Podczas tego wybuchu panna Dorota cofała się do drzwi. Przy ostatnich słowach znikła za portierą, żegnając zuchwalca ruchem pełnym wzgardy. Pozostał sam.
Pusty śmiech, który hamował całą siłą, rozrywał mu piersi. Wychylił się za okno i puścił wodze wesołości.
A to mi się udało! Ciocia wyperswaduje sobie matrymonialne zaczepki. Cha, cha, cha! Przebiła się własnym ostrzem! Przysięgnę, że uwierzyła w połowie i będzie mnie unikała jak złego ducha. Drzwi zatarasuje! Co za oburzenie niebotyczne! A ten gest ostatni: Ty nie wiesz, co to marzenie!. Spojrzysz, już ją masz! Kto mnie miał czułości i sentymentalizmu nauczyć?
Rozejrzał się po niebie i ziemi. Błyszczące w księżycu fale rzeki wzbudziły obraz jasnowłosej czarodziejki.
Pięknie by mnie Aurora przyjęła, gdybym jej marzenie zaproponował; albo Lidia czy baronowa Liza! Miałbym się z pyszna! Cha, cha! No, spaliłem mosty za sobą. Nie pokazywać mi się przed oczy cioci! Cóż robić teraz?
Znowu spojrzał w nocny krajobraz i półgłosem nucić począł:
Zum Rhein, zum Rhein, zum deutschen Rhein,
Wer will des Stromes Hüter sein!
Lieb Vaterland, magst ruhig sein,
Fest steht und treu die Wacht am Rhein 71!
Istotnie, siedzę tu jak szyldwach w tym zamczysku! Do diabła patriotyzm! Zostawię posterunek cioci w wierne ręce! A żeby też spróbować szczęścia na tamtym brzegu. Hm piękna nieznajoma, kto wie, czy nie sprzeniewierzy się swej nienawiści. Byle ją odszukać. Urban!
Factotum 72 wyrosło73 jak spod ziemi.
Pakować! Jutro jedziemy do Kolonii.
Wentzla czyn od myśli był bardzo niedaleko.
Nazajutrz ciocia Dora otrzymała przez lokaja wonny opoponaksem74 bilecik hrabiego:
Ze skrwawionym sercem i rozdartą duszą odjeżdżam! Tak srogiego wyroku znieść nie jestem w stanie. Słowa cioci były płomieniem, co mi duszę oczyścił. Będę się uczył marzyć, działać i pokutować. Jeżeli nie wrócę więcej, to proszę mnie w swych modłach nie omijać. Odjeżdżam złamany, z rozpaczą w sercu.
Biedny Wentzel.Co to jest? wrzasnęła staruszka. Gdzie hrabia?
Wyjechał dziś rano oznajmił sługa.
W którą stronę?
Na stację kolei. Konie już wróciły.
Oh, Herr Jesu! Okropność! Gdzie Urban?
I Urbana nie ma.
Niech Fryc siodła! Pojedzie do majora. Dam mu list.
Goniec poleciał cwałem. Pod wieczór major się zjawił, cały wzburzony.
Alle Wetter75! klął na wstępie. Cóż to znowu przystąpiło do tego junkra!
Ach, majorze, straszny cios nas dotknął
Do rzeczy, do rzeczy! Krótko i węzłowato! Pani pewnie coś zmalowała nie w porę?
Ale gdzież tam! panna Dorota załamała ręce. Przemówiłam do jego rozsądku i serca o naszej Emilci.
No, a on co na to? Uciekł, der Schurke76.
Uciekł dzisiaj, a wczoraj a wczoraj
Cóż wczoraj?
Wczoraj oświadczył się o mnie!
Potztausend77! Zwariował! huknął major, wytrzeszczając oczy.
Zwariował potwierdziła cicho jak tchnienie skonfundowana panna Dorota.
A to nam się udało! Gdzież pojechał?
Nie wiem! Straciłam głowę!
W to wierzę, schwere Not78! A to kawał wisielca! Zostawił list może? Cóż tam stoi?
Przeprasza, obiecuje poprawę i zmianę. Prosi o modły.
Tfu! Może obiecuje do klasztoru wstąpić? Będzie się biczował w Biarritz przy hrabinie Aurorze! Halunke79!
Majorze! Co za mowa nieprzystojna! Kto wie, kiedy dobre natchnienie ogarnie człowieka?
Co mi pani bredzi! Wentzel urodził się na wisielca i będzie wisiał. Natchnienie to mi się podoba. No, teraz go straciliśmy na wieki! Taki piękny projekt diabli wzięli. Mila się rozkochała, majątki graniczą, królewska fortuna! Czy ten błazen się kiedy nad czym zastanowi, porachuje, pomyśli sekundę porządnie! Wiatr i koniec. Traci zdrowie, młodość, fundusz! Kpi ze starych! Hej tam, lokaje! Posłać kogo na stację, niech spyta, dokąd hrabia brał bilet!
Po godzinie masztalerz wrócił. Hrabia wziął bilet do Francji.
A co! Oto i natchnienie! Poleciał hulać do Paryża huczał w pasji bas majora.
Dlaczego zawsze złe posądzenia? przeczył dyszkancik cioci Dory.
Bo są fakty.
Może się zmienić.
W rezultacie rozjechali się w gniewie i zerwali stosunki.
Panna Dorota odczytywała co dzień list grzesznika i pracowała fantazją. Po miesiącu wypisała sobie klerykalną francuską gazetę i szukała pilnie, czy gdzie nie znajdzie wiadomości o kartuzach80 i nazwiska Wentzla w nowicjacie.
Z tego wynika, że wyobraźnia cioci Dory pracowała i za rozum, i za logikę, i za zdrowy sens. Umiała robić sto mil na godzinę. Ale o pięknym paniczu zaginęły wieści.
IV
W jednym z najszykowniejszych klubów berlińskich zebrało się pewnego wieczora na obiad grono wesołej młodzieży.
Była to jesień. Panicze zbierali się zaledwie jeden z dóbr, drugi z wyścigów w Baden, trzeci z morskich kąpieli, inny z ferii parlamentu. Więc i rozmowa skakała z przedmiotu na przedmiot: wyścigowce, psy, ostatnia komedia, modna śpiewka, anegdota zakulisowa, scenka miłosna z podróży, trente et quarante81, głośna sprawa kryminalna. Każdy dorzucił słowo, dwuznacznik, żart; kielichy krążyły gęsto, po deserze zapalono cygara i papierosy. Michel von Schöneich, rozparty w rogu stołu, kręcąc wąsiki i uśmiechając się z dyskretną ironią, studiował kolegów przez szkła swych impertynenckich binokli. Przy uczcie grał zawsze rolę tureckiego pieprzu. Nazywano go nawet Papryką. Tego dnia był wyjątkowo lakoniczny co zwróciło uwagę Herberta, który koncepty młodego dyplomaty zbierał starannie i nazajutrz produkował za własne.
Schöneich wiedział o tym i każdy swój żart zaczynał od słowa: Herbert mówił, zwiększając jeszcze owym wstępem wesołość towarzystwa.
Herbert siedział naprzeciw, a obok niego średnich lat mężczyzna w marynarskim mundurze.
Był to szczęśliwy małżonek hrabiny Aurory Carolath, przybyły na krótki urlop z archipelagu Ladronów.
Małżeńska wizyta udała się niefortunnie. Żona dotąd bawiła w Biarritz: admiralski list i codzienne depesze nie robiły na niej żadnego wrażenia. Nie raczyła nawet odpisać.
Owych dwóch naprzeciw siebie oglądał Schöneich z miną amatora inwentarza. Nosili niezawodnie w jego myśli zoologiczne określenie.
Czy ci braknie konceptu, Michel? zagadnął ktoś z boku.
Słucham, czy nie posłyszę wieści o Wentzlu. Przecie go ktoś z was musiał spotkać.
Nie było go w Baden. Konie jego wzięły tam trzy nagrody.
Zapraszałem go na polowanie Żadnej odpowiedzi.
Nie spotkałem go w Ostendzie.
Podniósł się chór głosów.