– Lubisz zajmować się ogrodem? – spytała Lacey.
– Lubię. To moja duma i moje hobby. Hoduję kwiaty i zioła na najróżniejsze dolegliwości. Jak szamanka – zachichotała, rozśmieszona własnym opisem samej siebie. – Chcesz spróbować? – ręką wskazała na rząd bursztynowych buteleczek, poustawianych na prowizorycznej, chwiejnej, drewnianej półce. – Mam tu coś na ból głowy, skurcze, ból zęba, reumatyzm…
– Yy…Wystarczy herbata – odpowiedziała Lacey.
– W takim razie herbata! – potwierdziła ekscentryczna kobieta. Podreptała na drugą stronę kuchni i wyjęła dwa kubki z szafki. – Ale jaka? English Breakfast? Assam? Earl Grey? Lady Gray?
Lacey nawet nie wiedziała, że istnieje tyle rodzajów. Zastanawiała się, którą piła z Tomem na ich “randce”. Była przepyszna. Na chwilę przeniosła się w tamten moment.
– Która jest najbardziej tradycyjna? – spytała zagubiona. – Ta, którą pije się do ciastek?
– Musi chodzić o English Breakfast – odparła Gina ze skinieniem głowy. Wyjęła puszkę z szafki, wyłowiła z niej dwie torebki i włożyła po jednej do kubków z różnych kompletów. Nalała wody do czajnika i nastawiła go, po czym odwróciła się Lacey. Jej oczy błysnęły szczerym zainteresowaniem.
– Opowiadaj – powiedziała Gina – jak podoba ci się w Wilfordshire?
– Już tu kiedyś byłam – wyjaśniła Lacey. – Na wakacjach, jako dziecko. Tak dobrze się tu czułam, że chciałam sprawdzić, czy przy drugim podejściu będzie równie magicznie.
– I?
Lacey pomyślała o Tomie. O sklepie. O Domku na Urwisku. O wszystkich wspomnieniach związanych z ojcem, które krążyły po jej głowie, jak kurz niezamiatany od dwudziestu lat. Kąciki jej ust uniosły się w uśmiechu.
– Zdecydowanie tak.
– A jak znalazłaś się w Domku na Urwisku? – spytała Gina.
Lacey już miała zacząć opowiadać historię przypadkowego spotkania z Ivanem w “Przydrożnym zajeździe”, ale zagłuszył ją odgłos gotującej się wody. Gina uniosła palec, jakby mówiąc zaraz do tego wrócimy. Poszła po czajnik, a Budyka plątała się między jej nogami.
Gina zalała wrzątkiem herbatę.
– Mleko? – spytała przez ramię z parującymi kubkami w ręku.
Lacey przypomniała sobie Toma wlewającego dzbanuszek mleka do ich herbaty.
– Poproszę.
– Cukier?
– Jeśli tak to się pije.
Gina wzruszyła ramionami.
– Cóż, to indywidualna kwestia. Ja piję z cukrem, ale ty chyba już jesteś wystarczająco słodka?
Lacey zachichotała.
– Jeśli pijesz z cukrem, to ja też poproszę.
– W porządku – odparła Gina. – Kostka czy dwie?
Lacey zrobiła wielkie oczy.
– Nie wiedziałam, że przygotowanie herbaty może być takie skomplikowane.
Gina zarechotała jak czarownica.
– To jest dziedzina sztuki, kochana. Jedna kostka jest dla wysmakowanych, dwie są już mniej wyszukane. Trzy? Cóż, tutaj nazywamy to herbatą budowniczego – skrzywiła się, po czym znów wybuchnęła śmiechem.
– Herbata budowniczego? – powtórzyła Lacey. – Muszę to sobie zapamiętać.
Gina skończyła przygotowywanie herbaty, a wyciśnięte torebki dołożyła do sterty innych, leżących na talerzyku obok czajnika. Postawiła kubki na chybotliwym stole i usiadła. Wrzuciła kostkę cukru do jednej z herbat, zamieszała i podała ją Lacey.
Lacey wzięła ją z wdzięcznością i zrobiła łyk. Herbata miała wyrazisty posmak, ale smakowała wystarczająco podobnie do tej, którą przygotował dla niej Tom, żeby poczuła przyjemne ukłucie.
Budyka leżała u stóp Giny i szczęśliwie machała ogonem.
– Więc opowiadałaś, jak wylądowałaś w Wilfordshire – przypomniała Gina, wracając do rozmowy, która została bezczelnie przerwana przez gotującą się wodę.
– Rozwód – powiedziała Lacey, chcąc jak najszybciej mieć to za sobą.
– Och, kochana – Gina delikatnie poklepała ją po dłoni. – Też tam byłam. Nieciekawy czas. Ale zaznaczam, że to było w latach 90-tych, więc miałam dużo czasu, żeby się z tym pogodzić.
– Nie wyszłaś za mąż ponownie? – spytała Lacey, a oczyma wyobraźni widziała siebie, singielkę przez kolejne trzydzieści lat, zamieniającą się w następną Ginę.
– Broń Boże! To była ulga, kochana – powiedziała Gina. – Mój mąż był dokładnie taki, jak wszyscy mężczyźni. Dziecinny chłopiec przebrany w garnitur. Według mnie, lepiej nam bez nich. Same problemy.
Lacey nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Masz dzieci?
– Miałam jedno, syna – odparła Gina i westchnęła głęboko. – Wybrał dla siebie karierę w wojsku. Niestety, straciliśmy go na służbie.
Lacey westchnęła głośno.
– Och, tak mi przykro.
Gina posłała jej posępny uśmiech.
– To był złoty chłopak – powiedziała, po czym rozchmurzyła się. – Ale skończmy ten temat. Jak twoja herbata? Chyba nie macie czegoś takiego w Stanach, hm?
– Przepyszna – powiedziała Lacey, biorąc kolejny łyk. – Ale chyba brakuje mi wyrafinowania – wrzuciła drugą kostkę. – O wiele lepiej.
Teraz smakowała tak, jak herbata Toma. Lacey poczuła, że wewnętrznie się uśmiecha. Zastanawiała się, kiedy znowu się spotkają.