Pani jest bardzo samolubna.
A skąd pan to może wiedzieć?
Bo samolub to jest w ogóle taki zarozumiały człowiek, że jest zupełnie pod każdym względem niemożliwy.
O, to pan się myli, bo ja jestem tylko rozgoryczona.
O, nie, proszę pani. Ja się w ogóle znam na ludziach. Człowiek, który się rozgoryczył, to go już nic w ogóle nie weseli. A pani zupełnie przeciwnie.
Chłopiec się kocha, a ona kpi.
I kto by pomyślał, że ten chłopiec w białym fartuchu, który podaje jedną białą lub dwie czarne ma swój własny pogląd na rozgoryczenie i swoją własną miłość.
Zupełnie tak samo jakby dorożkarz miał duszę lub szwaczka pisała wiersze, lub służąca miała narzeczonego.
*Spotkałem moją pierwszą nauczycielkę pannę Bronisławę:
Ach, jak to dobrze, że ciebie spotykam. Może wiesz, jakie są książki we wstępnej klasie w czwartym gimnazjum, bo nie wiem, czy z Jewtuszewskiego75, czy z Wiereszczagina76? Dostałam lekcję u tego krawca. Musisz wiedzieć: to taka znana firma. Ale prawda: co ty już doktór? Niee? Więc wyrzucony? Wdałeś się w co? Może gryzipiórkiem chcesz zostać? Pamiętasz swój wiersz na śmierć Wisnowskiej77:
Umarłaś w kwiecie życia swego,
Zraniłaś wiosnę życia mego ?
Widzisz: sam się teraz śmiejesz. Każdy pisarz, co napisze, to się potem z tego śmieje. Miałam niedawno podobnego ananasa: syn fotografa. Ten znowu pacykował, a na egzaminie wieleli78 napisał pierwsze jat'79, a drugie je. Wiesz: ciocia Rogowska umarła. Eee? Jadzia się zaręczyła? Z kim? Słuchaj: nie rzucaj ty medycyny. Może się zakochałeś, jak ten Korycki musiałeś słyszeć o nim? Skończył z medalem w Moskwie i coś mu do głowy strzeliło: ożenił się z jakąś praczką czy coś takiego, a teraz siedzi gdzieś pod Radomiem czy Kielcami i wstydzi się nos w Warszawie pokazać.
I podreptała dalej.
I znów wir myśli, wspomnień, obrazów i tematów.
Czy ja się wezmę do pisania? Tak mi się nic nie chce. Z trudnością zmuszam się do robienia notatek, ale się to kupy nie trzyma.
Żeby tak kondycję80, gdzie na wsi
Czytałem w jakimś francuskim romansie, że są trzy rodzaje samobójstwa: ostre, chroniczne i jedno tylko śmiertelne. Moje ostre przeszło w stan chroniczny.
Korepetytor z francuskim i niemieckim poszukuje kondycji na wyjazd.
Teraz nie dostanę już, bo późno.
Tfu! jak mi podle.
Grzech marzyć
Na płowym niebie rosa gwiazd.
Zadumana noc lipcowa wiejska, rzewna nuci tęskną kołysankę.
Zadumała się dzieweczka dziecko nieledwie patrzy w niebo i szepcze:
Kocham kocham
Kogo kochasz, maleńka?
Nie wiem Ale kocham, bo muszę; bo mi ktoś kochać każe, a nie wiem, kto
Zadumana noc lipcowa wiejska, rzewna nuci tęskną kołysankę.
Zadumało się chłopię dziecko nieledwie patrzy w niebo i szepcze:
Kocham
Kogo kochasz, chłopcze dziecię?
Nie wiem A kocham, bo muszę; bo mi ktoś kochać każe, a nie wiem, kto
Płyńcie ku mnie, wspomnienia mojej pierwszej miłości niezabudki może zapłaczę
*Stryj mój był dozorcą w Dobrzyniu.
Nie ożenił się, opiekował się całym światem i mówił prawdę w oczy.
Latem domek jego przy plancie podobny był do ula.
Kiedy czternastolatkiem spędzałem tam wakacje w trzech jego pokojach mieszkała wdowa po dozorcy z dwojgiem dzieci, żona chorego umysłowo telegrafisty z dzieckiem, staruszka matka maszynisty, chora na oczy i Anielka. Stryj i ja zajmowaliśmy komórkę.
Prócz tego domek stryja był punktem zbornym i miejscem odpoczynku w czasie polowań i letnich wycieczek młodzieży ze stacji.
(Podobno taki był dwór dziadka, dopóki zrujnowany przez nowinki chłopskie i życzliwych sąsiadów w łeb sobie nie strzelił. Groźny przykład nie nauczył stryja, jak żyć należy).
U stryja przewróciło mi się w głowie twierdzili rodzice moi i mieli słuszność: tam nauczyłem się kochać
Pokochałem Anielkę, stare meble z wytartą ceratą, dobre oczy i długie kosy Anielki, cmentarz wiejski z kaliną i brzozą i mogiłą ojca Anielki, i lipę z bocianim gniazdem, biały fartuszek i skromną sukienkę Anielki, siwą sukmanę chłopa, śpiew chłopski w wiejskim kościołku i jego: Z Bogiem, panocku. Pokochałem szosę wyboistą i rozmowy, które z Anielką prowadziliśmy, idąc szosą do zmurszałego krzyża i z powrotem i pokochałem ten krzyż pochylony i czarną ziemię, i stary podarty album z wyblakłymi fotografiami, i pożółkłe domino, w które grywaliśmy, i niezdarną Walerkę, która okrutnie lubiła gości, ale jak dużo było, to jej się wszystko z paliców wysowało. Pokochałem długie baje starszego robotnika i jego rude wąsy, lokomotywę kobyłę i drezynę, mruczenie kota przy piecu, lasek brzydki sosnowy i słońca zachód, i gościnność stryja, i niewymyślne dowcipy kolejarzy i Anielkę, której matka umarła na suchoty, ojca przejechał pociąg, gdy wracał plantem do domu pijany, i stryj mój wziął ją czteroletnim dzieckiem do siebie, na własność, i był dla niej bardzo dobry.
Bywało, księżyc świeci jasno, druty telegraficzne śpiewają swą tajemniczą pieśń, a my siedzimy na ławce pod lipą, słuchamy, milcząc. Ona gładzi główkę któregoś z dzieci wdowy, trzymając je na kolanach ja myślę: czy wyznać jej miłość?
Nagle szyny poczynają drżeć, z hukiem przebiega pociąg, maleństwo objaśnia sennym głosem: to extla przejechała.
Bywało, Anielka uczy dzieci, a ja przerzucam stare roczniki Kłosów81 i słucham, co mówi, i cieszę się, gdy malcy odpowiadają rozumnie i czytają płynnie, i niecierpliwię się, gdy które dłużej się namyśla nad odpowiedzią lub źle czyta.
Bywało, patrzymy na zachód słońca, a gdy ostatni rąbek słońca glinie, Anielka westchnie, i mnie się tak smutno robi, bo myślę, że ona nie będzie szczęśliwa, i łzy nabiegają do oczu, i chcę jej powiedzieć, że kocham, i boję się, by jej nie rozgniewać.
Idziemy plantem i ona mówi, że stryj mój jest bardzo dobry i że to wielkie szczęście mieć rodziców, i pyta, czy mama mnie całuje na dobranoc.
I ostatni wieczór przed moim wyjazdem, i mój wyjazd Druty i słupy tak smutnie huczały.
Prosiłem, żeby stała przed domem, gdy będę przejeżdżał. Napisałem na kartce, że ją kocham, że nie jestem godzien jej miłości, ale zrobię coś takiego, że będę godzien, i wtedy rzucę swe serce pod jej stopy; że kobiety są niestałe i zmienne. Miałem rzucić tę kartkę z okna wagonu, ale bałem się, by jej nie obrazić i nie rzuciłem listu z wyznaniem.
Ludzie lubią poczciwców, ale nie lubią prawych. Stryj był prawy. Więc rozgniewał doktora, gdy go od kart odciągnął do dziecka dróżnika, i księdza, i tych wszystkich, którzy korzystali z jego gościnności, i podwładnych, i przełożonych. A gdy naczelnik jakiś zażądał trzysturublowej pożyczki, a stryj odmówił został dozorcą, z większą nawet pensją, ale na Kaukazie.
Mnie już sześćdziesiąt lat pisał stryj przed rokiem Anielka wyszła za mąż za weterynarza; a lipa dobrzyńska smutna