Z jakąż ironią traktuje tu Sokrates ten stan duszy natchnionego poety, który tworzy! Jakżeż mało rozumiał owo rozżarzenie mózgu aż do białości, owo skupienie, naprężenie i napięcie wszystkich władz duszy w szczęśliwej chwili twórczej! Poeta tworzy nie z mądrości tylko z tego, co jest poza mądrością, co nią nie jest, więc też nic dziwnego, że te twory są mało warte: to jest sens ironii Sokratesa. Dlatego żądał od swych uczniów wstrzymywania się od tego rodzaju niskich, niefilozoficznych podniet i to z tak dobrym skutkiem, że młodzieńczy Platon, piszący z wielkim zapałem tragedie, spalił wszystkie swe sceniczne utwory, aby stać się uczniem godnym Sokratesa. Jeżeli ten radykalny moralista żądał tego od Platona, to wymagania takie musiał mieć od początku wobec każdego, który miał aspiracje poetyczno-artystyczne, jak to sam zresztą przyznaje. Wszak sam porzucił rzeźbę, sztukę par excellence helleńską.
Proszę sobie teraz unaocznić konsekwencje tych tez Sokratesa: cnota jest wiedzą: grzeszy się tylko z braku wiedzy; cnotliwy człowiek jest szczęśliwy. W tych trzech formułach optymizmu czai się śmierć tragedii! Bo gdzie jest świadomość czynu, tam jest odpowiedzialność: cnotliwy człowiek jest szczęśliwy więc zły musi być nieszczęśliwy, zły czyn zatem sprowadza nieszczęście, karę.
A zatem jest wina i kara w pojęciu zwykłym p. prokuratora, tło mieszczańskiego dramatu, ale nie tragicznego.
Cóż winien Prometeus, co Edyp, co Orestes22? Oni, tacy szlachetni, za co cierpią? Kto i za co wplótł w koło tortury Elektrę23? Ona taka piękna, taka młoda, taka bolesna!
Jakaż to straszna skarga huczy z ust Antygony, niepokalanej brata pogrzebnicy:
Anim zaznała miłości,
Ani mi zabrzmi żadna pieśń weselna,
Ale na zimne Acherontu24 łoże
Ciało nieszczęsne me złożę!
Czym zawiniła ta biała dusza helleńska, że głos jej płynie ku nam z głębi wieków, jako głos Wandy, która woła z mogiły do Chrystusa:
Skoczyłam do Wisły cała w zbroi.
Kiedy biła godzina rozpaczy!
Dziś na grobie moim Chrystus stoi:
Wspomni o mnie mój Pan i przebaczy!
. . . . . . . . . . . . . . .
Leżę w hełmie u nóg mego Pana:
Niech mnie wskrzesi w pancernej odzieży!
. . . . . . . . . . . . . . .
Niech mnie wskrzesi, ja piękna i młoda
Niech mnie wskrzesi, niech rękę mi poda!
Czym zawiniła nasza Wanda? Czym zawinił Gustaw i Konrad? Czym król Lear? Ofelia i Hamlet? Romeo i Julia? Beatrix Cenci? Chyba tym, jak powiada Calderon, że się urodzili. Prawda leśnego demona!
Hellen wierzył, że Ananke, że to Mojry zdziałały i dlatego bohater jego był tragiczny: wiedział, że każdy syn ziemi zrodzony jest na ból, na mękę, ale ponadto wszystko trzeba żyć górnie, choć tam gdzieś biją pioruny w oszalałe bólem Prometeje, choć Achilles młodo wali się w Hades25 ponury, choć ślepy Edyp krwawe łzy wylewa, choć Antygona żywcem w grób wepchnięta, ginie na pętlicy, ale wszyscy oni są za to wieczni, wiecznie piękni, tragicznie piękni, bo spełnili jak Heroje kielich goryczy: bo nie paktowali, bo się nie ugięli.
Cnotliwy człowiek jest szczęśliwy: więc cnotliwy bohater musi być teraz dialektykiem, bo pomiędzy cnotą a świadomością, pomiędzy wiarą a moralnością oraz ich zaprzeczeniami musi być teraz widoczny przyczynowy związek i logiczny pomost. Owo wzniosie rozwiązanie tragedii przez transcendentalną sprawiedliwość Ajschylosa26 obniża płaska i zuchwała zasada poetyckiej sprawiedliwości, wymierzanej przez usłużnego boga maszynerii teatralnej; deus ex machinaEurypidesa27!
Że pomiędzy Sokratesem a Eurypidesem istniał ścisły sojusz duchowy i wzajemny prąd ideowy, nie uszło to oka współczesnej starożytności: najwymowniejszym wyrazem tego trafnego sądu było podanie, krążące w Atenach, że Sokrates pomaga Eurypidesowi w twórczej pracy28.
Zwolennicy i chwalcy staroświeckich dobrych czasów, wymawiali oba te nazwiska, jak się to dziś mówi, jednym tchem, tak bez zająknienia, jeżeli chodziło o to, aby wskazać uwodzicieli i gorszycieli społeczeństwa. To są właśnie sprawcy, że dawna maratońska tężyzna duszy i ciała pada ofiarą jakiegoś podejrzanego postępu, jakiegoś uświadomienia, że się kurczy piękne ciało i piękna dusza Hellena przy świetle tych dwu złowrogich komet.
W tym tonie, pół na pół z oburzeniem lub pogardą, mówi stale o tych dwu duchach czarodziejska Muza Arystofanesa, a słowa jej i sądy wywołują wśród ludzi nowożytnych zdumienie i przerażenie: łatwo nam poświęcić Eurypidesa i uwierzyć, że działał niefortunnie, ale potępić Sokratesa, uwierzyć, że działał jak sofista na szkodę sztuki, że Arystofanes genialnym wzrokiem dostrzegł w nim ognisko, focus, soczewkę, koncentrującą rozkładowe dążności epoki i że dostrzegł trafnie29
Ach, ileż to wymyślono teorii i teoryjek, mniej więcej dowcipnych, aby obronić Arystofanesa przed zarzutem, że oczernił Sokratesa! Mówiono i pisano, że komedia attycka, zwłaszcza starsza, jest spokrewniona z dzisiejszą karykaturą pism humorystycznych, że jak żaden, dajmy na to, rozumny minister nie gniewa się o to. że go w piśmie humorystycznym przedstawią w najśmieszniejszej karykaturze, bo to żart, który nie krzywdzi, tak samo Chmury nie krzywdzą Sokratesa. Mówiono i pisano (Christ), że Arystofanes popełnił sobie taki żart karnawałowy; że mylnie poinformowany, uważał Sokratesa za sofistę, więc się pomylił co do osoby; że tylko dlatego wyśmiał Sokratesa, że inni sofiści byli cudzoziemcami, więc mało znanymi, a jemu chodziło o figurę popularną w Atenach. Z drugiej strony posądzano go nawet, że, przekupiony przez wrogów Sokratesa, napisał nań pamflet za srebrniki; że działał jako wróg wszelkiego postępu, jako wstecznik i konserwatysta, zaprzedaniec partii arystokratycznej. (Z racji tych przyczepiano do niego rozmaite etykietki, jakby do geniusza można przyczepić etykietę; exemplum30: proszę ją do Szekspira przyczepić: konserwatysta, arystokrata, demokrata, wstecznik, radykał, liberał, monarchista, republikanin i ile ich tam jest. Któraż się nada? Cóż to za rozpacz dla zwolenników etykiet! a Carducci?..!)
Nie: podziwiać należy głęboki instynkt, raczej genialną intuicję Arystofanesa, który przeczuł, jak nikt drugi, że robota tych dwu ludzi, Eurypidesa i Sokratesa, sprowadzi koniec wielkiej epoki Hellenów tj. koniec ich kultury tragicznej.
Duchowy związek Sokratesa z Eurypidesem zaznaczył się na zewnątrz tym ciekawym rysem, iż Sokrates, jako przeciwnik sztuk tragicznych, nie chodził na tragedie starego stylu, a pokazywał się ostentacyjnie tylko wtedy, kiedy dawano nową sztukę Eurypidesa.
Kanon estetycznego sokratyzmu: wszystko musi być wyrozumowane, co ma być piękne, oraz kanon etycznego sokratyzmu: tylko człowiek uświadomiony może być cnotliwy, był zarazem kanonem Eurypidesa, podług którego zmienił i przeobraził całą sztukę dramatyczną, zarówno jej zasadę, jak szczegóły: język, charaktery, budowę dramatyczną i, co najważniejsze: muzykę chóralną, której nawet sam nie tworzył, lecz którą zamawiał u drugich!