Mickiewicz Adam - Pan Tadeusz стр 20.

Шрифт
Фон

«Rewerendissime, rzekł kichnąwszy Skołuba,

To mi tabaka, co to idzie aż do czuba;

Od czasu jak nos dźwigam (tu głasnął nos długi)

Takiéj niezażywałem (tu kichnął raz drugi)

Prawdziwa Bernardynka, pewnie s Kowna rodem,

Miasta sławnego w świecie tabaką i miodem.

Byłem tam lat już Robak przerwał mu «na zdrowie

Wszystkim Waszmościom, moi Mościwi Panowie;

Co się tabaki tyczy, hem, ona pochodzi

Z dalszéj strony niż myśli Skołuba Dobrodziéj;

Pochodzi z Jasnéj Góry; Xiężą Paulinowie

Tabakę taką robią w mieście Częstochowie,

Kędy jest obraz tylu cudami wsławiony,

Bogarodzicy Panny, Królowéj korony

Polskiéj; zowią ją dotąd i Księżną Litewską!

Koronęć jeszcze dotąd piastuje królewską,

Lecz na Litewskiém Księstwie teraz syzma siedzi!»

S Częstochowy? rzekł Wilbik, byłem tam w spowiedzi,

Kiedym na odpust chodził lat temu trzydzieście;

Czy to prawda że Francuz gości teraz w mieście,

Że chce kościół rozwalać, i skarbiec zabierze,

Bo to wszystko w Litewskim stoi Kurierze?

Nieprawda rzekł Bernardyn, nie, Pan Najjaśniejszy

Napoleon katolik jest najprzykładniejszy;

Wszak go papież namaścił, żyją s sobą w zgodzie

I nawracają ludzi w francuskim narodzie,

Który się trochę popsuł; prawda s Częstochowy

Oddano wiele srebra na skarb narodowy

Dla Ojczyzny, dla Polski, sam Pan Bóg tak każe,

Skarbcem Ojczyzny zawsze są jego ołtarze;

Wszakże w Warszawskiém Księstwie mamy sto tysięcy

Wojska polskiego, może wkrótce będzie więcéj,

A któż wojsko opłaci? czy nie wy Litwini,

Wy tylko grosz dajecie do Moskiewskiéj skrzyni.

Kat by dał, krzyknął Wilbik, gwałtem od nas biorą.

Oj dobrodzieju, chłopek ozwał się s pokorą,

Pokłoniwszy się księdzu i skrobiąc się w głowę,

Już to szlachcie, to jeszcze bieda przez połowę,

Lecz nas drą jak na łyka Cham, Skołuba krzyknął,

Głupi, tobieć to lepiéj, tyś chłopie przywyknął

Jak węgórz do odarcia; lecz nam urodzonym ,

Nam wielmożnym, do złotych swobód wzwyczajonym!

Ach bracia! wszak to dawniéj szlachcic na zagrodzie!

(Tak, tak, krzyknęli wszyscy: rowny wojewodzie!)

Dziś nam szlachectwa przeczą, każą nam drabować

Papiery, i szlachectwa papierem probować.

Jeszcze Waszeci mniejsza, zawołał Juraha,

Waszeć s pradziadów chłopów uszlachcony szlaha,

Ale ja, s kniaziów! pytać u mnie o patenta,

Kiedym został szlachcicem? sam Bóg to pamięta!

Niechaj Moskal w las idzie pytać się dębiny

Kto jéj dał patent rosnąć nad wszystkie krzewiny.

Kniaziu, rzekł Żagiel, świeć Waść baki lada komu,

Tu znajdziesz pono mitry i w niejednym domu,

Waść ma krzyż w herbie, wołał Podhajski, to skryta

Aluzya, że w rodzie bywał neofita.

Fałsz, przerwał Birbarz, przecież ja s tatarskich Hrabiów

Pochodzę, a mam krzyże nad herbem korabiów.

Poraj, krzyknął Mickiewicz, z mitrą w polu złotém,

Herb Książęcy, Stryjkowski gęsto pisze o tém.

Za czém wielkie powstały w całéj karczmie szmery;

Ksiądz Bernardyn uciekł się do swéj tabakiery,

W koléj częstował mówców, gwar zaraz ucichnął,

Każdy zażył przez grzeczność i kilkakroć kichnął;

Bernardyn korzystając s przerwy, mówił dalej:

Oj wielcy ludzie od téj tabaki kichali!

Czy uwierzycie Państwo, że s téj tabakiery,

Pan jenerał Dąbrowski zażył razy cztery?

Dąbrowski? zawołali Tak, tak, on jenerał;

Byłem w obozie gdy on Gdańsk Niemcom odbierał

Miał coś pisać, bojąc się ażeby nie zasnął,

Zażył, kichnął, dwakroć mię po ramieniu klasnął;

Księże Robaku mówił, Księże Bernardynie,

Obaczymy się w Litwie może nim rok minie,

Powiedz

do Waszmościów z drogi zajadę po kweście.

Niech też do Niehrymowa Ksiądz na nocleg zdąży,

Rzekł Ekonom, rad będzie Księdzu Pan Chorąży;

Wszakże na Litwie stare powiada przysłowie:

Szczęśliwy człowiek, jako kwestarz w Niehrymowie!

I do nas rzekł Zubkowski, wstąp jeżeli łaska,

Znajdzie się tam półsztuczek płótna, masła faska,

Baran lub krówka, wspomnij księże na te słowa:

Szczęśliwy człowiek, trafił, jak ksiądz do Zubkowa,

I do nas rzekł Skołuba, do nas Terajewicz,

Żaden Bernardyn głodny nie wyszedł s Pucewicz.

Tak cała szlachta prośbą i obietnicami

Przeprowadzała Księdza; on już był za drzwiami.

On już pierwéj przez okno ujrzał Tadeusza

Który leciał gościńcem, w cwał, bez kapelusza,

Z głową schyloną, bladém, posępném obliczem,

A konia ustawicznie bódł i kropił biczem.

Ten widok bardzo Księdza Bernardyna zmieszał,

Więc za młodzieńcem kroki szybkiemi pośpieszał

Do wielkiéj pusczy, która jako oko sięga

Czerniła się na całym brzegu widnokręga.

Któż zbadał puszcz litewskich przepastne krainy,

Aż do samego środka, do jądra gęstwiny?

Rybak ledwie u brzegów nawiedza dno morza;

Myśliwiec krąży koło puszcz litewskich łoża,

Zna je ledwie po wierzchu, ich postać, ich lice,

Lecz obce mu ich wnętrzne serca tajemnice:

Wieść tylko albo bajka wié co się w nich dzieje.

Bo gdybyś przeszedł bory i podszyte knieje,

Trafisz w głębi na wielki wał pniów, kłod, korzeni,

Obronny trzęsawicą, tysiącem strumieni

I siecią zielsk zarosłych, i kopcami mrowisk,

Gniazdami os, szerszeniów, kłębami wężowisk.

Gdybyś i te zapory zmógł nadludzkiem męztwem,

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке