Reymont Stanisław Władysław - Chłopi, Część czwarta Lato стр 13.

Шрифт
Фон

Nawet zapomniała dać ochfiarę, a jeno patrzała za nim i patrzała, boć prosto wydał się jej jako ten świątek, co go wymalowali w bocznym ołtarzu, takusi młody, smukły i śliczny, jakby ją urzekł tymi jarzącymi ślepiami, że próżno tarła oczy i żegnała się raz po raz, nie pomogło.

 Organiściak jeno, a jak się to wybrał galancie.

 Matka się też puszy kiej319 ten indor.

 Już od Wielkiej Nocy jest w tych księżych szkołach.

 Proboszcz go sprowadził na odpust do pomocy.

 Stary sknerzy i z ludzi zdziera, ale na niego nie żałuje.

 Juści, bo to nie honor, jak księdzem ostanie?

 Ale i profit miał będzie.

Szeptali dokoła, jeno320 co Jaguś niczego nie słyszała wodząc za nim oczami, kaj321 się tylko poruszył.

Właśnie i suma się skończyła, jeszczech322 ta z ambony ksiądz wygłaszał zapowiedzie323 i wypominki, ale już naród z wolna odpływał i dziady podniesły324 jękliwe głosy, a całym chórem jęły325 wyciągać skamląc proszalne pieśni.

Hanka też ruszyła ku wyjściu, gdy przecisnęła się do niej Balcerkówna z wielką nowiną.

 Wiecie trzepała zaziajana a to spadły zapowiedzie326 Szymka Dominikowej z Nastusią.

 No, no, a cóż na to powiedzą Dominikowa!

 A cóż by, udry na udry pójdzie ze synem.

 Nie poredzi, Szymek w swoim prawie i lata też ma.

 Niezgorsze się tam zrobi piekiełko, niezgorsze wyrzekła Jagustynka.

 Mało to i tak swarów, mało obrazy boskiej! westchnęła Hanka.

 Słyszeliście to już o wójcie? zagadnęła Płoszkowa niesąc327 pobok niej swój brzuch spaśny i tłustą, czerwoną gębę.

 Dyć328 tyle miałam z pochówkiem i tylachna cięgiem329 nowych turbacji330, że ani wiem, co się tam na wsi wyprawia.

 A to starszy mówił mojemu, jako w kasie brakuje dużo. Wójt już lata po ludziach i skamle o pożyczki, aby choć chyla tyla zebrać, bo leda331 dzień przyjedzie śledztwo

 Jeszczech ociec mówili, co na tym skończyć się musi.

 Wynosił sie, puszył, przewodził, a teraz zapłaci za swoje państwo!

 To mogą mu zabrać gospodarkę?

 A mogą, zaś kiejby332 nie chwaciło333, to se334 resztę odsiedzi w kreminale gadała Jagustynka używał jucha, niechże teraz pokutuje.

 Dziwno mi też było, co nawet na pogrzebie sie335 nie pokazał.

 Cóż mu ta Boryna, kiej336 on z wdową przyjacielstwo trzyma.

Przycichły, bo tuż przed nimi jawiła się Jaguś prowadząca matkę; stara szła przygarbiona i z przewiązanymi jeszcze oczami, ale Jagustynka nie przepuściła okazji.

 Kiedyż Szymkowe wesele? Ani się kto spodział, co dzisiaj spadną z ambony! Juści, trudno chłopakowi wzbronić, kiej mu już obmierzły dziewczyne roboty. Nastusia go teraz wyręczy dojadała z prześmiechem.

Dominikowa sprostowała się nagle i twardo rzekła:

 Prowadź, Jaguś, prędzej prowadź, bo me337 jeszczek338 ugryzie ta suka.

I poszła śpiesznie, jakby uciekając, a Płoszkowa zaśmiała się cicho:

 Niby to ślepa, a niezgorzej obaczyła

 Ślepa, ale jeszcze trafi do Szymkowych kudłów.

 Boże broń, bych się i do drugich nie dorwała

Jagustynka już nie odrzekła, ścisk przy tym zapanował przed wrótniami, że Hanka się zgubiła ostając kajś339 za wszystkimi, ale nawet była temu rada, gdyż obrzydły jej te niepoczciwe dogryzania, jęła też spokojnie rozdawać dziadom po dwa grosze, nie przepuszczając ani jednego, zaś temu ślepemu z psem wetknęła całą dziesiątkę i rzekła:

 Przyjdźcie do nas na obiad, dziadku! Do Borynów!

Dziad podniósł głowę i wytrzeszczył ślepe oczy.

 Antkowa, widzi mi sie! Bóg zapłać! Przyletę340, juści, co przyletę.

Za wrótniami było już nieco luźniej, ale i tam siedziały dziady we dwa rzędy, czyniąc szeroką ulicę i wykrzykując na różne sposoby, a na samym końcu klęczał jakiś młody z zielonym daszkiem na oczach, przygrywał na skrzypicy i śpiewał pieśnie o królach i dawnych czasach, że całą kupą stali dokoła niego, a częsty grosz sypał mu się do czapy.

Hanka przystanęła pod smętarzem, rozglądając się za Józką i najniespodziewaniej natknęła się oczami na swego ojca.

Siedział se341 w rządku między dziadami, rękę wyciągał do przechodniów i jękliwie skamłał o wspomożenie.

Jakby ją kto pchnął nożem, ale myślała zrazu, że się jej przywidziało, przetarła oczy raz i drugi; on ci to był jednak, on!

 Ociec342 między dziadami! Jezus! dziw, że się nie spaliła ze wstydu.

Nasunęła chustkę barzej343 na czoło i przebrała się do niego z tyłu od wozów, pod którymi siedział.

 Co wy robicie najlepszego, co? jęknęła przykucnąwszy za nim, bych344 się chronić od ludzkich oczów.

 Hanuś a dyć ja a dyć

 Chodźcie mi zaraz do domu! Jezus, taki wstyd! Chodźcie!

 Nie póde345 Już to sobie z dawna umyśliłem Co wama346 mam ciężyć, kiej dobre ludzie347 wspomogą We świat se pociągnę z drugimi święte miejsca obacze co nowego się przewiem348 Jeszczech wama spory grosz przyniese349 Naści złotówkę, kup jakiego cudaka la350 Pietrasia kup

Chyciła351 go ostro za kołnierz i prawie wywlekła między wozy.

 Zaraz mi do domu. Że to wstydu nie macie!

 Puść me, bo się ozgniewam!

 Rzućcie te torbeczki, prędko, żeby kto nie obaczył.

 To zrobię, co mi się jeno spodoba, juści wstydał się bede komu głód kumą, temu torba matką wyrwał się naraz, wpadł pomiędzy wozy a konie i przepadł.

Nie sposób było go szukać i naleźć w takim tłoku, jaki się uczynił na placu przed kościołem.

Słońce przypiekało, jaże się człowiek łuskał ze skóry, kurz zapierał piersi, a naród, chociaż zmęczony i zgrzany do ostatniej nitki, miętosił się radośnie i kotłował jakoby w tym rozbełkotanym wrzątku.

Katarynka wygrywała rozgłośnie na całą wieś; dziady wyciągały po swojemu, dzieci gwizdały na glinianych kuraskach, naszczekiwały psy i konie gryzły się i kwiczały, że to muchy były dzisia barzej352 naprzykrzone, zaś każden353 człowiek gadał z osobna, przekrzykiwał do znajomków, stowarzyszał się i cisnął do kramów, przy których wrzało jak w ulu i podnosiły się dzieuszyne354 piski.

Budy ze świętościami jaże355 się chwiały od babiego naporu. Nie mniejszy był tłok, kaj356 przedawali kiełbasy, wiszące na drążkach niby te grubachne postronki. Gdzie znów kupczyli chlebem a kukiełkami. Kajś Żyd nawoływał do cukierków, zaś jeszcze indziej nawet wstęgi wiewały spod płóciennych daszków i bicze przeróżnych paciorków, a wszędy357 był niepomierny gniot358, harmider i wrzaski kieby359 w jakiej bóżnicy.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора