Mickiewicz Adam - Pan Tadeusz стр 16.

Шрифт
Фон

Podoba? Czy podoba? to na wierzbie gruszka;

Podoba, niepodoba, a to mi rzecz ważna!

Zosia niebędzie, prawda, partya posażna,

Ale też niejest z lada wsi, lada szlachcianka,

Idzie z Jaśnie Wielmożnych, jest Wojewodzianka,

Rodzi się z Horeszkówny; małżonka dostanie!

Staraliśmy się tyle o jéj wychowanie!

Chybaby tu zdziczała Sędzia pilnie słuchał

Patrząc w oczy; zdało się że się udobruchał,

Bo rzekł dosyć wesoło: no to i cóż robić,

Bóg widzi, szczérze chciałem interessu dobić;

Tylko bez gniewu, jeśli Aśćka się niezgodzi,

Aśćkama prawo; smutno gniewać się nie godzi;

Radziłem bo brat kazał, nikt tu nieprzymusza;

Gdy Aśćka rekuzuje Pana Tadeusza,

Odpisuję Jackowi że nie z mojéj winy,

Niedojdą Tadeusza z Zosią zaręczyny.

Teraz sam będę radzić; pono s Podkomorzym

Zagaimy swatostwo i resztę ułożym.

Przez ten czas Telimena ostygła z zapału:

«Ja nie nierekuzuję, braciszku, pomału!

Sam mówiłeś że jeszcze za wcześnie zbyt młodzi

Rospatrzmy się, czekajmy, nic to niezaszkodzi,

Poznajmy s sobą Państwa młodych; będziem zważać,

Niemożna szczęścia drugich tak na traf narażać:

Ostrzegam tylko wcześnie, niech brat Tadeusza

Nienamawia, kochać się w Zosi nieprzymusza,

Bo serce niejest sługa, niezna co to pany,

I nieda się przemocą okuwać w kajdany.

Zaczém Sędzia powstawszy odszedł zamyślony;

Pan Tadeusz s przeciwnéj przybliżył się strony.

Udając że szukanie grzybów tam go zwabia;

W tymże kierunku zwolna posuwa się Hrabia.

Hrabia podczas Sędziego sporów s Telimeną

Stał za drzewami, mocno zdziwiony tą sceną;

Dobył s kieszeni papier i ołówek, sprzęty

Które zawsze miał s sobą, i na pień wygięły

Rospiąwszy kartkę, widać że obraz malował,

Mówiąc sam s sobą: Jakbyś umyślnie grupował,

Ten na głazie, ta w trawie, grupa malownicza!

Głowy charakterowe! s kontrastem oblicza!

Podchodził, wstrzymywał się, lornetkę przecierał,

Oczy chustką obwiewał i coraz spozierał

Miałożby to cudowne, śliczne widowisko

Zginąć albo zmienić się gdy podejdę blisko?

Ten aksamit traw, będzież to mak i botwinie?

W Nimfie téj czyż obaczę jaką ochmistrzynię?

Choć Hrabia Telimenę już dawniej widywał

W domu Sędziego, w którym dosyć często bywał,

Lecz mało ją uważał; zadziwił się z razu,

Rozeznając w niéj model swojego obrazu.

Miejsca piękność, postawy wdzięk i gust ubrania,

Zmieniły ją, zaledwo była do poznania.

W oczach świeciły jeszcze niezagasłe gniewy;

Twarz ożywiona wiatru świeżemi powiewy,

Sporem s Sędzią i nagłym przybyciem młodzieńców,

Nabrała mocnych, żywszych niż zwykłe rumieńców.

Pani, rzekł Hrabia, racz méj śmiałości darować,

Przychodzę i przepraszać i razem dziękować.

Przepraszać, że jéj kroków śledziłem ukradkiem;

I dziękować, że byłem jéj dumania świadkiem;

Tyle ją obraziłem! winienem jéj tyle!

Przerwałem chwilę dumań: winienem ci chwile

Natchnienia! chwile błogie! potępiaj człowieka,

Ale sztukmistrz twojego przebaczenia czeka!

Na wielem się odważył, na więcéj odważę!

Sądź! tu ukląkł i podał swoje peizaże.

Telimena sądziła malowania próby

Tonem grzecznéj lecz sztukę znającéj osoby;

Skąpa w pochwały lecz nieszczędziła zachętu,

Brawo, rzekła, winszuję, niemało talentu.

Tylko Pan niezaniedbuj; szczególniéj potrzeba

Szukać pięknéj natury! O szczęśliwe nieba

Krajów włoskich! różowe Cezarów ogrody!

Wy klassyczne Tyburu spadające wody!

I straszne Pauzylipu skaliste wydroże!

To Hrabio kraj malarzów! u nas żal się Boże.

Dziecko muz w Soplicowie oddane na mamki

Umrze pewnie. Mój Hrabio, oprawię to w ramki,

Albo w Album umieszczę do rysunków zbiorku,

Które zewsząd skupiałam: mam ich dosyć w biorku.

Zaczęli więc rozmowę o niebios błękitach,

Morskich szumach, i wiatrach wonnych, i skał sczytach,

Mieszając tu i ówdzie, podróżnych zwyczajem,

Śmiéch i urąganie się nad oyczystym krajem.

A przecież w około nich ciągnęły się lasy

Litewskie! tak poważne, i tak pełne krasy!

Czeremchy oplatane dzikich chmielów wieńcem,

Jarzębiny ze świeżym pasterskim rumieńcem,

Leszczyna jak menada z zielonemi berły,

Ubranemi jak w grona, w orzechowe perły;

A niżéj dziatwa leśna: głóg w objęciu kalin,

Ożyna czarne usta tuląca do malin.

Drzewa i krzewy liśćmi wzięły się za ręce,

Jak do tańca stojące panny i młodzieńce,

W koło pary małżonków. Stoi pośród grona

Para, nad całą leśną gromadą wzniesiona

Wysmukłością kibici i barwy powabem,

Brzoza biała, kochanka, z małżonkiem swym grabem,

A daléj jakby starce na dzieci i wnuki

Patrzą, siedząc w milczeniu, tu sędziwe buki,

Tam matrony topole, i mechami brodaty

Dąb włożywszy pięć wieków na swój kark garbaty,

Wspiera się jak na grobów połamanych słupach,

Na dębów, przodków swoich skamieniałych trupach.

Pan Tadeusz kręcił się nudząc niepomału

Długą rozmową, w któréj niemogł brać udziału;

Aż gdy zaczęto sławić cudzoziemskie gaje,

I wyliczać s kolei wszystkich drzew rodzaje:

Pomarańcze, cyprysy, oliwki, migdały,

Kaktusy, aloesy, mahonie, sandały,

Cytryny, bluszcz, orzechy włoskie, nawet figi,

Wysławiające ich kształty, kwiaty i łodygi,

Tadeusz nieprzestawał dąsać się i zżymać,

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке