Domańska Antonina - Paziowie króla Zygmunta стр 9.

Шрифт
Фон

I znowu runął do nóg królowi.

Zygmunt spojrzał przeciągle na żonę i rzekł:

 Zbyt pochopne sądy najczęściej okazują się mylnymi.

A gładząc dobrotliwie płową czuprynę Dmytrusia dodał:

 Zaiste warto paziem zostać, by zyskać takiego przyjaciela!

Rozdział II. Figiel Jana Drohojowskiego

Nazajutrz rano w izbie paziów żywa toczy się rozmowa przy ubieraniu.

 Wiesz, Jędruś zagadnął Kostuś Gedroyć Bonera że o włos, o pajęczynę, a byłoby się wszystko wydało.

 Juści, jakim sposobem?

 Sprawiliśmy się tajemnie: zrzynki, strzępki, szmatki pozmiatałem własną ręką i do cna spaliłem na kominie; popiół nawet rozgarnąłem aż do samej głębi.

 A miednicę z wodą, cośmy sobie ręce z farby myli dodał Czema wyniosłem na strych i het porozlewałem po polepie96.

 Co nas miało zdradzić? Ciekaw jestem puszył się Boner.

 Zaraz ci powiem: pani Szczepanowa.

 Ona? Aniśmy jej nosa nie widzieli.

 Za to ona widziała wasze oba i koszyk, i Kupidynka. Zahaczyliście o wirydarzu królewny; babina tam siedziała cichuśko, no i miała sobie najpiersze miejsce w onym teatrum, jakieście Papacodzie sprawili.

 Rety wyrzucą nas ze służby! wrzasnął Krystek.

 Z jednej ręki strapienie i z tejże otrzymacie pociechę! zadeklamował Gedroyć. Gdyśmy z ogrodu wracali po niefortunnym śledztwie, królowa jejmość kwaśna i nachmurzona, panny złe, jak jędzonki, a król i my wszyscy rozmiłowani w Montwille na umór

 Masz gadać co mądrego, to gadaj, a pleść nie wiedzieć jakie głupstwa, to lepiej

 Wżdyś chyba nie zapomniał, jako cię miłościwy pan pięknie pochwalił? A żeśmy cię dopiero wczoraj naprawdę poznali, że nasze serca k'tobie97 się kłonią, to i mówić nie trzeba każdy to czuje.

 Et nie marudziłbyś. Cożeś zaczął o Szczepanowej?

 Ano, wyszła naprzeciw nas po królewnę Jadwigę, a skorom ją mijał (szedłem w ostatniej parze), szepnęła mi na ucho: Kłaniaj się waść ode mnie panom malarzom i doradź, coby na drugi raz pilniej się strzegli, bo gdyby tak kto inszy, a nie stara Szczepanowa, toby było krucho. Dla Boga, nie wydajcie ich! szepnąłem. Zaśmiała się, machnęła ręką: Śpijcie spokojnie. I rozeszliśmy się.

 Prawdziwa łaska boska, że to ona była, a nie na ten przykład wielebna dzwonnica Serczykowa.

 Ale co tam rozmyślać o przeszłorocznym śniegu! Dobrze było, udało się, nie wydało się, po całym ogrodzie huczek poszedł, miłościwy pan przykazał szukać pilnie onego mistrza od piesków malowania, więc też pilnie szukają wiatra98 w polu. A waszmość panowie, sercem umiłowani, radujcie się, iże Andrzeja Bonera macie pośród siebie, jako chwałę i piękną ozdobę stanu paziowskiego.

 Zarozumialec jakiś! żachnął się Czema. Wżdy pieska ja sam, przez twojej rady umyśliłem.

 A byłbyś co wskórał, matusina kukiełko, gdyby nie ja? Po dziesięćkroć dałbyś się złapać na uczynku.

 Słuchaj no, Jędrek przerwał mu Ostroróg nie masz się z czego bucić99, bo do figlów i psot wszyscyśmy skorzy, ilu nas tu jest, i gdy ino zechcemy dokazować, to starego Odmiwąsa w żółtaczkę wpędzimy.

 Oho, w gębieście mocni, robotym nie widział!

 To zobaczysz. Słuchajcie wszyscy, zali wam się zda, co powiem.

 Pst!

 Czego chcesz?

 Coś się szmera za drzwiami

 Podejdźmy wszyscy na palcach dość już tego podsłuchiwania, trza ptaszka złapać.

 Ty, Szydłowiecki, stań przy oknie i gadaj głośno, niby że to rozmawiamy ze sobą, co by się w izbie cicho nie zrobiło, bo gotowo uciec.

Gedroyć na przedzie, tamci za nim, podsunęli się ostrożnie do drzwi, otwarli je znienacka Signora Marina Arcamone w czepcu nocnym na głowie i luźnej kwiaciastej sukni stała w korytarzu o pół kroku ode drzwi i tak złapana niespodzianie, że nawet odskoczyć nie miała czasu.

Ostroróg, Montwiłł, Czema, Drohojowski i Boner parsknęli śmiechem szyderczym, a Gedroyć pokłonił się w pas jak przed królową.

 Cóż za niewysłowiona i niczym nie zasłużona łaska, że czcigodna pani ochmistrzyni raczy nawiedzić marnych paziów o tak rannej dobie?

 Prosimy, prosimy! wrzasnął chór jednogłośnie.

 Schiocchi senza vergogna! Somari!100 drżąc z wściekłości, zapiszczała dama i pobiegła do swej komnaty.

 A tośmy babę przyhaczyli! Cha, cha, cha

 Nieprędko się chyba drugi raz odważy.

 Dobrze jej tak, niech nie myszkuje.

 A co tam wygadywała na nas? Nie słyszałeś, Pawełku?

 Przezwała nas niewstydnymi głupcami i osłami przetłumaczył Szydłowiecki.

Gedroyć uderzył silnie pięścią w stół.

 Poczekaj, stara sowo! Jużem ci wczoraj nakarbował w pamięci za królewnę Jadwigę, dziś znowu osły! Doznasz ty mojej wdzięczności, aż ci one osły bokiem wylezą!

 A teraz zasiądźcie spokojnie i posłuchajcie zaczął znowu Ostroróg.

 Słuchamy pilnie.

 Jędruś Boner się szczyci, że ino on jeden ma głowę do trefnych figli; ja zasię twierdzę, że nie ma w tym nijakiej sztuki, a przy dobrej woli każdy z nas mu dorówna abo i prześcignie.

 Powtarzam swoje: w gęboście mocni!

 Tedy ustanówmy związek alboli101 bractwo i niech każdy własnym pomysłem, własnymi siłami popisze się, jako zdoła najlepiej.

 Figlikowe turnieje! zawołał Gedroyć.

 A po włosku jak?

 Nie wiem: concorso102 chyba.

 Jak się zwie, tak się zwie, ja przystępuję do bractwa! zawołał Jaś Drohojowski.

 Nu, to i ja zawtórował dziwnie ożywiony od wczoraj Montwiłł.

 Ja także!

 I ja! wołali wszyscy.

 Ale poczekajcie, to jeszcze nie koniec; zrobimy siedem gałek z chleba, sześć jednakich, a siódmą usmarujemy sadzą, coby była czarna. Będziemy je wszyscy ciągnąć, a który dostanie czarną, nie należy do współzawodów, ino będzie naszym sędzią.

 Ojoj!

 Czyją on sprawkę uzna za najtrefniejszą, ten zostanie naszym hetmanem na cały rok.

 E ja tak nie chcę

 Wielka mi łaska być sędzią

 Ale zaszczyt nie lada!

 A to ci go darujemy!

 A gdyby tak sędziego do pomocy w robocie wołać?

 O, nie wolno! Sprawiedliwy sędzia nie może się w takie rzeczy wdawać.

 Rety cobym to ino ja nie był!

 Róbcie gałki, śpieszcie się!

 Już są.

 Czarna także?

 Juści, o niczym diabeł.

 Ale, ale, jedną odrzucić, bo Krystek już wczoraj swoje spełnił.

 No, wsyp je do kołpaka, przykryj połą, a wy nie patrząc ciągnijcie.

 Biała!

 Biała!

 Biała!

 Biała!

 O nieszczęsna godzino! jęknął Szydłowiecki.

 Taj dosyć, bo mnie na ostatku takoż biała znalazła się.

 Więc, Czema, ad acta103.

 Szkoda!

 Kto co ma do powiedzenia? rozpoczął z powagą swe urzędowanie Szydłowiecki.

 Ja rzekł Drohojowski. Upraszam pokornie waszą wielmożność, miłościwy sędzio, coby mi przyznane było prawo zakończenia sprawy z Niemcem. Gdy za moim to jednym słowem stało się, iże ów medyk znamienity legł powalon ciężką chorością, tedy niech go już do końca operuję, za czym zdrowego i wesoluchnego waszym miłościom okazać nie omieszkam.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Похожие книги

БЛАТНОЙ
18.4К 188

Популярные книги автора