V
Takie pierwszeństwo nie idzie z rodu,
 Ani go zjednać za kufel miodu;
 Lecz trzeba kochać a sercem całém,
 Trzeba być silnym duszą i ciałem, 
 A czy to w wiosce, czy w wielkiem mieście,
 Taką przewagę uznają wreszcie.
 Przewaga serca w imię przyjaźni,
 Najdumniejszego dumy nie draźni23,
 Wszyscy się chylą przed taką władzą,
 Ochocze serca zawżdy poddadzą;
 A gdy już pierwsza przebyta proba,
 Prowadź gromadkę gdzie się podoba.
VI
I świetną była dola Jankowa,
 Póki się we wsi rodzinnéj chowa.
 Lecz inszą dolę dały mu nieba:
 Panu hajduka było potrzeba,
 Spodobał Janka zabrał go z chaty
 W obce wojwództwo aż pod Karpaty.
 Żal rodzinnego było mu płota,
 I wioska po nim będzie sierota:
 Ojciec przeżegnał dobrego syna,
 Gorzko płakała matka jedyna,
 Chłopaki ucztę dali mu w domu,
 Dziewczętom zucha żal po kryjomu,
 Jedna, jak widać, smutniejsza nieco,
 U drugiéj łezki na oczach świecą.
 Wszyscy żałują on głowę traci:
 Dumny tym żalem swoich współbraci.
 Z sercem rozdartém i bolejącém,
 Z tysiącem wspomnień, z marzeń tysiącem,
 Zakończył z braćmi uczty ostatki,
 Rzucił się do nóg ojca i matki,
 Uściskał chłopców i dziewy młode,
 Pożegnał kościół, cmentarz, gospodę;
 Wsiadł na konika dworsko a raźnie,
 Jeszcze się wszystkim skłonił przyjaźnie,
 I ruszył, świszcząc piosnkę kozaczą,
 Pewien, że jego łez nie zobaczą,
 I snuć marzenia zaczął powoli
 O nowém życiu, o inszéj doli.
VII
Dobrze mu było na dworze pana:
 Barwa złocista i posrebrzana,
 Spięty popręgą, w sutéj bekieszy24,
 Z kity u czapki wielce się cieszy,
 Strzelba przez plecy, konik cisawy, 
 O! taka służba jak dla zabawy!
 Prędko się zuczył celnego strzału,
 I przyjaźń ludzka nie szła pomału:
 Pan go od razu polubił wielce,
 Kazał policzyć pomiędzy strzelce;
 Dworscy przyjęli braterską dłonią,
 No, i dziewczęta nie bardzo stronią.
 Wesołe życie! jedyna bieda:
 Że Bóg przeszłości zapomniéć nie da,
 Że w dzień i w nocy tak sercem miota
 Ta do rodzinnej skiby tęsknota!
 Te ciągłe myśli o swojéj strzesie25
 Ptaszek pod skrzydłem chyba je niesie!
 Słodkie powietrze ze swego świata
 Chyba zdradziecko z wiatrem przylata,
 Aby do reszty odurzyć głowę,
 Ażeby serce darć26 na połowę
 Najpierwsze myśli, kiedy się zbudzi,
 Posyła naprzód do tamtych ludzi:
 Co oni robią? żywi? czy zdrowi?
 Ojciec i matka, nasi domowi?
 Nasze chłopaki, nasze dziewczęta?
 I kto tam jeszcze o mnie pamięta?
 Czy tam wczorajsza doszła ulewa?
 Czy wiatr którego nie złamał drzewa?
 Tak była wątła, tak pochylona,
 Grusza przy chacie starca Szymona
 Co się tam stało z kościelną wieżą?