Budy ze świętościami jaże355 się chwiały od babiego naporu. Nie mniejszy był tłok, kaj356 przedawali kiełbasy, wiszące na drążkach niby te grubachne postronki. Gdzie znów kupczyli chlebem a kukiełkami. Kajś Żyd nawoływał do cukierków, zaś jeszcze indziej nawet wstęgi wiewały spod płóciennych daszków i bicze przeróżnych paciorków, a wszędy357 był niepomierny gniot358, harmider i wrzaski kieby359 w jakiej bóżnicy.
Przeszło dobrych parę pacierzów, nim naród jął360 się nieco spokoić361 i przycichać; kto pociągał do karczmy, kto już zabierał się do domu, a drudzy, zmożeni spiekotą i utrudzeniem, rozkładali się w cieniu wozów, nad stawem, to w sadach i podwórzach, bych se podjeść i odpocząć.
Rozprażone przypołudnie tak już doskwierało, że dychać nie było czym, a pokrótce i gwarzyć nie chciało się nikomu ni nawet ruchać362, jako tym drzewom pomdlałym w żarze, a że przy tym i wieś zasiadła do misek, to się już prawie całkiem uspokoiły, jeno co tam dzieci podniesły363 wrzaski kajś niekaj364 i konie szarpnęły się przy wozach.
Zaś na plebanii proboszcz wyprawiał obiad la365 księży i dziedziców, przez wywarte okna widniały głowy, płynął gwar rozmów i roznosiły się brzęki, śmiechy a takie zapachy, jaże366 niejeden ślinkę łykał z onych smaków.
Jambroż, wystrojony odświętnie, w mentalach na piersiach, kręcił się cięgiem w sieniach, a często gęsto na ganek wybiegał z krzykiem:
Nie pódziesz, jucho, stąd! A to kijem cię złoję, że popamiętasz.
Ale nie mogąc się ognać zbereźnikom, które jako te wróble obsiadały sztachety, a śmielsze nawet już pod okna się przebierały, to jeno przygrażał księżym cybuchem a wyklinał.
Nadeszła na to Hanka przystając przy furcie.
Szukacie to kogo? zapytał kusztykując do niej.
Nie widzieliście kaj mojego ojca?
Bylicy! Gorąc, że niech Bóg broni, to pewnikiem śpi se kajś w cieniu Te! jedrona pałka! krzyknął znowu i pogonił za chłopakiem.
A Hanka strapiona wielce poszła już prosto do domu i rozpowiedziała o wszystkim siostrze, która przyszła na obiad.
Ale Weronka jeno wzruszyła ramionami.
Korona mu ze łba nie spadnie, że przystał do dziadów, a co nam będzie lekciej367, to lekciej. Nie takie ano skończyły pod kościołem.
Jezus, taki wstyd, żeby rodzony ociec na żebrach! A co Antek na to powie? Dopiero ludzie wezmą nas na ozory i powiedzą, żeśmy go wygnały po proszonemu.
A niechta szczekają, co im się spodoba. Pyskować na drugiego każdy poredzi368, ale do pomocy nikto nieskory.
Ja nie dopuszczę, żeby ociec mieli dziadować.
To go se sprowadź do chałupy i żyw, kiejś taka honorna369.
A sprowadzę! Już mu tej łyżki strawy żałujesz! Juści, teraz miarkuję, coś go do tego sama przyniewoliła.
Przelewa się to u mnie czy co? Dzieciom to pewnie odejmę od gęby, a jemu dam?
Należy mu się wycug370 od ciebie, nie baczysz?
Jak nie mam, to z jelit sobie nie wypruję.
A wypruj i daj, ociec pierwszy. Nieraz mi się skarżył, że go głodem morzysz i o świnie więcej dbasz niźli o niego.
Prawda była, juści, ojca morzę głodem, a sama to se używam kiej dziedziczka. Tak się ano wypasłam, co mi już kiecka z bieder371 zlatuje i ledwie kulasami powłóczę. Na borg372 jeno żyjemy.
Nie pleć, myślałby kto, że i prawda.
A prawda, żeby nie Jankiel, to by nawet tych ziemniaków ze solą zabrakło. Juści, syty głodnemu nigdy nie zawierzy! gadała na wpół z płaczem, a coraz żałośniej, gdy wtoczył się w opłotki dziad, prowadzony przez pieska.
Siadajcie se pod chałupą zwróciła się doń Hanka krzątając się kole373 obiadu.
Przysiadł na przyźbie374, kule odłożył, pieska puścił na wolę i pociągał nochalem, miarkując, żali375 już jedzą i w której stronie.
Właśnie byli zasiadali do obiadu pod drzewami, Hanka wyłożyła jadło na miski, że szeroko rozniesły się posmaki.
Kasza ze słoniną, dobra rzecz. Niech wama pójdzie na zdrowie mruczał dziad wietrząc zapachy i oblizując się łakomie.
Pojadali z wolna, przedmuchując każdą łyżkę strawy: Łapa kręcił się z cichym skowytem, a dziadoski piesek ziajał z wywieszonym ozorem pod ścianą, spiekota bowiem była straszna, nawet cienie nie ochraniały, dziw się wszystko nie roztopiło, a w tej nagrzanej i sennej cichości jeno łyżki skrzybotały, a niekiedy kajś376 pod strzechą zaświegotała jaskółka.
By tak z miseczkę kwaszonego mleka la ochłódy! westchnął dziad.
Zarno377 wam przyniesę! spokoiła go Józka.
Dużoście dzisiaj wykrzyczeli? zapytał Pietrek ciągnąc ospale łyżkę.
Zmiłuj się, Panie, nad grzesznymi, a nie pamiętaj im dziadowskiej krzywdy! Bogać ta wiele! któren dziada obaczy, to w niebo pilnie patrzy albo skręca o staje. Zaś inszy wysuple ten grosz jaki, a rad by wziął resztę z dziesiątki! Z głodu przyjdzie zdychać.
La378 wszystkich latoś379 ciężki przednówek380 szepnęła Weronka.
Prawda, ale na gorzałkę to nikomu nie zbraknie.
Józka wetknęła mu w garść michę, jął skwapliwie pojadać.
Powiedali na smętarzu ozwał się znowu co Lipce mają się dzisiaj godzić z dziedzicem, prawda to?
Dostaną, co im się należy, to może się i ugodzą rzekła Hanka.
A Miemce się już wyniesły, wiecie? wyrwał się Witek.
Żeby ich morówka zdusiła! zaklął wytrząsając pięścią.
To i was pokrzywdzili?
Zaszedłem do nich wczoraj z wieczora, to me psami wyszczuli. Heretyki ścierwy, psie nasienia. Pono Lipczaki tak im dopiekali, że musiały uciekać! Ze skóry bym takich obłupiał, do żywego mięsa pogadywał, sielnie wygarniając z miski, a skończywszy napasł swojego pieska i jął się dźwigać z przyźby.
Żniwna pora, to pilno wam do roboty zaśmiał się Pietrek.
A pilno; łoni381 było nas na odpuście sześciu wszystkiego, a dzisia ze trzy mendle sie wydziera, jaże uszy puchną.
A przyjdźcie na noc zapraszała Józka.
Niech ci Jezus da zdrowie, co pamiętasz o sierocie.
Sierota jucha, a kałdun to już ledwie udźwignie przekpiwał Pietrek patrząc, jak się toczył środkiem drogi, grubachny kiej382 kłoda, i kijaszkiem macał przeszkody.
Chałupa też wkrótce opustoszała, kto przyległ w cieniu, bych się przespać, to już chrapał, a reszta poszła na odpust.
Przedzwonili na nieszpór. Słońce się już galancie kłoniło ku zachodowi, upał jakby ździebko383 sfolżał384, to chociaż jeszcze sporo wypoczywało pod chałupami, ale już coraz więcej ludzi schodziło się na plac przed kościołem, pomiędzy kramy i budy.