KUZYN
Znam jaskinie, w których się ryje ani wzdłuż, ani wszerz, ani wprost, ani w poprzek, tylko w samą Prawdę malutki otworek, przez który Bóg usiłuje podać rękę człowiekowi.
WIDMO
głosem uroczystym
Masz rację. Jęzory, mój kuzynie. Ale czemu On usiłuje tylko, czemu tego nie wykona?
ZOSIA
Nie pytaj o takie rzeczy, mamo. To grzech.
AMELKA
Cicho, Zosia. Daj mówić mamie, co zechce.
WIDMO
Umarłam z własnej woli. Nie zabiłam się ani nikt mnie nie zabił. Chciałam umrzeć i umarłam. Zrobił mi się rak w wątrobie. O tym nikt z was nie wiedział, bo ukrywałam starannie moje boleści.
ZOSIA
A tak bawiłaś się z nami i z tatusiem!
WIDMO
W okropnych żyłam męczarniach.
KUZYN
A mnie się zdaje, że to wcale nie jest duch. Kuzynka żyje, ale jest zahipnotyzowana.
WIDMO
Nie mogę w przedmiocie tym nic powiedzieć. Nie mam swojego zdania.
Zamyka oczy.
ZOSIA
Mama śpi. Patrz, Amelka.
KUZYN
wstaje, podchodzi do Widma i bierze je za rękę
To jest bardzo niezwykły wypadek. A jednak ona jest widmem i tylko widmem. Ta ręka nie ma ciężaru. A może mi się to tylko wydaje. (odchodzi od niej) Czuję, że będę dziś strasznie samotny o dziesiątej. (do dziewczynek) Na miłosierdzie boskie nie opuszczajcie mnie dzisiaj.
ZOSIA
Przyjechała starsza kuzynka. Ona zabawi cię po dziesiątej. O tej porze musimy już spać.
KUZYN
Jaka kuzynka? Czy nie mała Aneta, z którą bawiłem się w dzieciństwie?
WIDMO
nie otwierając oczu
Ona sama. Zobaczysz, co za okropne rzeczy stąd wynikną. Tak się cieszę, tak się cieszę.
KUZYN
niecierpliwie chodząc po pokoju
Nie ma żadnych okropnych rzeczy. Znam wojnę, rewolucję, śmierć ukochanych osób i tortury. To wszystko jest głupstwo. Okropną rzeczą jest tylko nuda i to, jeśli żaden wiersz do głowy nie przychodzi i jeśli przy tym chce się coś pisać, coś, o czym się jeszcze nie ma pojęcia tak jak mnie teraz. A! To jest prawdziwa męka.
WIDMO
otwierając oczy z drgnieniem całego ciała
Najgorszą rzeczą jest ból fizyczny, a szczególnie rak w wątrobie. Ale nie jestem poetką. Nie znam tych waszych męczarni.
AMELKA
Jaki on jest głupi, ten Jezio. Hi, hi! Nic już się go nie boję. Jak jest mama, nie boję się nikogo.
SCENA SZÓSTA
Wchodzi z prawej strony Kucharka z zapaloną lampą z zielonym abażurem i stawia ją na stole.
KUCHARKA
A co? Nie wytrzymała pani na tamtym świecie i przyszła pani do nas?
WIDMO
Tak. Teraz nie przeszkadzajcie nam, Urszulo. Do kuchni przyjdę później.
Kucharka wychodzi.
SCENA SIÓDMA
Wchodzi z lewej strony Dyapanazy Nibek, trzymając pod rękę Anetę.
NIBEK
wskazując na Kuzyna
Rozumiesz? On był kochankiem Anastazji. Za to ją zabiłem.
WIDMO
nie wstając
Nieprawda. Kochankiem moim był Kozdroń, a umarłam sama, na raka w wątrobie.
NIBEK
z rozpaczą
Wiecznie te same kłamstwa! Nawet za grobem kłamie ta nieszczęśnica.
WIDMO
po raz pierwszy porusza się i traci sztywność
Ha! ha! ha! ha! ha!
KUZYN
do Widma
Nie śmiej się tak, kuzynko. Może wuj Dyapanazy ma słuszność. Ja nie ręczę za nic.
AMELKA
nie wstając
Wstydź się. Jeziu.
ZOSIA
nie wstając
Nie kłam tak.
WIDMO
Ha! ha! Dziękuję wam, córeczki, żeście mnie wzięły w obronę. Nigdy nie kochałam Jezia.
KUZYN
do Widma
A pamiętasz wtedy na wiosnę, tego roku? Pamiętasz naszą rozmowę w ogrodzie? Ja ci wszystko przypomnę. Była piąta po południu. Kwitnął bez. Czytałem ci wtedy ten wiersz. (deklamuje)
Bezkrwista twarz przezroczysta.
Śmiertelna maska uroczysta.
Płoną gromnice grobowe.
Ktoś mówi nudną mowę.
Chwil straconych rozpacz głucha.
Pustka w domu czeka ducha.
Strachem męczy, wyrzutami.
Czemu w życiu zawsze sami?
A po śmierci połączeni!
Już się nigdy to nie zmieni.
Straszliwe trupa milczenie
I wyrzutów potwierdzenie.
Myśl szalone daje skoki,
W zaświaty zaczyna wierzyć:
Nieodwracalne wyroki
Własną niemocą mierzyć1
SCENA ÓSMA
Wchodzi Kucharka.
KUCHARKA
Panie Nibek, pan Kozdroń prosi pana do kancelarii.
NIBEK
Prosić tutaj. Właśnie miałem posłać po niego.
Kucharka wychodzi.
SCENA DZIEWIĄTA
Ciż minus Kucharka.
WIDMO
Tak. Pamiętam ten wiersz. Na tym się wszystko skończyło. Mogło być coś temu nie przeczę ale nic nie było.
NIBEK
z zachwytem
Śliczny wiersz. Prześliczny. Ale nie skończyło się na tym. Ja wiem.
KUZYN
z wściekłością
Nie na tym! Nie na tym! Wszystko się od tego zaczęło: moje szczęście i moja nieludzka męczarnia. Męczyłem się strasznie, ale pisałem wiersze jak maszyna. Od czasu twojej śmierci nic. Ani w ząb. Jakby mi ktoś wszystko z głowy wymiótł.
Pada na krzesło na prawo.
SCENA DZIESIĄTA
Silne pukanie we drzwi na prawo. Nie czekając upoważnienia wchodzi Kozdroń. Długie buty, szpicruta. Pewnym krokiem podchodzi do Nibka, który stoi z Anetą na lewo. Mówi głośno.
KOZDROŃ
nie widząc Widma
Dobry wieczór państwu. (ściska rękę Nibka) Ceny na zboże idą w górę. Dobra nasza. (spostrzega się) Ale proszę mnie przedstawić.
NIBEK
Moja kuzynka Wasiewiczówna. Pan Kozdroń moja prawa ręka!
WIDMO
I lewa figura na ołtarzyku, na którym stałam ja.
KUZYN
zrywając się
Nieprawda! Nieprawda!
Kozdroń obraca się i spostrzega Widmo do połowy oświetlone silnie, a od góry tonące w zielonym półmroku abażuru. Stoi jak martwy tyłem do widowni, nie mogąc słowa przemówić.