Gomulicki Teofil Wiktor - Wspomnienia niebieskiego mundurka стр 8.

Шрифт
Фон

Przyjemnie być prymusem. Przyjemnie i zaszczytnie, ale tylko wówczas, gdy się do tej godności doszło prostą drogą osobistych zasług. Są bowiem inne jeszcze drogi, boczne, kręte, którymi nawet i na to miejsce wcisnąć się umieją niezasłużeni a zręczni.

W ostatnim wypadku ma się władzę, powagę, znaczenie ale nie ma się miłości współkolegów.

Ślimacki, który przed miesiącem objął stanowisko prymusa po Sprężyckim, zawdzięcza je okolicznościom dwuznacznym. Wszyscy wiedzą, że Sprężycki od niego zdolniejszy, że ma pojęcie żywe, bystre, że w lot wszystko chwyta i łatwo, logicznie wypowiada. A jednak Sprężycki musiał Ślimackiemu ustąpić. Dlaczego?

Zaraz z początku roku prymusem zrobiono Sprężyckiego. Był to wybór zupełnie naturalny, zasłużony i przez wszystkich przewidywany. Winszowali go też wybranemu wszyscy prócz Ślimackiego.

Ślimacki został trzecim czy czwartym uczniem widoczne zaś było, że się rwie do miejsca pierwszego. Dowiedziawszy się o swej porażce, spochmurniał. Blada, chłodna jego twarz stała się jeszcze bledszą i chłodniejszą; wąskie usta zacięły się tak szczelnie, jakby nigdy już z nich nie miało wyjść słowo bratniej, koleżeńskiej miłości

I nigdy też podobno nie wyszło

Jakoś w tydzień po usadzaniu, profesor Izdebski, który bardzo lubił Sprężyckiego, chwycił go lekko za sterczącą czuprynkę i rzekł tonem ostrzegawczym:

 Bój się Boga, prymus! Mówią, że się puszczasz na zbereżeństwa, że kozły fikasz, na rękach chodzisz, węglem fizys77 smarujesz

Sprężycki zerwał się energicznie, wyprostował.

 Kto mówi, panie prosorze? śmiało zapytał.

Profesor palec na ustach położył, obejrzał się wokoło.

 Baczność, uwaga nikogo wskazywać nie można To tajemnica kancelaryjna Ale, bój się Boga, dobrze się pilnuj, żebyś z prymusostwa nie wyleciał

W kilka dni później z podobnymi ostrzeżeniami, w tym samym tajemniczym tonie, wystąpił profesor Żebrowski. Było to tym dziwniejsze i tym bardziej niepokojące, że ten nauczyciel prawie nigdy nie wdawał się w prywatne sprawy uczniów, zajęty całkowicie przylądkami, międzymorzami, wulkanami wykładał bowiem geografię.

Jednocześnie i milczący inspektor dziwnym, badawczym i podejrzliwym wzrokiem w Sprężyckiego wpatrywać się zaczął

Ale Sprężycki nic sobie z tego nie robił.

Zaufany w swe zdolności, pilny przy tym i punktualny, przeświadczony we własnym sumieniu, że obowiązki prymusa spełnia uczciwie o resztę nie dbał.

Był zaś z natury żywy jak skra, równie biegły w wymienianiu państewek, składających się na Rzeszę Niemiecką78 (jeszcze jej wówczas Bismarck79 w jedną całość nie spoił!) jak w prawidłach80 palanta81 i ekstry82 chłopiec, słowem, do różańca i do tańca.

Pod tym względem Ślimacki wyobrażał jego zupełne przeciwstawienie. Spokojny, zimny, z jasnymi włosami i oczyma, z głosem piskliwym, z ruchami powolnymi, nigdy nie brał udziału w zabawach uczniowskich, nigdy nie dokazywał, nigdy się nie uśmiechał.

Profesor Luceński nazwał go Rybą

Jednego dnia prymus Sprężycki, uprosiwszy kolegów o jak największą spokojność, wystąpił na środek klasy, żeby im pokazać, jak to się tańczy polkę-ułankę. Była wówczas ta polka w modzie i Sprężycki znakomicie wykonywał ją solo, popisując się na wieczorkach tańcujących83 u rodziców i znajomych. Przed kolegami tańczył ułankę, z mnóstwem dodatków własnego wynalazku Zachwycali się nimi wszyscy prócz Ślimackiego, który nieznacznie wymknął się z klasy.

Właśnie, gdy tancerz wśród ogólnej wesołości najpocieszniej fikał nogami i rękami, ktoś drzwi po cichu otworzył i cofnął się, w progu zaś ukazał się inspektor.

Ukazał się poważny, groźny, z wydętym, jak balon, brzuchem, z wysuniętą wargą dolną, z założonymi po napoleońsku rękami

Na ten widok wszystko nagle ucichło i jakby skamieniało. Sprężycki, zaskoczony znienacka w chwili, gdy jedną nogę do góry zadzierał, lewą ręką trzymał się pod bok, a rękę prawą zaokrąglał łukowato ponad głową zastygł, rzec można, w tej nadzwyczajnej pozycji

Wszyscy myśleli, że inspektor zagrzmi swym basem potężnym on jednak milczał, milczał zaś tak wymownie, że słuchającym tego milczenia ciarki po skórze chodziły

Przez kilka chwil wpatrywał się, bystro spod nasuniętych brwi, w przerażonego prymusa potem głową pokiwał i odszedł.

Nazajutrz Sprężycki został usunięty z prymusostwa, miejsce zaś jego zajął Ślimacki.

Klasa to niby maleńka respublika84; prymus to jakby tej respubliki prezydent. Zaraz po mianowaniu Ślimaka prymusem stało się widoczne, że to nie jest prezydent z wyborów, że ogół obywateli tej nominacji nie pochwala

Utworzyła się silna partia opozycyjna, na której czele stał Kozłowski.

Zaraz przy pierwszym usadzaniu, gdy inspektor naczelny wygłosił nazwisko Ślimacki w ostatnich rzędach krzyknięto donośnie, choć spod ławki:

 Lizus!

Twarz inspektora przybrała wyraz straszny oczy pod krzaczastymi brwiami zabłysły jak u tygrysa.

 Kto to powiedział? zagrzmiał głosem okropnym, od którego serca dzieci na chwilę bić przestały.

Wszyscy wiedzieli, że krzyknął Kozłowski ale nazwisko jego z niczyich ust nie wybiegło.

Inspektor powtórzył dwukrotnie pytanie również bez skutku.

 Cała klasa do aresztu! pogroził wszystkim i wyszedł, drzwiami trzasnąwszy.

Tego dnia tylko Ślimacki jadł obiad o zwyklej godzinie. Wszystkich pozostałych rozdzielono zaraz po dwunastej na małe grupy i w pustych klasach pozamykano.

Przecierpieli głód mężnie kolegi nie wydali.

Mimo to nazajutrz zaraz po pauzie Kozłowski został wypukany85 z klasy. Wyszedł z miną smętną, jakby w przeczuciu nieszczęścia; wrócił po kwadransie zapłakany.

Koledzy odgadli bolesną prawdę. Pełnym współczucia wzrokiem objęli nieszczęśliwą, jakby zmiętoszoną postać Kozła; spojrzenie pełne nienawiści posłali Ślimakowi.

Ostatni siedział spokojnie jak trusia blady, zimny z dwuznacznym uśmieszkiem, błąkającym się na wąskich wargach. Zawsze on się uśmiechał nigdy nie śmiał głośno. Nie widziano go też ani razu grającego w piłkę, ślizgającego się, biegającego do mety. Ludzie obdarzeni najbujniejszą wyobraźnią nie byli w stanie wyobrazić sobie Ślimackicgo, wywracającego koziołka.

 Osobliwy fenomen parole! mówił o nim profesor Luceński. Ryba pod postacią ślimaka.

Nowy prymus nie cieszył się miłością kolegów natomiast bali się go oni. Ile razy jakieś kółko żywo o czymś rozprawiało, a on się zbliżył natychmiast wszyscy milkli i rozchodzili się. On zaś, choć czynnego udziału w życiu koleżeńskim nie brał, niesłychanie był ciekawy wszystkiego, co się w kółkach mówiło i działo.

Ślimacki był synem urzędnika sądowego, zasuszonego wśród aktów, z twarzą bladą, zimną, z dwuznacznym na wąskich wargach uśmieszkiem. Bliźniacze podobieństwo istniało pomiędzy ojcem i synem zwiększone tym jeszcze, że Ślimacki ojciec nie nosił żadnego zarostu, wygalając codziennie twarz całą z pedantyczną, w manię przechodzącą starannością.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора