Alistair mrugnęła i zobaczyła, że stoi na wielkim statku pośród oceanu. Fale uderzały wszędzie wokół. Rozejrzała się i zobaczyła, że jest jedyną osobą na pokładzie, przed sobą ujrzała drugi statek. Na jego dziobie stał Erec i patrzył na nią. Towarzyszyły mu setki żołnierzy z Wysp Południowych. Widok Ereca na innym statku bardzo ją przygnębił, szczególnie, że się od niej oddalał.
– Erecu! – krzyknęła.
Popatrzył i wyciągnął do niej dłonie.
– Alistair! – wrzasnął. – Wróć do mnie!
Alistair z przerażeniem patrzyła jak statki oddalają się od siebie. Prądy odciągały od niej Ereca. Powoli jego statek zaczął kręcić się na wodzie, obracał się coraz szybciej i szybciej. Erec wyciągał do niej ręce, Alistair znów stała bezradnie, nie mogąc zrobić nic więcej, jak tylko patrzeć na to, jak wir zasysa jego łódź. Opadał coraz głębiej i głębiej, aż wreszcie całkowicie zniknął jej z oczu.
– EREC! – wrzasnęła Alistair.
Nagle jej płacz pokrył się z jakimś innym kwileniem. Alistair spojrzała w dół i zobaczyła, że trzyma na ręku dziecko – dziecko Ereca. Był to chłopiec, a jego płacz wznosił się ku niebu, mieszając się z dźwiękiem wiatru, deszczu i krzyków ludzi.
Alistair obudziła się z krzykiem. Usiadła i rozejrzała się wkoło. Zastanawiała się, gdzie się znajduje i co się właśnie stało. Oddychała ciężko, powoli zbierając się do kupy, pewien czas zabrało jej zrozumienie, że wszystko to był tylko sen.
Wstała i spojrzała w dół na skrzypiące deski pokładu. Zdała sobie sprawę, że wciąż znajduje się na statku. Wszystko jej się przypomniało – ich odejście z Wysp Południowych, ich misja w celu uwolnienia Gwendolyn.
– Pani? – usłyszała delikatny głos.
Podążyła wzrokiem za głosem i zobaczyła stojącego obok niej Ereca. Patrzył na nią nieco zdziwiony. Ulżyło jej, kiedy go ujrzała.
– Kolejny koszmar? – zapytała.
Skinęła głową, popatrzyła w dal z zakłopotaniem.
– Na morzu sny wydają się bardziej realne – usłyszała inny głos.
Alistair odwróciła się i zobaczyła brata Ereca, Stroma, który stał nieopodal. Przesunęła wzrok jeszcze bardziej i zobaczyła setki ludzi z Wysp Południowych, wszyscy znajdowali się na statku i wszyscy zwróceni byli w jej kierunku. Przypomniała jej się ich decyzja o wyjeździe. I zmartwiona ich wyjazdem Dauphine, którą zostawili na Wyspach Południowych, aby rządziła krajem wraz z matką. Odkąd Erec otrzymał tę wiadomość, oboje wiedzieli, że nie mogą postąpić inaczej, jak wciągnąć żagle na maszt i popłynąć do Imperium. Odszukać Gwendolyn i wszystkich pozostałych mieszkańców Kręgu. Mieli obowiązek, aby ich ocalić. Wiedzieli, że będzie to praktycznie niewykonalne, a jednak ich to nie obchodziło. To był ich obowiązek.
Alistair potarła oczy, starając się usunąć sen ze swojego umysłu. Nie wiedziała ile dni minęło już odkąd wypłynęli na to bezkresne morze. Spojrzała w dal, analizując rozpościerający się przed nią widok. Nie była jednak w stanie zobaczyć zbyt wiele. Wszystko bowiem spowite było mgłą.
– Mgła towarzyszy nam odkąd opuściliśmy Wyspy Południowe – powiedział Erec, patrząc na to, jak obserwuje horyzont.
– Miejmy nadzieję, że nie jest to zły omen – dodał Strom.
Alistair delikatnie pogłaskała się po brzuchu, chciała upewnić się, że wszystko jest w porządku, że jej dziecko ma się dobrze. Jej sen wydawał się zbyt realistyczny. Zrobiła to szybko. Starała się być dyskretna. Nie chciała, aby Erec zauważył. Jeszcze mu nie powiedziała. Część niej chciała to zrobić, ale inna część chciała poczekać na idealny moment. Na chwilę, która wyda jej się właściwa.
Chwyciła Ereca za rękę, szczęśliwa, że wrócił do zdrowia.
– Ciesz się, że wszystko z tobą dobrze – powiedziała.
Uśmiechnął się do niej, przyciągnął ją blisko i pocałował.
– A dlaczego miałoby nie być? – zapytał. – Twoje sny są tylko fantazjami nocy. Na każdy koszmar przypada ktoś, kto jest bezpieczny. Ja jestem tu tak bezpieczny, z tobą, moim lojalnym bratem i moimi ludźmi, jak nie byłem nigdy wcześniej.
– Przynajmniej dopóki nie dotrzemy do Imperium – dodał Strom z uśmiechem. – Wtedy będziemy tak bezpieczni, jak tylko bezpieczna może być maleńka flota w zestawieniu z dziesięcioma tysiącami statków.
Strom uśmiechnął się, kiedy to mówił. Jakby rozkoszował się myślą o nadchodzącej walce.
Erec wzruszył ramionami. Był bardzo poważny.
– Bogowie sprzyjają naszej sprawie, – powiedział – więc nie możemy przegrać. Niezależnie od tego jakie mamy szanse.
Alistair odchyliła się i zmarszczyła czoło, starając się to wszystko zrozumieć.
– Widziałam jak ty i twój statek zostajecie wessani na dno morza. Widziałam cię na pokładzie – powiedziała. Chciała dodać coś o dziecku, ale się powstrzymała.
– Sny nie zawszę są tym, czym mogą się wydawać – powiedział. Jednak gdzieś w głębi jego oczu dostrzegła przebłysk zaniepokojenia. Wiedział, że Alistair przewiduje zdarzenia i szanował jej wizje.
Alistair wzięła głęboki wdech i spojrzała w wodę. Wiedziała, że miał rację. W końcu byli tu teraz wszyscy. Żywi, niezależnie od tego co się wcześniej działo. A jednak cały ten koszmar wydawał się tak bardzo realny.
Kiedy tam stała, znów poczuła potrzebę, aby przyłożyć rękę do swego brzucha. Aby poczuć to, co dzieje się w środku. Aby upewnić się, że dziecko w niej wzrasta. Jednak, przy stojących obok Erecu i Stromie, nie chciała pozwolić sobie na ten ruch.
Niski, delikatny dźwięk rogu przeszył powietrze. Trwał nieprzerwanie przez kilka minut. Był to sposób, aby we mgle dać znać pozostałym statkom floty o swojej obecności.
– Ten róg może nas wydać – powiedział Strom do Ereca.
– Komu? – zapytał Erec.
– Nie wiemy kto czai się we mgle. – odpowiedział jego brat.
Erec pokręcił głową.
– Być może, – rzekł – a jednak w chwili obecnej, największym zagrożeniem dla siebie jesteśmy my sami. Jeśli się zderzymy, cała flota może pójść na dno. Musimy dąć w rogi dopóki nie opadną mgły. W ten sposób możemy się ze sobą porozumiewać – i, co ważniejsze, pilnować, aby zanadto się od siebie nie oddalić.
Spomiędzy mgły dobył się dźwięk innego rogu – jeden ze statków Ereca odpowiadał, potwierdzając swoją lokalizację.
Alistair spojrzała we mgłę i zaczęła się zastanawiać. Wiedziała, że przed nimi jeszcze daleka droga. Że znajdują się na drugim końcu świata. Zastanawiała się czy zdołają na czas dotrzeć do Gwendolyn i Thora, jej brata. Zastanawiała się jak długo sokołom zajęło dotarcie do nich z tą wiadomością. I czy oni w ogóle jeszcze żyją. Zastanawiała się, co się stało z jej ukochanym Kręgiem. Nad tym, jak okropna śmierć spotkała wszystkich jego mieszkańców – umarli na obcych ziemiach, daleko od swojej ojczyzny.
– Imperium znajduje się po drugiej stronie świata, panie – powiedziała Alistair do Ereca. – To będzie długa podróż. Dlaczego ciągle stoisz tutaj, na pokładzie. Dlaczego nie zjedziesz na dół i nie zaznasz nieco snu. Nie spałeś od kilku dni – powiedziała, patrząc na jego ciemne, podkrążone oczy.
Pokręcił głową.
– Dowódca nigdy nie śpi – powiedział. – A poza tym, już prawie jesteśmy u celu.
– U celu? – zapytała ze zdumieniem.
Erec skinął głową i spojrzał we mgłę.
Popatrzyła w tym samym kierunku, ale niczego tam nie dojrzała.
–Wyspa Głazów, – powiedział – nasz pierwszy przystanek.
– Ale jak to? – zapytała. – Po co będziemy się zatrzymywać, przed dotarciem do Imperium?
– Potrzebujemy większej floty – wtrącił się Strom, wyręczając swojego brata. – Nie możemy przeciwstawić się Imperium mając zaledwie kilkadziesiąt statków.
– I znajdziemy flotę na Wyspie Głazów? – zapytała Alistair.
Erec skinął głową.
– Może – powiedział. – Tutejsi Wyspiarze mają statki i ludzi. I to w większej ilości, niż my. Gardzą Imperium. A w przeszłości służyli memu ojcu.