przekrwionych oczach lśniły łzy.

– Niech to szlag – wyszeptała.

Najgorsze dla Avery były wieczory. Nie miała kręgu stałych znajomych, praca stanowiła jej jedyne hobby, jej zmęczenie osiągnęło taki stopień, że nie była sobie w stanie wyobrazić, że miałaby pracować w terenie jeszcze więcej. Siedząc samotnie przy wielkim stole z jasnego drewna nisko spuściła głowę w obawie przed tym, co ją czeka dalej.

Gdy wychodziła z biura, spotkało ją to, co zawsze. Atmosfera napięcia wisiała w powietrzu, a artykuł z pierwszej strony tylko ośmielił większą niż zwykle grupę funkcjonariuszy.

Ktoś zawołał: – Hej, Black, śliczna buźka.

Inny postukał palcem w zdjęcie Howarda Randalla.

– Piszą tutaj, że byliście bardzo blisko. Kręci cię gerontofilia? A wiesz, co to znaczy? To znaczy, że lubisz się pierdolić ze staruchami.

– Bardzo śmieszne – Uśmiechnęła się i wymierzyła w ich kierunku palce ułożone na kształt pistoletu.

– Pierdol się, Black.

* * *

Białe BMW – pięcioletnie, brudne i zużyte – zaparkowała na zamkniętym parkingu. Avery kupiła je u szczytu adwokackiej kariery.

– Chyba oszalałam? – pomyślała. – Co mnie skłoniło, żeby kupować biały samochód?

Sukces – przypomniała sobie. Białe BMW było jasne i przyciągało uwagę, a ona chciała, aby wszyscy wiedzieli, kto tu rządzi. Teraz przypominało jedynie o tym, jak bardzo życie jej się nie poukładało.

Mieszkanie Avery mieściło się przy Bolton Street w południowej części Bostonu. Miała dwa pokoje na pierwszym piętrze dwukondygnacyjnego budynku. Oczywiście doszło do zmiany na gorsze – przeniosła się z dawnego, usytuowanego na najwyższych piętrach drapacza chmur, penthouse’u, ale obecne mieszkanie było przestronne i czyste, z ładnym tarasem, na którym mogła usiąść i odpocząć po ciężkim dniu w pracy.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора