Twarz profesora Effenbergera posiada latem barwę czerwoną, w zimie fioletową. Profesor jest zapamiętałym hydropatą67; lubi żywioł płynny pod każdą postacią. Kąpie się zapamiętale przez rok cały: w porze upałów bierze prysznice pod kołem młyńskim, podczas mrozów zanurza się w przeręblu. Postawę ma sztywną, włosy szpakowate, przy samej skórze ostrzyżone. Chodzi prędko po linii prostej, nigdy nie zbaczając, przed nikim nie ustępując, krokami odmierzonymi, w tempie wojskowym: raz-dwa raz-dwa
Jest muzykalny i towarzyski. Poza szkołą daje lekcje gry na skrzypcach; zastępuje też niekiedy na chórze chorego organistę. Uczestniczy we wszystkich wieczorkach ponczowo-pączkowych, urządzanych w karnawale; nie brak go też na żadnej uroczystości rodzinnej w rodzaju imienin, chrzcin, jubileuszów, wesel. Bierze nawet udział w stypach pogrzebowych. Oświadcza się zawsze z wielką miłością dla Polaków i co dziwniejsze, miłości tej składa dowody.
Posiada dużo stron sympatycznych oraz przysłowie: tak, panie tak
Otóż profesor Effenberger, dojrzawszy przez silne okulary Księżopolczyka, zawołał:
A ty tam tak, panie tak skąd sze wsząleś?
Chłopiec milczał, żuł chleb razowy i patrzył przez okno na liście, opadające z kasztana.
Gadaj sara tak, panie tak!
Księżopolczyk nie odwracał się, ani wiedząc, że do niego mówiono.
Effenberger zaperzony zeskoczył z katedry, przybiegł do ławek, zaciśniętą pięścią groźnie potrząsał
Sara wstawaj! krzyczał natichmiast! jak najpręsej! w pól minuta!
Dopiero kilka kuksańców, wymierzonych pod ławką przez kolegów, zbudziło Księżopolczyka. Wstał, leniwie się przeciągając.
Czego? zapytał z pełnymi ustami chleba.
Gniew nauczyciela spotęgował się jeszcze.
Ach, ty, tak, panie tak! jak sze nasywasz?
Ale tamten nic sobie z gniewu nie robił nie rozumiał go nawet. Dłoń zwiniętą przyłożył do ucha i powtarzał przeciągle:
Czegoooo? Czegoooo?
Koledzy zaczęli wykrzykiwać mu nad uchem, jeden przez drugiego:
Pan psor mówi Pan prosor każe Pan fesor żąda żebyś powiedział, jak się nazywasz?
Księżopolczyk zrozumiał nareszcie. Twarz jego przybrała najpierw wyraz wielkiego zdumienia; potem odmalował się na niej namysł głęboki
Długo milczał, szukając czegoś w pamięci wreszcie oczy spuścił i rzekł:
Zabacułem68
Klasa w śmiech Effenberger zaś, nic zrozumieć nie mogąc, zwrócił się do prymusa:
Prymus! tak, panie tak! gadaj sara, so on powiedział?
Pierwszy uczeń wyprężył się jak struna i cienkim głosem zaraportował:
On, panie prosorze, powiedział, zabaczułem.
Was ist denn das69: .sabba-szulem? To po żydowsku musi być oder70 po arabsku? Prymus, panie tak! Gadaj sara so to znaczy?
Studencik, rozkaz spełniając, zapiał:
To znaczy, panie prosorze, że on zapomniał, jak się nazywa!
Effenberger oczy wytrzeszczył klasa zanosiła się od śmiechu.
Ach, ty tak, panie tak! wpadł Niemiec na Księżopolczyka. Ty własne Name71 zapomniała? Ach, ty oszol!
Czegoooo? spytał tamten, nie dosłyszawszy i przestępując z nogi na nogę, bo go długie stanie zmęczyło.
Baran!
Chłopiec wzruszył ramionami. Twarz jego wyraziła wielkie zdziwienie.
Wieprz!
Wyrzuciwszy z siebie ostatnie słowo i dodawszy jeszcze dla nacisku energiczne: pfuj! profesor, pełen oburzenia i wstrętu, odwrócił się od sponiewieranego ucznia.
Tamten, widząc, że sprawa skończona, usiadł, wyciągnął z kieszeni nową pajdę razowca, i zabrał się spokojnie do jedzenia.
Klasa ryczała.
Od owego to dnia Księżopolczyk został Zabacułem.
Biedny Zabacuł!
Są istnienia dziwne, zagadkowe, fatalnością naznaczone, które wśród bliźnich budzą okrzyki oburzenia lub wybuchu śmiechu szyderczego, w jednym zaś i drugim wypadku zasługują wyłącznie na współczucie.
Należał do nich ten syn zagrodowego szlachcica, szaraczka pyszniącego się blaszaną szabelką przy chłopskiej siermiędze.
Wilczy apetyt, apatyczne spojrzenie, przytępiony słuch, słabo rozwinięty umysł wszystko to były objawy groźnej, nurtującej organizm chłopca choroby.
Jeszcze rok szkolny nie dobiegł do końca, gdy Księżopolczyk musiał przerwać naukę i do łóżka się położyć.
Ojciec wywiózł go na wieś ułożywszy na prostych drabkach72, wysoko sianem wysłanych. Chłopiec chorował całą wiosnę i pół lata i zdrowia odzyskać nie mógł.
Na kilka dni przed śmiercią oczy jego zaczęły nabierać niezwykłego blasku, twarz straciła swój zwykły, nieruchomy, osowiały wyraz. Zaczął mówić o szkole, nauczycielach, współuczniach
Musiano mu nieustannie odczytywać listę kolegow. Była to jego najmilsza rozrywka. Słuchając to uśmiechał się, to mrugał powiekami, to wzdychał głęboko.
Raz szepnął, jakby tylko do siebie:
To dobre chłopaki
Potem rzekł głośniej, z twarzą, nagłym blaskiem rozpromienioną:
Tak bym chciał poznać się z nimi bliżej, pobratać!
Ocknęła się w nim dusza za późno gdy już na sen wieczny kłaść się musiał
IV. Prymus-lizus
Przyjemnie być prymusem.
Prymus jest w klasie pierwszą osobą po profesorze. On to przynosi i odnosi wielki dziennik klasowy; on dwa razy na dzień wchodzi do kancelarii, gdzie ma dostęp do samego inspektora; on melduje, że atrament w kałamarzu na katedrze73 wysechł, kreda przy tablicy wypisała się, gąbkę ktoś świsnął74
Do prymusa profesor zwraca się w sprawach delikatnej natury, na przykład: kto rzucił na środek klasy skórkę od pomarańczy? Albo: dlaczego Baranowski przy odczytywaniu listy był obecny, a gdy został wezwany do lekcji, oświadczono, że go nie ma? Albo: skąd się wziął w klasie zapach dymu tytoniowego?
Nazwisko prymusa znajduje się na wszystkich ustach w szkole i na wielu ustach poza szkołą. Każdego ucznia pytają w domu rodzice i znajomi:
Kto u was jest prymusem?
Prymus stanowi łącznik pomiędzy kolegami a zwierzchnością szkolną i gdy jest zręczny, może służyć obu stronom, żadnej nie krzywdząc. On, wstępując na katedrę dla podania profesorowi pióra lub ołówka, ma sposobność zerknąć na dziennik lub katalożek, i podchwyciwszy drogocenną tajemnicę stopni, udzielać jej zaufanym kolegom. Są tacy, co znając wpływy i stosunki prymusa, starają się go przekupić ale on niedostępny pokusom, jak Kato75. Jednak nie pogardza ofiarowanym w porę papataczem76, do fundowanych sobie babek śmietankowych wstrętu szczególnego nie żywi nie widziano też nigdy, żeby wyrzucał za okno jabłko lub gruszkę, których smak niezwykły zachwalał mu kolega
Co prawda, te wszystkie dary przyjmuje z wyniosłą obojętnością, jakby mówił:
Należą mi się ale mnie do niczego nie zobowiązują
Przyjemnie być prymusem. Przyjemnie i zaszczytnie, ale tylko wówczas, gdy się do tej godności doszło prostą drogą osobistych zasług. Są bowiem inne jeszcze drogi, boczne, kręte, którymi nawet i na to miejsce wcisnąć się umieją niezasłużeni a zręczni.