STAROSTA
Ważnych uwag waćpana cierpliwie słuchałem,
Lecz się przyznam, że w duchu serdecznie się śmiałem.
Jakże waćpan, co sprzyjasz tak każdej odmianie,
Dziś żywo nowomodne ganisz wychowanie?
Wszak ta edukacyja, te nowe przykłady,
Równie jak sejm gotowy, jak wasze zasady,
Wyście powymyślali, dziś znów niekontenci;
Wiesz waćpan, co to było za naszej pamięci!
Młodzieniec wiedział, że go głośna czeka sława,
Gdy umiał po łacinie i Volumen prawa;
Szedł potem do wszystkiego, i ludzie bywali,
Którzy, nic się nie ucząc, o wszystkiem gadali;
Dziś spytaj chłopca w szkołach prosto, nie zawile,
Rozumie Horacego, pozwu ani tyle:
Głowę mając dzikiemi rzeczami nabitą,
Wie dobrze co ananas, a nie wie co żyto.
PODKOMORZY
To niedobrze: powinien znać jedno i drugę,
Niech się naprzód sposobi na kraju usługę,
Niech wie dalej, jak inne narody się rządzą,
Naśladuje ich cnoty, strzeże się w czem błądzą;
Przez takową wiadomość człek światła nabiera,
Ta krajowych przesądów zasłonę rozdziera.
A jeśli w dalszym wieku zwiedzi obce kraje,
Niech przejmuje ich cnoty, nie śmieszne zwyczaje,
Niech z uwag swych dla kraju pożytki gotuje,
Niechaj zdobi swój umysł, lecz serca nie psuje.
STAROSTA
Mówiłeś waćpan niby na obydwie strony,
Lecz widzę za nowością zawsześ uprzedzony.
PODKOMORZY
A ja mówię, żeś waćpan przyjacielem mody.
STAROSTA
Jakże to, dobrodzieju?
PODKOMORZY
Mam tego dowody.
STAROSTA
Jakież, proszę.
PODKOMORZY
Ciężko co znaleźć na obronę;
Oto własnym wyborem pojmując za żonę,
Damę zacną, lecz która modnem wychowaniem,
Nie zgadza się z humorem waćpana ni zdaniem.
STAROSTA
Miałem w tem tę przyczynę
PODKOMORZY
Musiała być ważna.
STAROSTA
Pewnie że: dość powiedzieć, że była posażna;
Mospanie, gdzie się suma z dobrami zjednoczy,
Tam na resztę bezpiecznie można zamknąć oczy.
Zważ waćpan, jak nie miało ulgnąć24 me serduszko;
Naprzód trzykroć gotowych25 znaleźć pod poduszką,
Dobra nad samą Wisłą, klucz26 na Ukrainie,
Zastawę w Sandomierskim i dworek w Lublinie.
I tak silnym powabom któż z nas oparłby się?
Prawda, ma swe śmieszności, ma swe widzimisię,
Lubi czasem chorować, i co mi to szkodzi,
Że w myślach zatopiona po miesiącu chodzi?
Że lubi lasy, zdroje, słowiki, murawy?
Niech sobie lubi; ja znów mam swoje zabawy,
Bo gdy ona w ustroniu rozwodzi swe żale,
Ja sobie gram w warcaby albo tytuń27 palę,
A tak każde kontente28.
PODKOMORZY
na boku
Łatwo temu wierzę.
Kto tak stałym umysłem wszystkie rzeczy bierze,
Temu dworek w Lublinie i nad Wisłą włości,
Łatwo słodzą niesmaki, spory i przykrości.
SCENA IV
Ciż sami i Teresa
Teresa, pocałowawszy ojca w rękę, kłania się Podkomorzemu i Podkomorzynie
STAROSTA
Jak się miewasz Teresiu? dobrze ci się spało?
TERESA
Nie zbyt dobrze, bo jejmość cierpiała noc całą.
PODKOMORZYNA
A miałażeś wygodę?
TERESA
W tym tak zacnym domu,
Na wygodzie, staraniu, nie zbywa nikomu;
Znam go od dawna, pod ich schowana dozorem,
Wasze życie i cnoty były dla mnie wzorem,
Czułych ich starań tkliwe zachowam wspomnienie.
PODKOMORZYNA
do Starosty
Co to za miłe, wdzięczne i skromne stworzenie!
Słodycz, dobre skłonności natura w nią wlała,
W oczach naszych w urodę i cnoty wzrastała.
Kocham ją jak mą córkę.
STAROSTA
Dobra z niej dziewczyna,
Lecz prawdę mówiąc, zawsze wolałbym mieć syna;
Ta, wziąwszy posag, Bóg wie dostanie się komu,
Z syna przecię i pomoc, i wygoda w domu,
Bo czy to w Trybunale sprawę poforsować,
Czy ekonoma z intrat29 ściśle obrachować,
Czy pchnąć do Gdańska, zawsze dobrze użyć syna,
Właśnie mi się historia dobra przypomina:
Raz mój ojciec
PODKOMORZYNA
Starosto! powiesz przy obiedzie,
Pójdziem do chorej. Może tymczasem nadjedzie
Syn mój i koniec długiej przyniesie tęsknocie.
Teresiu, możesz tutaj zostać przy robocie.
Wychodzą
SCENA V
TERESA
sama
Dziś go tedy ujrzemy30, dzisiaj ma się wrócić,
Nie wiem, czyli się cieszyć, czyli mam się smucić,
Z skłonnością moją walczą rodziców rozkazy:
Ach! dla tkliwego serca, jak okrutne razy!
Schowana31 z nim w tym domu, w latach mych dziecinnych
Miłość się przy zabawach zajęła niewinnych,
Minęły te zabawy, zostało wrażenie.
Przymuszać się ustawnie32, co za udręczenie!
Wszystko mię zdradza, niech kto imię jego wspomni,
Zapłonienie na twarzy postrzegą przytomni.
Lecz czegóż się mam płonić? publiczny szacunek,
Upoważnia mój wybór i słodzi frasunek.
Dzisiaj go więc zobaczę.
SCENA VI
Teresa, Szarmancki
SZARMANCKI
wpada, nie postrzegając Teresy
Latać godzin kilka,
I jednego nie ruszyć zająca ni wilka,
To ostatnie nieszczęście.
postrzegając Teresę
Niech pani daruje.
Że się przed nią w zbryzganym fraku prezentuję!
Wraz stąd lecę, i włożę ciemny wigoniowy:
Oczy jej już mi słodzą niepomyślne łowy,
Ale biedny kasztanek!
TERESA
I cóż mu się stało?
SZARMANCKI
Nieszczęście: wzdłuż i w poprzek zbiegłem knieję całą.
Lecę przez pole i już wypadam na drogę,
Gdy wtem utkwił w zagonie i wywichnął nogę.
TERESA
Żałość waćpana równie jest słuszna jak szczera.
SZARMANCKI
Od pierwszego go w Anglii kupiłem pikiera.
Był to pierwszy koń w świecie, co nie ma przykładów,
Wygrał jeden po drugim dwadzieścia zakładów:
Ach, gdybym tu już serca nie uwięził mego,
Wraz bym leciał do Anglii szukać podobnego!
TERESA