Блейк Пирс - Dlaczego zabija стр 7.

Шрифт
Фон

– Taaa – pomyślała Avery. – Wiem. Przypomniała sobie, że pieniądze, prestiż i władza wiążące się z pracą w poprzedniej kancelarii prawniczej sprawiły, że poczuła jak bardzo różni się od zahukanej i zdeterminowanej dziewczynki, która wyjechała z Ohio.

– Gdzie mieszka Winston? – spytała.

– Przy Winthrop Square. To bardzo blisko stąd. Ale Cindy nigdy tam nie dotarła. Winston przyszedł w niedzielę wcześnie rano, bo jej szukał. Uznał, że zapomniała o planach i zasnęła. Razem poszliśmy do niej do domu. Tam też jej nie było. Wtedy zadzwoniłam na policję.

– Czy mogłaby pójść gdzie indziej?

– To niemożliwe – stwierdziła Rachel. – To zupełnie nie w jej stylu.

– Jest więc pani pewna, że gdy stąd wyszła, udała się prosto do domu Winstona.

– Z pewnością.

– Czy było cokolwiek, co mogło wpłynąć na to, by Cindy zmieniła plany? Cokolwiek, co wydarzyło się wcześniej tamtego wieczoru, a może nawet pod koniec?

Rachel potrząsnęła głową.

– Nie. A może… – uznała – jednak coś zaszło. Jestem pewna, że to nic wielkiego, ale był taki chłopak, który od lat kochał się w Cindy. Nazywa się George Fine. Przystojny, dobrze zbudowany, samotnik, trochę dziwak – wie pani, o co mi chodzi? Ciągle ćwiczy i biega wokół kampusu. W zeszłym roku trafiłam z nim do jednej grupy. Żartowaliśmy, że w każdym semestrze, od pierwszego roku, jest w jakiejś grupie z Cindy. Miał fioła na jej punkcie. Był tu w sobotę. Cindy poszła po bandzie i zatańczyła z nim, a nawet się pocałowali. Zupełnie nie w jej stylu. To znaczy, ona chodzi z Winstonem, nie byli oczywiście idealną parą, ale Cindy się upiła i pękły lody. Całowali się, tańczyli, a potem ona wyszła.

– Czy George poszedł za nią?

– Nie wiem – powiedziała. – Naprawdę nie pamiętam, czy widziałam go, gdy Cindy już wyszła, ale być może. Byłam totalnie zalana.

– A pamięta pani, o której godzinie wyszła?

– Tak – powiedziała – dokładnie o drugiej czterdzieści dwie. W sobotę mieliśmy doroczną imprezę z okazji Prima Aprilis, mieliśmy robić świetne żarty, ale wszyscy tak doskonale się bawili, że zapomnieliśmy o tym do momentu wyjścia Cindy.

Rachel zwiesiła głowę. Na chwilę zapanowała cisza.

– No dobrze – powiedziała Avery. – To mi bardzo pomogło. Dziękuję. Oto moja wizytówka. Jeśli coś się przypomni pani albo innym studentkom ze stowarzyszenia i można by coś dodać, to czekam na kontakt. Śledztwo dopiero się rozpoczęło, nawet najmniejszy szczegół może nas naprowadzić na coś istotnego.

Rachel spojrzała jej w twarz oczyma pełnymi łez. Łez, które zaczęły jej spływać po policzkach, choć zachowała spokojny i opanowany głos.

– Ona nie żyje, prawda? – powiedziała.

– Rachel, ja nie mogę…

Rachel skinęła głową, a następnie ukryła twarz w dłoniach i zaczęła szlochać z rozpaczy. Avery pochyliła się nad nią i mocno ją przytuliła.

Rozdział szósty

Na zewnątrz Avery obróciła twarz do słońca i ciężko westchnęła.

Church Street była ruchliwą ulicą, na wielu sklepach zamontowano kamery. Nie mogła uwierzyć, że w takim miejscu mogło dojść do porwania, nawet w środku nocy.

– Którędy mogłaś pójść? – zastanawiała się.

Na telefonie szybko znalazła najkrótszą drogę do Winthrop Square. Przeszła ulicę Church i skręciła w lewo w Brattle. Brattle Street była szersza od Church, z taką samą ilością sklepów. Po drugiej stronie zauważyła kino Brattle Theatre. Z boku budynku biegła wąka alejka, na której znajdowała się kawiarnia. Miejsce zacieniały drzewa. Zaciekawiona Avery przeszła ulicę i weszła na wąski spłachetek pomiędzy budynkami.

Wróciła na Brattle i sprawdziła witrynę każdego sklepu w odległości jednej przecznicy po obu stronach Church Street. Przynajmniej na dwóch z nich zamontowano kamery.

Skierowała się do niewielkiego sklepu z papierosami.

U wejścia zadzwonił dzwonek.

– Czym mogę służyć? – zapytał stary, siwy hipis z dredami.

Avery powiedziała:

– Zauważyłam, że ma Pan kamerę w witrynie. Jaki ma zasięg?

– Na całą przecznicę – powiedział. —W obu kierunkach. Musiałem zamontować dwa lata temu. Przez tych cholernych studentów. Wszystkim się wydaje, że szczyle z Harvardu są jakieś wyjątkowe, ale, po prawdzie, to banda takich gnojów, jako wszyscy. Przez lata wybijali mi szyby. Niby, że taki żart, co? Ale nie dla mnie. Wie pani, ile kosztuje wstawienie takich szyb?

– Bardzo mi przykro. Wie pan, nie mam wprawdzie nakazu – powiedziała i pokazała odznakę – ale jacyś cholerni smarkacze chyba coś zmalowali trochę dalej od pana. A tam nie ma kamer. Czy mogłabym spojrzeć na pańskie? Wiem, o której to było. To nie zabierze dużo czasu.

Mężczyzna zmarszczył brwi i coś do siebie wymamrotał.

– Nie wiem – odrzekł. – Muszę pilnować sklepu. Jestem tu sam.

– Wynagrodzę to panu – uśmiechnęła się. – Pięćdziesiąt dolców, może być?

Bez słowa spuścił głowę i wyszedł zza kontuaru. Odwrócił znak na drzwiach zmieniając “otwarte” na “zamknięte”.

– Pięćdziesiąt? – upewnił się. – Proszę wejść!

Zaplecze sklepu było zagracone i ciemne. Wśród pudeł i towaru mężczyzna wskazał ukryty niewielki telewizor. A nad nim, na wyższej półce, podłączony do niego sprzęt elektroniczny.

– Nie korzystam z niego zbyt często – powiedział. – Tylko w przypadku problemów. Nagrania kasują się w każdy poniedziałek wieczorem. A kiedy doszło do tego pani incydentu?

– W sobotę w nocy – powiedziała.

– No to ma pani szczęście.

Włączył telewizor.

Pojawił się czarno-biały obraz miejsca po prawej stronie sklepu. Avery wyraźnie widziała wejście, jak również ulicę po drugiej stronie oraz wejście na Brattle. Miejsce, które szczególnie ją interesowało, znajdowało się około 50 jardów dalej. Zdjęcie było bardziej rozmazane, trudno było wyróżnić kształty przed alejką.

Przy pomocy niewielkiej myszki cofnęła nagranie.

– O której godzinie to się miało wydarzyć? – spytał.

– O drugiej czterdzieści pięć – powiedziała. – ale muszę sprawdzić jeszcze inne godziny. Czy miałby pan coś przeciwko temu, żebym usiadła i sama to zrobiła? Może pan wrócić do sklepu.

W odpowiedzi ujrzała zmarszczone brwi wyrażające nieufność.

– Zamierza mnie pani okraść?

– Jestem z policji – powiedziała. – To wbrew moim zasadom.

– Nie przypomina pani żadnego z policjantów, których znam – zaśmiał się.

Avery wysunęła małe, czarne krzesło. Wytarła kurz i siadła. Szybko zapoznała się ze sprzętem i z łatwością była w stanie przewijać obraz w przód i w tył.

O drugiej czterdzieści pięć kilka osób przeszło w jedną i drugą stronę Brattle Street.

O drugiej pięćdziesiąt ulica zdawała się być pusta.

O drugiej pięćdziesiąt dwie, ktoś, sądząc po włosach i sukience, dziewczyna, wszedł w kadr obrazu od strony ulicy Church. Przeszła Brattle i skręciła w lewo. Gdy minęła kawiarnię, spod drzew wyłoniła się ciemna postać, która stopiła się z nią po czym obie zniknęły. Przez moment Avery mogła jedynie zobaczyć różne zmieniające się odcienie czerni. Po chwili drzewa swój powróciły do swego zwykłego kształtu. Dziewczyna już się nie pojawiła.

– Cholera – wyszeptała.

Odpięła zgrabny, nowoczesny walkie-talkie z tyłu paska.

– Ramirez – powiedziała do mikrofonu. – Gdzie jesteś?

– A kto mówi? – spytał rwany głos.

– Wiesz, kto mówi. Twój nowy partner.

– Ciągle w Lederman. Już prawie skończyłem. Zabrali ciało.

– Musisz tu migiem przyjechać – powiedziała, gdzie jest. – Chyba wiem, gdzie Cindy Jenkins została porwana.

* * *

Godzinę później na polecenie Avery wejście do alejki zablokowano z obu stron żółtą taśmą. Przy Brattle Street zaparkował radiowóz i furgonetka ekipy dochodzeniowo-śledczej. Jednego policjanta wyznaczono do przeganiania gapiów.

Alejka przechodziła w szeroką, zacienioną do połowy przecznicy ulicę. Po jednej stronie znajdował się oszklony budynek agencji nieruchomości i rampa załadunkowa. Po drugiej budynki mieszkalne. Był też parking na cztery auta. Na końcu alejki stał jeszcze jeden radiowóz, pociągnięto jeszcze więcej żółtej taśmy.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Похожие книги

Популярные книги автора