I Czeladnik. Tylko bez blagi, jasna pani. Instytucje som wyrazem najwyższych dążeń, z nich się wykonstruowujom a jak tej funkcji nie spełniajom, to wont z nimi rozumiesz, jasna landrygo?
II Czeladnik. Cichoj niech się całkiem wygada.
Księżna. Tak pozwólcie mi raz otworzyć na oścież czy na ścieżaj nawet moją zatęchłą, umęczoną duszę! Więc na czym to stanęliśmy? Aha żeby waszą nienawiść i złość zamienić na twórczy wybuch. Hm, jak to robić, sama nie wiem, ale to podyktuje mi moja intuicja ta kobieca, która płynie z wnętrzności...
Sajetan (z męką). Ooooch!... I nawet z pewnych zewnętrzności... ooch!
Księżna. Ale jak ułagodzić waszą złość? Przecież wiadomo, że ludzie czasem gładzą jeden drugiego, aby doprowadzić go tego drugiego do jeszcze większej pasji. Jesteście teraz wściekli na mnie, Sajetanie, a jednocześnie musicie mnie podziwiać jako coś bezwzględnie wyższego od was, ja wiem: to męka! Gdybym was teraz pogładziła po ręku o tak (gładzi go) tobyście się jeszcze bardziej wściekli wyleźlibyście wprost ze skóry...
Sajetan (usuwa, wyrywa raczej, rękę jak oparzony). O, ścierwa!! (do Czeladników) Widzieliście ta? To ci klasa świadomej perwersji! Chciałbym klasowo być tak uświadomionym, jak ta cholera, perwersyjnie, po kobiecemu, sakra jej suka, jest!
Księżna (śmiejąc się). Lubię w was tę wyższą świadomość waszej nędzy i tego łaskotliwego bólu, który was rozlizuje na wszawą miazgę. Pomyślcie: gdybym tak Scurvyego, który mnie pożąda do szaleństwa i już jest jak przepełniona szklanka, którą lada potrącenie rozbić może, pomyślcie, Sajetanie, jak by on się wściekł i oszalał, gdybym go tak pieszczotliwie, z litością pogładziła i gdyby on mógł być jednocześnie wami trzema.
Groźny ruch trzech szewców ku niej.
Sajetan (groźnie). Wara od niej, chłopcy!!
I Czeladnik. Sam se, majster, waruj!
II Czeladnik. Raz, a dobrze!
Księżna. A potem piętnaście latek więzieńka! Scurvy by was nie oszczędził. Nie a kysz! Teruś, fuj!!! Niech Fierdusieńko da mi sole angielskie natychmiast. (Fierdusieńko podaje sole w zielonym flakoniku. Ona wącha i daje do wąchania szewcom, którzy uspokajają się, niestety na krótko). Otóż widzicie: agitacja wasza wykorzystuje tylko to, że tamci pogodzić się nie mogą. Jeśli Scurvy, najwyższy dostojnik sprawiedliwości, która ma niezdrową manię niezależności, zdoła się dostatecznie podlizać organizacji Dziarskich Chłopców...
Sajetan (z niedoścignionym wprost dla nikogo bólem). I to mój syn tam je za tę parszywą flotę mój, mój własny u tych Dziarskich Chłopców, których dziarskość oby skisła w zawadiackim junactwie choćby! O żebym raz już pękł z tego bólu już mi bebechów wprost nie starczy. Chądrołaje przepuklinowe już nie wiem nawet, jako kląć nawet to mi dziś nie idzie dobrze.
I Czeladnik. Cichojcie niech ta ścierwa, guano jej ciotka, wypowie się raz do końca.
II Czeladnik. Do końca, do końca!
Szarpie się dziko.
Księżna (jakby nigdy nic). Otóż chodzi tylko o to, że wy się nie umiecie zorganizować przez obawę wytworzenia organizacyjnej arystokracji i hierarchii, choć jesteście jedyni dziś w tym smrodowisku życia cha, cha!
I Czeladnik. To ci sturba, psia ją cholera w suczą by ją wlań!
Sajetan. Już ci się też język w tych wyklinaniach skiełbasił daj lepiej pokój. Ja chcę, żeby kto ten proceder raz detalicznie wyświetlił, a ten klnie już bez żadnego dowcipu i bez żadnej francuskiej lekkości. Poczytałbyś lepiej Słówka Boya, aby choć trochę kultury narodowej nabrać, ty wandrygo, ty chałapudro, ty skierdaszony wądrołaju, ty chliporzygu odwantroniony, ty wszawy bum...
KsiężKsi (zimno; urażona). Słuchacie czy nie? Jeśli będziecie się wyklinać między sobą, to idę w tej chwili na five oclock, starodawnym obyczajem arystokracji. Tylko wasze przekleństwa skierowane do mnie bawią mnie, wy chlipacy, wy purwykołcie, wy kurdypiełki zafądziane...
Sajetan (ponuro). Słuchamy! Ni pary z pyska.
Księżna. Otóż oni naprzeciw wam tak to popularnie mówię, abyście pojęli nareszcie, w czym dzieło[36] oni są różnorodni to jest najistotniejsze. My, to jest arystokracja, to motyle różnobarwne nad ekskrementaliami[37] świata tego widzieliście, jak czasem motyl na gówienku se siada? Dawniej to byliśmy jak robaki żelazne w trzewiach samej nieskończoności bytu, w transcendentnych prawach czy jak tam: ja tam nieuczona prosta hrabianka i tyla, i tyle tylko co ale mniejsza z tym; otóż różnorodność ta nas gubi, bo dla nas, (pour les aristos)[38], Dziarscy Chłopcy zanadto demokratycznie dziarscy właśnie i nigdy nie wiadomo, w co się przetworzyć mogą, a Scurvy już się z państwowym socjalizmem dawnej daty wącha, a dla Jego Dziarskości Naczelnej, Gnębona Puczymordy, sam jest zbyt do was zbliżony ach, ta względność społecznych perspektyw! Widzicie, jak ta drabina względności się przeplata i co jednemu śmierdzi, to drugiemu pachnie i na odwrót. Ja dramatu takiego ideowego nie cierpię, co to, wicie: burmistrz, kowal, dwunastu radnych, kobieta przez wielkie K, jako symbol prachuci, On niby ten najważniejszy nikt imienia nie zna, robotnicy, robotnice i ktoś nieznany, a w obłokach Chrystus z Karolem Marxem nie Szymanowskim pod rękę; nie mnie na takie bzdury brać; mnie trzeba wbić na pal, a potem w gębę prać. Ja lubię rzeczywistość, a nie zagwazdrane symbolizmy w częstochowskich wierszydłach epigonów Wyspiańskiego, oparte o gazetkową ekonomię polityczną bez żadnych studiów.
I Czeladnik. Roztrajkotała się, psia ją jucha mierzi, jak ostatnia bamflondryga. W mordę ją, w tę anielską kufę raz by zajechać, a potem niech się dzieje to, co chce.
II Czeladnik. Ja się boję, że jak raz dam, to będzie potem lustmord[39] nie wytrzymam. O majstrowi też niedobrze z oczu patrzy, bo ją już raz zeprał. Rozerwiemy ją, chłopcy, w kawały, tę duchową, kaczanowatą dragę...
Smakuje w powietrzu rękami i wargami mlaska.
Sajetan, przysuwając się groźnie chrząka; foksterier rzuca się ku nim: Hmr, hmr, hmr...
Księżna. Teruś! Fuj!
Zawala się ściana z okienkiem; wywala się zgniły pień; nagłe ociemnienie widoku w głębi, tylko dalekie błyskają światełka i słabo rozbłyska lampa u sufitu. Spod zasłony wychodzi Scurvy w czerwonym huzarskim uniformie á la Lassalle[40]. Za nim wpadają w czerwonych trykotach, złoto szamerowanych, Dziarscy Chłopcy z synem Sajetana, Józiem, na czele.