Блейк Пирс - Zwabiona стр 5.

Шрифт
Фон

Położył teczkę na biurku Riley.

– Zerknij na to. Proszę.

Wyszedł z biura Riley. Siedziała wpatrzona w teczkę w stanie niezdecydowania.

Czuła się nieswojo. Wiedziała, że musi się z tego wyrwać.

Rozmyślając nad sytuacją, przypomniała sobie coś ze swojego pobytu w Phoenix. Udało jej się uratować jedną dziewczynę o imieniu Jilly. A przynajmniej próbowała.

Wyjęła telefon i wybrała numer schroniska dla nastolatków w Phoenix w Arizonie. Na linii rozległ się znajomy głos.

– Mówi Brenda Fitch.

Riley była zadowolona, że Brenda odebrała telefon. Poznała tę pracowniczkę socjalną podczas poprzedniej sprawy.

– Cześć, Brenda – przywitała się. – Tu Riley. Pomyślałam, że sprawdzę, co u Jilly.

Jilly była dziewczyną, którą Riley uratowała przed handlem ludźmi – chudą, ciemnowłosą trzynastolatką. Z wyjątkiem agresywnego ojca Jilly nie miała rodziny. Riley dzwoniła co jakiś czas, żeby dowiedzieć się, jak dziewczynka się miewa.

Riley usłyszała westchnienie Brendy.

– Dobrze, że dzwonisz – powiedziała Brenda. – Chciałbym, aby więcej osób wyraziło trochę troski. Jilly wciąż jest z nami.

Serce Riley zamarło. Miała nadzieję, że pewnego dnia zadzwoni i dowie się, że Jilly została przyjęta przez życzliwą rodzinę zastępczą. To nie był ten dzień. Teraz Riley się zmartwiła.

Przypomniała sobie:

– Kiedy rozmawiałyśmy ostatnio, bałaś się, że będziesz musiała odesłać ją z powrotem do ojca.

– Och nie, załatwiliśmy to zgodnie z prawem. Dostał nawet zakaz zbliżania się do niej.

Riley odetchnęła z ulgą.

– Jilly cały czas o ciebie pyta – dodała Brenda. – Czy chciałbyś z nią porozmawiać?

– Tak. Bardzo chętnie.

Brenda poleciła Riley czekać. Riley nagle zaczęła się zastanawiać, czy był to dobry pomysł. Ilekroć rozmawiała z Jilly, czuła się winna. Nie mogła zrozumieć, dlaczego tak się czuła. W końcu uratowała Jilly przed życiem w wyzysku i znęcaniem.

Ale uratowałam ją – po co? zastanawiała się. Na jakie życie czekała Jilly?

Usłyszała głos Jilly.

– Hej, Agentko Paige.

– Ile razy muszę ci mówić, żebyś tak do mnie nie mówiła?

– Przepraszam. Hej, Riley.

Riley zachichotała lekko.

– Hej, mała. Jak sobie radzisz?

– Wydaje mi się, że okej.

Zapadła cisza.

Typowa nastolatka, pomyślała Riley. Jilly zawsze ciężko było nakłonić do mówienia.

– Co porabiasz? – spytała Riley.

– Dopiero się obudziłam – oznajmiła Jilly, brzmiąc, jakby była odurzona. – Zaraz zjem śniadanie.

Riley zorientowała się, że w Phoenix było trzy godziny wcześniej.

– Przepraszam, że dzwonię tak wcześnie – powiedziała Riley. – Ciągle zapominam o różnicy czasu.

– Nie szkodzi. Miło z twojej strony, że dzwonisz.

Riley usłyszała ziewnięcie.

– Więc idziesz dziś do szkoły? – spytała Riley.

– No. Wypuszczają nas z pudła codziennie, abyśmy mogły tam iść.

To był mały żart Jilly, nazywała schronisko “pudłem”, jakby to było więzienie. Riley nie uważała tego za zbyt zabawne.

Riley powiedziała:

– Cóż, zatem idź na śniadanie i przygotuj się.

– Hej, poczekaj chwilę – poprosiła Jilly.

Znowu zapadła cisza. Riley pomyślała, że usłyszała, jak Jilly stłumiła szloch.

– Nikt mnie nie chce, Riley – powiedziała Jilly. Płakała. – Rodziny zastępcze ciągle mnie pomijają. Nie podoba im się moja przeszłość.

Riley była oszołomiona.

Jej “przeszłość”? pomyślała. Jezu, jak trzynastolatka może mieć “przeszłość”? Co się dzieje z tymi ludźmi?

– Tak mi przykro – odrzekła Riley.

Jilly przemówiła niepewnie przez łzy.

– To jest… no wiesz, to… Mam na myśli, Riley, wygląda na to, że tylko ciebie to obchodzi.

Riley zabolało gardło i zapiekły ją oczy. Nie potrafiła odpowiedzieć.

Jilly zapytała:

– Czy nie mogłabym zamieszkać z tobą? Nie będę sprawiała kłopotów. Masz córkę, prawda? Mogłaby być jak moja siostra. Mogłybyśmy się opiekować sobą nawzajem. Tęsknię za tobą.

Riley usiłowała coś powiedzieć.

– Ja… Nie sądzę, żeby to było możliwe, Jilly.

– Dlaczego?

Riley poczuła się zdruzgotana. Pytanie uderzyło ją jak pocisk.

– To po prostu… niemożliwe – odrzekła Riley.

Nadal słyszała płacz Jilly.

– W porządku – odrzekła Jilly. – Muszę iść na śniadanie. Narazie.

– To narazie – pożegnała się Riley. – Niedługo znowu zadzwonię.

Usłyszała kliknięcie, gdy Jilly zakończyła rozmowę. Riley pochyliła się nad biurkiem, łzy spływały jej po twarzy. Pytanie Jilly wciąż odbijało się echem w jej głowie…

Dlaczego?

Powodów było tysiące. W tym momencie miała pełne ręce roboty z April. Była także zbyt zajęta pracą – poświęcała jej dużo czasu, jak i energii. Czy była w jakikolwiek sposób wykwalifikowana lub przygotowana do tego, żeby poradzić sobie z psychiczną traumą Jilly? Oczywiście, że nie była.

Riley otarła oczy i wyprostowała się. Jej użalanie się nad sobą nikomu nie pomoże. Czas najwyższy wrócić do pracy. Tam umierały dziewczyny i była potrzebna.

Podniosła teczkę i otworzyła ją. Zastanawiała się, czy nadszedł czas, by wrócić na arenę.

Rozdział 3

Scratch siedział na huśtawce na ganku i patrzył, jak dzieci przychodziły i odchodziły w swoich kostiumach na Halloween. Zwykle lubił, gdy przychodziły do niego po cukierki, ale w tym roku miało to w sobie nutkę goryczy.

Ile z tych dzieciaków będzie żyło za kilka tygodni? zastanawiał się.

Westchnął. Prawdopodobnie żadne z nich. Termin był bliski i nikt nie zwracał uwagi na jego wiadomości.

Łańcuchy huśtawki skrzypiały. Padał drobny, ciepły deszcz i Scratch miał nadzieję, że dzieci się nie przeziębią. Trzymał na kolanach kosz słodyczy i był dość hojny. Robiło się późno. Wkrótce nie będzie już żadnych dzieci.

W myślach Scratcha dziadek wciąż narzekał, mimo że ten zrzędliwy starzec zmarł wiele lat wcześniej. I nie miało znaczenia, że Scratch dorósł – nigdy nie uwolnił się od rad starca.

– Spójrz na to w płaszczu i czarnej plastikowej masce – powiedział dziadek. – Co to w ogóle za kostium?

Scratch miał nadzieję, że on i dziadek nie będą się kłócić.

– Jest przebrany za Dartha Vadera, dziadku – wyjaśnił.

– Nie obchodzi mnie, za kogo, do diabła, się przebrał. To tani, kupiony w sklepie strój. Kiedy zabierałem cię na wyprawy po słodycze w Halloween, zawsze sami robiliśmy dla ciebie twoje kostiumy.

Scratch pamiętał te kostiumy. Aby zmienić go w mumię, dziadek owinął go podartą pościelą. Aby uczynić go rycerzem w lśniącej zbroi, dziadek założył na niego niewygodny arkusz kartonu pokrytego folią aluminiową i dał mu lancę wykonaną z miotły. Kostiumy dziadka zawsze były pomysłowe.

Mimo to Scratch nie wspominał czule tych Halloween. Dziadek zawsze przeklinał i narzekał, kiedy ubierał go w te przebrania. A kiedy Scratch wrócił do domu ze słodyczami… Przez chwilę Scratch znowu poczuł się jak mały chłopiec. Wiedział, że dziadek zawsze miał rację. Scratch nie zawsze rozumiał dlaczego, ale to nie miało znaczenia. Dziadek miał rację, a on się mylił. Tak po prostu było. Tak było zawsze.

Scratch odetchnął z ulgą, gdy wyrósł ze zbierania słodyczy po domach. Od tamtej pory mógł siedzieć na werandzie, rozdając cukierki dzieciakom. Cieszył się ich szczęściem. Cieszył się, że miały dobre dzieciństwo, nawet jeśli on tego nie zaznał.

Troje dzieci wspięło się na ganek. Chłopiec był przebrany za Spidermana, a dziewczynka za Kobietę Kota. Wyglądali na około dziewięć lat. Kostium trzeciego dziecka wywołał uśmiech Scratcha. Mała dziewczynka w wieku mniej więcej siedmiu lat miała na sobie strój trzmiela.

– Cukierek albo psikus! – krzyknęli wszyscy troje, zbierając się przed Scratchem.

Scratch zachichotał i zaczął grzebać w koszyku, aby wyciągnąć cukierki. Dał trochę dzieciom, które podziękowały mu i odeszły.

– Przestań dawać im cukierki! – warknął dziadek. – Kiedy przestaniesz zachęcać tych małych drani?

Scratch od kilku godzin cicho przeciwstawiał się dziadkowi. Będzie musiał za to później zapłacić.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора