Mickiewicz Adam - Pan Tadeusz стр 3.

Шрифт
Фон

Puste miejsce, jak gdyby na kogoś czekało.

Stryj nie raz na to miejsce i na drzwi poglądał,

Jakby czyjegoś przyjścia był pewny i żądał.

I Tadeusz wzrok stryja ku drzwiom odprowadzał,

I z nim na miejscu pustém oczy swe osadzał.

Dziwna rzecz! miejsca w koło są siedzeniem dziewic,

Na które mógłby spojrzéć bez wstydu królewic,

Wszystkie zacnie zrodzone, każda młoda, ładna;

Tadeusz tam pogląda, gdzie nie siedzi żadna.

To miejsce jest zagadką, młódź lubi zagadki;

Rostargniony, do swojéj nadobnéj sąsiadki

Ledwo słów kilka wyrzekł do Podkomorzanki,

Nie zmienia jéj talerzów, nie nalewa szklanki,

I panien nie zabawia przez rozmowy grzeczne,

S którychby wychowanie poznano stołeczne;

To jedno puste miejsce nęci go i mami,

Już niepuste, bo on je napełnił myślami.

Po tem miejscu biegało domysłów tysiące,

Jako po deszczu żabki po samotnéj łące;

Śród nich jedna króluje postać, jak w pogodę

Lilia jezior skroń białą wznosząca nad wodę.

Dano trzecią potrawę. W tém pan Podkomorzy,

Wlawszy kropelkę wina w szklankę panny Róży,

A młodszéj przysunąwszy s talerzem ogórki,

Rzekł: «Muszę ja wam służyć, moje panny córki

Choć stary i niezgrabny.» Zatem się rzuciło

Kilku młodych od stołu i pannom służyło.

Sędzia z boku rzuciwszy wzrok na Tadeusza

I poprawiwszy nieco wylotów kontusza,

Nalał węgrzyna i rzekł: «Dziś nowym zwyczajem

My na naukę młodzież do stolicy dajem,

I nie przeczym, że nasi synowie i wnuki

Mają od starych więcéj książkowéj nauki,

Ale co dzień postrzegam jak młódź cierpi na tém,

Że nie ma szkół uczących żyć z ludźmi i światem;

Dawniéj na dwory pańskie jachał szlachcic młody,

Ja sam lat dziesięć byłem dworskim Wojewody

Ojca Podkomorzego, Mościwego Pana,

(Mówiąc Podkomorzemu ścisnął za kolana);

On mnie radą do usług publicznych sposobił,

Z opieki nic wypuści aż człowiekiem zrobił.

W mym domu wiecznie będzie jego pamięć droga,

Co dzień za duszę jego proszę Pana Boga.

Jeżlim tyle na jego nie korzystał dworze

Jak drudzy, i wróciwszy w domu ziemię orzę,

Gdy inni więcéj godni Wojewody względów

Doszli potém najwyższych krajowych urzędów,

Przynajmniéj tom skorzystał, że mi w moim domu

Nikt

nigdy nie zarzuci, bym uchybił komu,

W uczciwości, w grzeczności; a ja powiem śmiało.

Grzeczność nie jest nauką łatwą ani małą.

Niełatwą, bo nie na tém kończy się, jak nogą

Zręcznie wierzgnąć, z uśmiechem witać lada kogo;

Bo taka grzeczność modna, zda mi się kupiecka

Ale nie staropolska, ani też szlachecka.

Grzeczność wszystkim należy, lecz każdemu inna;

Bo nie jest bez grzeczności i miłość dziecinna,

I wzgląd męża dla żony przy ludziach, i Pana

Dla sług swoich, a w każdéj jest pewna odmiana.

Trzeba się długo uczyć, ażeby nie zbłądzić

I każdemu powinną uczciwość wyrządzić.

I starzy się uczyli; u Panów rozmowa,

Była to historja żyjąca krajowa,

A między szlachtą dzieje domowe powiatu:

Dawano przez to poznać szlachcicowi bratu,

Że wszyscy o nim wiedzą, lekce go nie ważą;

Więc szlachcic obyczaje swe trzymał pod strażą.

Dziś człowieka nie pytaj: co zacz? kto go rodzi?

S kim on żył, co porabiał? każdy gdzie chce wchodzi

Byle nie szpieg rządowy, i byle nie w nędzy.

Jak ów Wespazjanus nie wąchał pieniędzy,

I nie chciał wiedziéć skąd są, z jakich rąk i krajów;

Tak nie chcą znać człowieka rodu, obyczajów!

Dość że ważny i że się stempel na nim widzi,

Więc szanują przyjaciół jak pieniądze żydzi.»

To mówiąc, Sędzia gości obejrzał porządkiem;

Bo choć zawsze i płynnie mówił i z rozsądkiem,

Wiedział, że niecierpliwa młodzież teraźniejsza,

Że ją nudzi rzecz długa choć najwymowniejsza.

Ale wszyscy słuchali w milczeniu głębokiém;

Sędzia Podkomorzego zdał się radzić okiem,

Podkomorzy pochwałą rzeczy nie przerywał,

Ale częstém skinieniem głowy potakiwał.

Sędzia milczał, on jeszcze skinieniem przyzwalał;

Więc Sędzia jego puchar i swój kielich nalał,

I daléj mówił: «Grzeczność nie jest rzeczą małą:

Kiedy się człowiek uczy ważyć, jak przystało,

Drugich wiek, urodzenie, cnoty, obyczaje,

Wtenczas i swoją ważność zarazem poznaje:

Jak na szalach żebyśmy nasi ciężar poznali,

Musim kogoś posadzić na przeciwnéj szali.

Zaś godna jest Waszmościów uwagi osobnéj

Grzeczność, którą powinna młódź dla płci nadobnéj

Zwłaszcza gdy zacność domu, fortuny szczodroty,

Objaśniają wrodzone wdzięki i przymioty.

Stąd droga do affektów i stąd się kojarzy

Wspaniały domów sojusz tak myślili starzy.

A zatem» Tu Pan Sędzia nagłym zwrotem głowy

Skinął na Tadeusza, rzucił wzrok surowy,

Znać było że przychodził już do wniosków mowy.

W tém brząknął w tubakierę złotą Podkomorzy,

I rzekł: »Mój Sędzio, dawniéj było jeszcze gorzéj!

Teraz niewiém czy moda i nas starych zmienia,

Czy młodzież lepsza, ale widzę mniéj zgorszenia.

Ach ja pamiętam czasy, kiedy do Ojczyzny

Pierwszy raz zawitała moda francuszczyzny!

Gdy raptem paniczyki młode s cudzych krajów

Wtargnęli do nas hordą gorszą od Nogajów,

Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę,

Prawa i obyczaje, nawet suknie stare.

Żałośnie było widziéć wyżółkłych młokosów,

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке