Podniósł się chór głosów.
Szczególne! Poleciał chyba na księżyc, bo i w domu panna Dorota go opłakuje.
Jesteśmy obydwaj poszkodowani, panie baronie wtrącił markotnie admirał. Pan szuka przyjaciela, a ja się nie mogę żony doczekać
Uhm te obie zguby pewnie się znalazły pomyślał Schöneich.
To jednak osobliwość! zawołał Herbert. Przez cztery miesiące Wentzel nie zrobił głośnej awantury. Ani jednego pojedynku.
Nikt go nie zaczepił z polskiej strony jak ja! zaśmiał się Wilhelm Wertheim.
Może się ożenił i święci miodowy miesiąc.
To ostatnie nadzwyczaj prawdopodobne! potwierdził szyderczo Schöneich.
Wszyscy wybuchnęli homerycznym śmiechem82.
Może umarł?
Pewnie pojechał do Konstantynopola!
A może go pan, hrabio, spotkał na Ladronach?
Robiono coraz dziwaczniejsze przypuszczenia.
A ja wiem, co się z nim stało! ozwał się Herbert wydymając się jak paw.
No, no, że też ty coś wiesz nowego! szydził Schöneich.
Przegrał zakład ze mną. Wstydzi się pokazać i żałuje Scherza.
Jaki zakład?
O piękną damę, kiedyś w teatrze.
Aha, na wiosnę Ta w opalach! Wiemy, wiemy. Znalazłeś ją? Słuchamy!
Herbert uśmiechnął się triumfująco. Wypił kieliszek wina, rozparł się jak basza i odchrząknął do narracji. Schöneich odchrząknął także.
Było to w Ems
W tej chwili za drzwiami rozległo się szastanie lokajów i głos rozkazujący.
To dobrze. Otwieraj!
Herbert zamilkł. Na progu stał Wentzel Croy-Dülmen we własnej osobie.
Prosit83 Mahlzeit84! powitał wesoło.
Aaaa! rozległo się na wszystkie tony.
Porwano się gromadnie z powitaniem. Dobry kwadrans krzyżowały się wykrzykniki, pytania, śmiechy, koncepty; potem usadowiono ulubieńca na honorowym miejscu i zaczął się formalny szturm ciekawości.
Schöneich rzucił binokle, oparł łokcie na stole, oglądał przyjaciela od stóp do głowy; sam nie badał, ale słuchał, obserwował, kiedy Wentzel kłamał czy prawdę mówił. Podrzucał co chwila nieznacznie jakiś dowcip.
Admirał pierwszy przyszedł do słowa.
Czy nie spotkał pan przypadkiem mojej żony? zagadnął naiwnie.
I owszem. Miałem przyjemność podróżowania jednym pociągiem odparł spokojnie.
Czyż tylko jednym pociągiem? zamruczał Schöneich.
Jak to! Kiedyż pan wrócił?
Przed godziną. Ledwiem się przebrał i rozmówił ze Sperlingiem, i oto jestem.
Więc Aurora już jest?
Jest i czeka na pana niecierpliwie.
Uhm, niezawodnie! burczał gdzieś w pobliżu niemiłosierny dowcipniś.
Admirał rzucił cygaro na obrus, zapomniał rękawiczek, nie wziął reszty z pieniędzy i wyleciał, ubierając się na schodach.
Za nim pogonił grad dowcipów.
Pośpiech wart szczęśliwych rezultatów. Fregata zawija do portu w archipelagu Wysp Złodziejskich, po hiszpańsku Ladrony! objaśniał serio baron.
Wentzel z miną niewiniątka spożywał obiad. Opadnięto go znowu na wyścigi.
Coś porabiał tyle czasu? Można było podbić Europę!
Objechać kraj cały! Napisać strategiczne dzieło!
Posądzają, żeś się ożenił, żeś się sturczył, żeś umarł nawet!
Lidia lada dzień
Co lada dzień? przerwał niespokojnie.
Lada dzień wypowie ci służbę. Urlop jej się sprzykrzył! krzyczał Herbert.
Czemuś nie przyjechał na polowanie?
Znalazłem dziś zaproszenie na biurku.
Gdzież ciebie szatan nosił?
Wentzel zaspokoił głód i pragnienie zabrał głos.
Byłem, koledzy, w srogich opałach. O mało mnie nie ożeniono.
A to gdzie?
Nad Renem.
Pewno z Emilią Koop! zawołał Schöneich.
Naturalnie. Czy ciebie ciotka wtajemniczyła?
Jakżeś się obronił?
Uciekłem i schowałem się we Francji.
Aha, żeglowałeś po admiralskim morzu!
Broń Boże! Studiowałem naszych sąsiadów.
Kierujesz się na ambasadora, wedle mojej rady. Winszuję.
Nie, mam zamiar wydać dzieło statystyczne!
O pięknych damach! No, no, te sąsiedzkie studia musiały cię słono kosztować.
Ani grosza. Jeździłem od miasta do miasta, od domu do domu prywatnymi ekwipażami.
W roli sąsiada?
W roli stroiciela fortepianów. Czegóż się śmiejecie? Mein Wort85! Miałem kamerton i klucz.
Cha, cha, cha! A toś im urządził instrumenty! Pyszny koncept! śmiał się Herbert.
Zostawiam ci go do dyspozycji w razie potrzeby.
I twój Urban stroił fortepiany?
Urban udawał, że ma niezawodny sposób wypędzania szczurów. Ladaco, jeszcze się obłowił. A ja przywiozłem trzysta franków cioci Dorze jako trofea mych trudów. Żebyście ją widzieli w tej chwili! Radziłem za ten kapitał nabyć chińskie dziecko!
Gdzież się zjechałeś z admirałową?
Po drodze, wypadkiem86. Mein Ehrenwort87!
Chcemy wierzyć, chcemy! kiwał głową Schöneich. A wiesz, co się tymczasem stało z twym Scherzem?
Pochwalił mi się dżokej, ledwiem wysiadł w domu. Wygrał 25 000 w Baden.
Uhm? To i koniec. Herbert dowodzi, że koń już jego.
Jego? A to jakim sposobem?
Znalazł piękną nieznajomą.
Cooo? Herbert! Potz Blitz88! Gdzie? Jak?
Było to w Ems zaczął dumnie triumfator.
W Ems? Ty tam jeździłeś?
A tak. Towarzyszyłem pani
Mniejsza, komu towarzyszyłeś. Więc ta dama była w Ems na kuracji? Kto ona? Włoszka?
Ale gdzież tam! Poddana pruska z Poznania.
Taak? Nie może być!
Ależ niezawodnie. Czytałem w spisie gości
No, no, do rzeczy! Nie kłóćcie się. Polka czy Hotentotka, dość że kaducznie piękna! Wygrałeś zakład? Posiadłeś jej serce?
Tak prędko?! Za wiele wymagasz!
Dostałeś pocałunek?
Nie, tak dalece
Uścisk dłoni, spojrzenie, obietnicę?
Nie.
Cóż pleciesz o wygranej?
Bo jestem na drodze do wygranej. Znalazłem ją, wiem, jak się nazywa, gdzie mieszka; posłałem jej bukiet z cyklamenów
Który przyjęła?
No, nie odesłała
A to dopiero droga szczególna do wygranej! Jesteście obydwaj fryce89. Zabieram sobie Scherza i Fingala. Wentzel stroił fortepiany, a ty posyłałeś bukiety nieprzyjęte. Istotnie, rezultat zdumiewający!
Powoli, powoli, powoli Michel! zawołał Croy-Dülmen. Jeszcze termin nie upłynął. Niech Herbert powie, co zdziałał.
Przecie już słyszałeś. Dostał figę.
Dostałem fotografię! pochwalił się właściciel Fingala.
Pokaż, pokaż! zawołali wszyscy.
Herbert dobył z pugilaresu ozdobną kartkę. Tak, była to ona, ta sama cudownie piękna dziewczyna o dumnych ustach i poważnych, głębokich oczach.