Gomulicki Teofil Wiktor - Cudna mieszczka

24 минуты
читать Cudna mieszczka
Gomulicki Teofil Wiktor
Можно купить 0.01Р
Шрифт
Фон

Wiktor Gomulicki

Cudna mieszczka

I. Serenada

 Tędy, Fabio! Tędy, Luka!

 Corpo di Bacco1! O małom nie runął przez jakieś ciało parszywe, co w poprzek drogi leżało!

 Pies pewnie

 Pewniej Żyd.

 Kolnij nożem przekonasz się. Jeśli pies zawyje; jeśli dusza niechrzczona zakwiczy

 Ciszej, kamraci2. Ty, Luka, brzuch wciągnij, a ty, Fabio, trzymaj się murów i nie schodź na środek. Księżyc zdradzić nas może.

 Rzuciłbyś do biesa3 tę komedię, przyjacielu Giano! To nie Wenecja!

 Więc cóż! Piękne niewiasty są wszędzie, a nad Wisłą więcej ich niż nad lagunami.

 Mówisz jak półgłówek. Dodaj, że Warszawa od Wenecji piękniejsza, a będę cię miał za skończonego wariata.

 Nie kłóćcie się. Otośmy na rozstaju. Niech Giano gada teraz: w prawo czy w lewo?

Zamilkli i w miejscu stanęli. Byli u wylotu ulicy Baryczkowskiej wprost targu rybnego. Przed nimi leżał placyk kwadratowy, przez pół biały od księżyca, przez pół czarny od mroku. Z dwóch stron placyku stały kamienice; w głębi ciągnął się mur wysoki, zębaty, w równych odstępach basztami półokrągłymi najeżony.

Z trzech ludzi, rozmawiających po włosku, wysunął się najwyższy, któremu było na imię Giano. Wysunął się i jął4 niespokojnie patrzeć dokoła.

Zawinięty był w płaszczyk lekki, spod którego wyglądały nogi w femurałach5 barwistych. Na głowie miał berecik z piórem czerwonym. Spod berecika wymykały się długie, czarne, na szyję spadające włosy.

Towarzysze byli również z włoska, choć mniej strojnie ubrani. Jeden gruby, beczkowaty, wyglądał jak tocząca się kula. Drugi zdawał się suchotnikiem.

Giano spojrzał bystro w jedną i w drugą stronę, i cofnął się z pośpiechem pod wystający okap muru.

 Hę? spytali tamci.

 Baczność szepnął ktoś nadchodzi.

Dunajem toczyło się dwóch kumów6 pod dobrą datą7. Szewcy pewnie albo cieśle w szarych kubrakach obydwa, z czapkami przekrzywionymi. Jeden patrzył w księżyc i podśpiewywał, niezbyt głośno zresztą:

Szarszan zardzewiały8
Z poszew opadały,
Kijec granowity9,
Harkabuz10 nabity

Drugi patrzył w ziemię i pluł na prawo i na lewo.

Gdy byli już blisko, weselszy z dwóch zaśpiewał głośniej:

Mazurowie naszy11
Po jaglanej kaszy
Jak sobie podpiją,
Wnet chłopa zabiją
Hu ha!

Stanął i w miejscu się okręcił.

Nagle wzrok jego padł na trójkę stojącą pod murem. Zajęła go bardzo. Przyglądał się jej pilnie, oczy mrużąc i uśmiechając się; potem palec wysunął przed siebie i usta otworzył.

 Włoskie małpy! krzyknął w głos i śmiechem wybuchnął głupim.

Ale drugi w tejże chwili dał mu w bok kułaka12.

 Królewscy! rzekł mu do samego ucha.

Uspokoiło go to od razu. W jednej chwili spoważniał, przygarbił się, zmalał. Czapkę z głowy ściągnął i mówił:

 Laudetur13.

 In saecula14 odrzekli Włosi.

 Ja bąkał onieśmielony, kłaniając się, z odkrytą wciąż głową ja panów Włochów od serca miłuję Panów Szwedów takoż I panowie Niemcy moi bracia Powiedziano: miłuj bliźniego swego

Towarzysz pociągnął go za rękaw, przerywając orację. Opierał się trochę, w końcu ustąpił. Odchodząc, jeszcze raz skłonił się pokornie.

 Wydostań brzuch, Luka! zawołał Giano wesoło. Niebezpieczeństwo minęło.

Grubas wysunął się spoza skarpy, do której przylepiony był jak nietoperz.

 Oj, Giano! Giano! mówił płaczliwie szukasz ty guza własnowolnie.

 Na swoją głowę i na naszą! dodał płaczliwiej jeszcze Fabio.

 Tchórze! wykrzyknął Giano. Zlękli się dwóch szewców pijanych.

 Ba! Mogła to być szlachta!

 Albo pancerni!

 Giano, pieszczoto wenecjanek! Przyjaciel tobie mówi: wróć się!

 Giano, słowiku z Lido15! Kamrat ciebie ostrzega: wróć się!

Smukły Włoch głowę uniósł oczy mu zapłonęły

 Nigdy! rzekł z mocą. Ach! Wy nie wiecie, jaka ona piękna. Róża przy niej jest pokrzywą, brylant krzemieniem, słońce świeczką łojową

 Pi, pi, pi! zadziwił się Fabio.

 Kiedym ją po raz pierwszy ujrzał takt w śpiewie zgubiłem. Zdawało mi się, że to z ołtarza anioł zestąpił i siadł w ławce z książką do modlitwy. Od tego dnia nie sypiam. Kiedy wy wszyscy, winem nalani, w najlepsze chrapiecie, otwieram okno, na księżyc patrzę i wołam z głębi serca: Barbaro! Barbaro!.

 Ona nie dla ciebie mruknął Luca.

Giano rzucił się, jakby go sztyletem pchnięto. Oczy mu dziko błysnęły; usta wykrzywił kurcz; pod czarnym wąsem zabieliły się wyszczerzone zęby.

 Jeśli nie dla mnie syknął to i dla nikogo!

Towarzysze spojrzeli po sobie. Oczy ich mówiły: Już z nim nikt nie poradzi.

 Idźmy! odezwał się z rezygnacją grubas.

 Idźmy! powtórzył jak echo suchotnik.

Giano uspokoił się, ale mu bladość na twarzy została. Skinął na kamratów i poprowadził ich przez plac, po stronie cienia. Potykali się o wielkie, płaskie kadzie, poślizgiwali na wilgotnych i szlamem pokrytych kamieniach. Woń ryb zepsutych uderzała ich powonienie. Nad głową słyszeli łoskot suchych, poruszanych wiatrem sztokfiszów, które wywieszono na znak ponad kramami.

Minąwszy targ rybny, skręcili w prawo. Giano prowadził ich teraz wąskim przejściem wzdłuż muru. Pełno tu było gruzów; rosły też osty i inne zielska. Niebawem ujrzeli przed sobą potężny czworobok Bramy Nowomiejskiej. Osadzony mnóstwem przystawek, daszków, wykuszów, wieżyczek małych i okratowanych okienek, wyglądał jak maczuga krzemieniami nabijana.

 Kto idzie?! krzyknął pachołek trzymający straż w bramie i halabardą brzęknął o kamienie.

Ale zaraz, poznawszy królewskich, uspokoił się i w głąb cofnął. Na ławie kamiennej stał tam dzban niepróżny, a przy nim kilku wojaków w kości grało

 Przeklęte Włoszyska! mruknął spluwając. Zawdy16 to ma po nocy robotę!

 Wiadomo! odezwał się kompan od dzbana. Włoch i kot czeladź17 czartowska!

Inni przeżegnali się z trwogą.

Giano z towarzyszami weszli na Krzywe Koło. Posuwali się z ostrożnością wielką, bo ulica była widna i cień wąziuchny tylko paskiem ciągnął się wzdłuż kamienic. Co kilkadziesiąt kroków wymijać musieli kupy śmieci i nawozu. Środkiem ulicy, głucho pluszcząc, płynął ściek i na brudnej fali pozłotę niósł księżycową.

 O Wirgili! szepnął Fabio ze smutnym uśmiechem, pokazując widok ten przyjacielowi.

A Luka przeniósł oczy ze ścieku na towarzysza i zauważył:

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора