Janusz Korczak - Dziecko salonu стр 10.

Шрифт
Фон

Zbliża się, kołysze na rachitycznych nogach.

Czuję już słodki, zgniły oddech upiora. Już jest przy mnie. Już mnie opasuje zagarnia.

Jedną ręką odpycham, a drugą biję w piersi i w brzuch. Wewnątrz poczwary coś przelewa się i bulgoce. Jeśli ustanę, ona przyciśnie mnie do siebie i całować pocznie.

Stoi spokojnie bez ruchu patrzy się jądrami wrzodów ciekawie, pożądliwie i uśmiecha się idiotycznym uśmiechem, sytym i lubieżnym.

Gdyby nie te oczy, mętne wrzody, i nie ten uśmiech ja bym zmorę zmógł.

I plunąłem jej w oczy, i drugi raz w twarz.

I stała się rzecz straszna: zrozumiała!

Z wrzodów-oczu snują się łzy: cichy jęk, a na białych policzkach sina plama rumieńca wstydu.

I męka targnęła trzewiami moimi.

 Przebacz wołam. Już teraz wiem!

Więc poczwara niewinna, tylko tak być musi

He, he! Jeden człowiek majaczy, a drugi i ten sam zarazem błazen i sprawozdawca w jednej osobie powieść chce o błaźnie napisać.

He, he!

W stajni cyrku stoi koń osiodłany; przy nim woltyżerka. Ubrana w trykoty, w kołpaczku na bujnych włosach, z lśniącą przepaską; tyle mieniących się blaszek.

Tuli do twarzy łeb konia.

 Halim! prawda, że ty mnie nie zrzucisz? Prawda, że przeskoczysz? Halim, przeskoczysz prawda? Będziemy razem, zawsze razem, wszędzie razem. Lubisz cukier? Ja ci zawsze będę cukier dawała. Nigdy nie będę cię biła, choćbyś był niegrzeczny, bardzo niegrzeczny Ty jesteś mój dobry, mój kochany konik. Ty przeskoczysz, a później znów będziesz sobie odpoczywał Tyś zazdrosny, Halim? Więc ci przysięgam, na Boga ci przysięgam, że z nim nie pójdę, ani z nikim nie pójdę Halim, dlaczego ty na mnie tak patrzysz? Dlaczego ty mnie nie wierzysz? Słuchaj, Halim, jakbyś mnie zrzucił, no to pomyśl, sam tylko pomyśl, co by się stało? Halim, prawda, że ty mnie nie zrzucisz?

Dzwonek.

A wuj pisał:

Mam już 60 lat. Wszystko jedno, gdzie pochowają

Świeca dogasa w lichtarzu. Świeca się dopala. Knot się wydłużył i wysysa resztki brudnego tłuszczu. Knot się zapadł i wylizuje ostatnie krople. Płomień się chwieje i kopci Zgaśnie? Jeszcze nie: wystrzelił jaśniejszym błyskiem i skurczył się, i trzeszczy, i pryska Zgaśnie? Jeszcze nie. Znów wysunął się poza obręb lichtarza i liże ściany. Kołysze się, dojada brudny, zakopcony tłuszcz. Boryka się z niemocą i dławi.

Tragedia dogasającej świecy

A królewna wyszła z kąpieli i położyła się nad brzegiem zdroju, na słońcu, wśród lilii. I lilia zapłodniła królewnę. I urodziło się dzieciątko, królewna-lilia

Idzie chłop za pługiem i orze. Kto orał pole? Pradziad, dziad i ojciec. Kto będzie orał pole? Syn, wnuk i prawnuk A chłop idzie pochylony i krople potu z brunatnego czoła na czarną ziemię padają! Pole duże, mały chłop. Chłop daje pot, a zbiera ziarno skąpe. Co chłop jadł w poniedziałek? Żur, kartofle na rzadko i na gęsto. Co jadł we wtorek? Żur i kartofle drewnianą łyżką. Co we środę? Żur i kartofle ze wspólnej misy. Żegna się nabożnie i je żur i kartofle siedm raz'' w tygodniu. Idzie chłop za pługiem słońce pali. Koń, słońce, chłop, ziemia, śnieg, rosa i pług żelazny razem pracują na chleb czarny i na rozpustę miast. Ruszczyc49 jest wielkim malarzem.

Muzyka znów dostał pałkę i ryczy. Ojciec go będzie znów łoił. Jak nie przestaniesz piszczeć, za drzwi wyrzucę Won! za drzwi. Muzyka za drzwi cieszy się wstępna klasa, i popychają go. Ostatni uczeń!

Szelest jedwabiu jest bezmyślny; szelest jedwabiu jest tak bezmyślny, jak kosz kwiatów dla aktorki, jak szyld, gdzie z muszel od ostryg zrobiono napis: ostrygi. Ale z dźwięków szelest jedwabnej spódnicy jest najbezmyślniejszy; jest w nim wilgoć, egoizm i chłód!

Urodziła suka-matka szczenięta pod płotem.

Suka stara, chora z jednym okiem. Zawlokła się do zajazdu gość rzucał kiełbasę. Pochwyciła kiełbasę zębami, chciwie i nie może. I zawyła suka-matka. Rozgniewał się gość. Zrzucili sukę ze schodów na śmietnik. I zdechła trup i trup suki-matki i szczenięta-sieroty pod płotem i pisk szczeniąt głodnych.

I płakałem. Dygasiński50, pedagogu poeto, czemu wycisnąłeś dziecku łzy, jałowe łzy, z oczu?

Kamila siedzi na kolanach bankiera z blaszanką wódki we wzniesionej ręce. Za zdrowie mojej matki-ulicy i ojca-cyrkułu51. Śmierć filistrom52. Pijcie, chłopcy Pupek płaci. Bankier patrzy nieufnie na obdartych przyjaciół z podmiejskiej karczmy. A oni krzyczą: Niech żyje ulica, niech żyje Pupek!. Kamila obejmuje mnie za szyję: Tyś mój, tyś mój synek. Całuje bankiera: I Pupuś tysz

Siada Ironia w czerwonym stroju trefnisia siada na biurku; zakłada nogę na nogę; puszcza kółka dymu z cieniutkiego papierosa i raz po raz pryska mi w twarz śmiechem, i mówi:

 Tak, tak tyś człowiek, człowiek, człowiek, król stworzenia

Można wymiotować wspomnienia A rewolwer miał cztery naboje Dlaczego ten upiór nie był ubrany w zieloną jedwabną spódnicę?

Istnieje na świecie x szczęścia i x nieszczęścia. Kto bierze szczęście innym zostawia mniej

Czy ja muszę tak myśleć, czy to jest błazeństwo, jak wszystko wszystko wszystko?

A czytałem w gazecie, że milioner zatrzasnął się we własnej ogniotrwałej szafie-skarbcu i umarł tam może z głodu? I czytałem, że chłop ma raka na języku; mieli mu język wyciąć. No, powiedz coś sobie coś ostatniego w życiu w całym życiu. A chłop powiedział:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus Ostatnie słowa w życiu

Dlaczego na lipie dobrzyńskiej nie ma bocianiego gniazda? Czemu lipa dobrzyńska smutna? A Anielka za weterynarzem aż pod Uralem daleko Jak wygląda człowiek dojrzały, którego nikt w życiu jeszcze nie pocałował ale to nikt?

Nieszczęsny, kto częściami do mogiły wrastał53 mówi Mickiewicz.

Wiara i wiedza w najwyższej potędze są równie potrzebne, ale każda w swoim zakresie; wiara dla kierowania duszą, wiedza dla opanowania przyrody. Najuniwersalniejsza wiedza w służbie najgorętszej wiary najskuteczniejsza umiejętność działania w służbie najszlachetniejszego charakteru oto typ, co zawładnie ludzkością, bo któż się oprze takiej potędze? mówił Szczepanowski54.

Nie credo wyznawane w słowach, ale credo objawiające się w życiu jest miernikiem i sprawdzianem religii każdego człowieka i każdej epoki mówił Szczepanowski i zasiadł na ławie oskarżonych fałszerz, oszust, szkodnik!

 Jestem naturą, nie mam sumienia, bo ona go nie ma.

 Dążenie jest bólem, a posiadanie nudą mówi Przybyszewski

I tego siedzi we mnie tysiące. Każdy choć przez chwilę był moim bogiem

Śmieszne: jeden ja majaczy, a drugi ja go obserwuje, żeby napisać powieść

Dziewczę dziecko, kocha się w nauczycielce, i oto klęczy i modli się: Niech ja będę najnieszczęśliwsza, byle ona była szczęśliwa. I pisze pamiętnik: Moja stokrotka była dziś smutna. Długo płakałam. Dzisiaj Mańka podawała jej palto, a jutro moja kolej. I Zośka także chciała, ale dałyśmy jej odprawę, bo tylko małpuje. Kupujemy jej palmę; mam już trzy ruble z tego, co mama daje mi co dzień na ciastko. Boże, czy to nie grzech, że ja ją czasem więcej kocham niż rodziców?.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора

Bobo
0 9