Морган Райс - Zew Honoru стр 9.

Шрифт
Фон

Podeszła bliżej i z błagalnym wzrokiem chwyciła jego rękę. Kiedy go dotknęła, poczuła, jakby sparzyła się ogniem, który spłynął z jego ręki i objął jej dłoń. Cofnęła ją szybko, przytłoczona energią płynącą z druida.

Argon westchnął i odwrócił się. Podszedł kilka kroków do jeziora. Stanął tam i utkwił wzrok w powierzchni wody. Jego oczy odbijały padające tam światło.

Podeszła do niego i stojąc w ciszy przez długą chwilę, czekała, aż będzie gotów przemówić.

– Można zmienić czyjeś przeznaczenie – powiedział – ale cena za to jest wysoka. Chcesz ocalić czyjeś życie. To szlachetny uczynek. Dwóch żyć jednak nie ocalisz. Będziesz musiała wybrać.

Odwrócił się i spojrzał na nią.

– Czy chcesz, by dzisiejszą noc przeżył Thor, czy może twój brat? Jeden z nich musi umrzeć. To już przesądzone.

Przeraziło ja to pytanie.

– Cóż to za wybór? – spytała. – Oszczędzając jednego, skazuję drugiego.

– Nie – odparł. – Im obu dziś śmierć pisana. Przykro mi. Lecz taki ich los.

Gwen czuła się tak, jakby ktoś zatopił w niej sztylet. Obaj mają umrzeć? Zbyt okropna była ta myśl, by ją sobie wyobrazić. Czy los mógł naprawdę być aż tak okrutny?

– Nie mogę wybrać jednego kosztem drugiego – powiedziała w końcu słabym głosem. Moja miłość do Thora jest oczywiście silniejsza. Lecz Godfrey to moje ciało i krew. Nie mogę znieść myśli, że jeden umrze na korzyść tego drugiego. I nie sądzę, żeby spodobało się to któremukolwiek z ich dwójki.

– W takim razie umrą obaj – odparł Argon.

Gwen poczuła paniczny strach.

– Czekaj! – zawołała, kiedy on zaczął się już odwracać.

Spojrzał na nią.

– A co ze mną? – spytała. – Czy ja mogę umrzeć zamiast nich? Czy to możliwe? Czy mogą obaj przeżyć, gdy ja umrę?

Argon wpatrywał się w nią przez bardzo długą chwilę, jakby wchłaniając całą jej istotę.

– Masz czyste serce – powiedział. – Najczystsze ze wszystkich MacGilów. Twój ojciec dokonał mądrego wyboru. Naprawdę mądrego…

Jego głos stawał się niewyraźny. Wpatrywał się w jej oczy. Poczuła skrępowanie, ale nie śmiała odwrócić wzroku.

– Ze względu na twój wybór, na twoje poświęcenie tej nocy – powiedział Argon – przeznaczenie wysłucha twych próśb. Thor przeżyje. Twój brat również. I ty także. Jednak niewielka cząstka twego istnienia zostanie ci odebrana. Pamiętaj, że zawsze jest jakaś cena. Umrzesz częściowo w zamian za życie ich obydwu.

– Co to znaczy? – spytała zdjęta strachem.

– Wszystko ma swoją cenę – odpowiedział. – Masz wybór. Wolisz jej nie zapłacić?

Gwen zebrała się w sobie.

– Dla Thora zrobię wszystko. I dla mojej rodziny.

Argon świdrował ją wzrokiem.

– Thor ma przed sobą wspaniały los – powiedział Argon. – Jednak los może ulec zmianie. Nasze przeznaczenie zostało spisane w gwiazdach. Jednakże kontroluje je Bóg. Bóg może je zmienić. Thor miał umrzeć tej nocy. Będzie żył tylko dzięki tobie. Zapłacisz za to cenę. A będzie ona wysoka.

Gwen chciała dowiedzieć się jeszcze czegoś i sięgnęła ręką w stronę Argona. W tym momencie rozbłysnął przed nią snop światła i Argon zniknął.

Gwen obróciła się szukając go wszędzie, lecz nigdzie go nie widziała.

W końcu odwróciła się i spojrzała na jezioro, tak spokojne, jakby nic się przed chwilą nie wydarzyło. Dostrzegła swoje odbicie, tak bardzo odległe. Przepełniała ją wdzięczność oraz, w końcu, spokój. Nie mogła jednak równocześnie pozbyć się obawy o swoją przyszłość. Próbowała usilnie wyrzucić z głowy te myśli, lecz cały czas zastanawiała się: jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za życie Thora?

ROZDZIAŁ ÓSMY

Thor leżał na ziemi pośrodku bitewnego pola, przygwożdżony do ziemi przez żołnierzy McClouda, bezradny, i słuchał dobiegających zewsząd odgłosów walki: krzyków i jęków konających ludzi i rzężenie zranionych koni. Zachodzące słońce i wschodzący księżyc – w pełni tak wyraźny, jakiego Thor jeszcze nigdy wcześniej nie widział – nagle zostały przesłonięte przez wielkiego wojownika, który podszedł i wzniósł wysoko w powietrze swój trójząb, przygotowując się do zadania śmiertelnego ciosu. Thor wiedział, że oto nadeszła jego ostatnia chwila.

Zamknął oczy, przygotowując się na śmierć. Nie czuł strachu. Jedynie wyrzuty sumienia. Chciał pożyć trochę dłużej; chciał odkryć, kim jest, jakie jest jego przeznaczenie, ale przede wszystkich chciał spędzić więcej czasu z Gwen.

Czuł, że taka śmierć była niesprawiedliwa. Nie tutaj miał umrzeć. I nie w ten sposób. Nie dziś. Jego czas jeszcze nie nadszedł. Czuł, że nie tak miało się to odbyć. Nie był jeszcze gotowy.

Nagle poczuł, jak coś w nim wzbiera: jakaś zaciętość, dzikość, siła niepodobna do żadnej mu znanej. Jego ciało przeszył dreszcz, który rozlał się żarem od stóp przez nogi, tors, ramiona aż po czubki palców. Emanował palącą energią, mocą, którą ledwie pojmował. Ku swemu zdziwieniu zaryczał dziko, niczym smok powstający z ziemskich otchłani.

Poczuł w sobie siłę dziesięciu mężczyzn, wyrwał się przytrzymującym go wojownikom i skoczył na nogi. Zanim żołnierz z trójzębem zdążył opuścić swą broń, Thor zbliżył się do niego i czołem staranował mu twarz, łamiąc nos, po czym kopnął go z taką siłą, że ten poleciał w tył, niczym armatnia kula, zwalając z nóg dziesięciu żołnierzy.

Thor wrzasnął ze świeżo obudzonej wściekłości, chwycił jednego mężczyznę, uniósł wysoko nad głowę i cisnął nim w tłum, zwalając kolejny tuzin walczących niczym kręgle. Potem wyrwał któremuś żołnierzowi cep z długim na dziesięć stóp łańcuchem, zaczął machać nim w powietrzu, aż wszędzie dokoła rozległy się wrzaski wojowników, którzy znaleźli się akurat w jego zasięgu; dziesiątki mężczyzn powalonych na ziemię.

Thor czuł, jak moc nieustannie przepływa przez jego ciało i zdał się całkowicie na nią. Kilku kolejnych wojowników natarło na niego. Thor uniósł dłoń i ze zdziwieniem poczuł jakieś mrowienie. Zaraz potem zaczęła wydobywać się z niej chłodna mgła. Wojownicy zatrzymali się nagle pokryci warstwą lodu. Stali jak wrośnięci w ziemię, nieruchome bryły lodu.

Thor skierował dłonie w różnych kierunkach, zamrażając po kolei wszystkich walczących. Wkrótce wyglądało to tak, jakby całe bitewne pole pokryło się lodowymi skałami.

Thor odwrócił się w kierunku towarzyszy broni. Zauważył też kilku żołnierzy, którzy mieli już zadać śmierć Reece’owi, O’Connorowi, Eldenowi i bliźniakom. Wzniósł dłoń w ich stronę i zamroził atakujących, ocalając tym samym życie swych braci. Odwrócili się i spojrzeli na niego oczyma pełnymi wdzięczności i poczucia ulgi.

Wyczyny Thora wkrótce zostały zauważone przez armię McClouda i zaczęto podchodzić do niego z większą ostrożnością. Utworzono wokół niego bezpieczny korowód, ale żaden z wojowników nie podszedł bliżej zdjęty strachem na widok dziesiątek towarzyszy zamienionych w lód, zamrożonych w miejscu tak, jak stali.

Wówczas rozległ się ryk i przed szereg wystąpił mężczyzna pięciokrotnie większy od pozostałych. Musiał mieć ze czternaście stóp wzrostu i dźwigał potężny miecz. Thor wzniósł dłoń, by i jego zamrozić – ale w jego przypadku to nie zadziałało. Pacnął jedynie ręką w mgłę i odtrącił na bok niczym jakiegoś natrętnego owada. I wciąż szedł w kierunku Thora. Thor zaczął zdawać sobie sprawę, że jego moce nie były jednak doskonałe; był zaskoczony i nie rozumiał, dlaczego nie był wystarczająco silny, aby powstrzymać tego mężczyznę.

Olbrzym dopadł Thora w trzech długich susach, zaskoczywszy go swoją zwinnością, i uderzył pięścią w twarz posyłając w powietrze.

Thor wylądował twardo na ziemi. Nie zdążył się jeszcze odwrócić, a olbrzym już był na nim. Chwycił go dwoma rękoma i uniósł nad głowę. Cisnął nim w dal przy akompaniamencie wiwatującej armii McClouda. Thor przeleciał w powietrzu dobrych dwadzieścia stóp, wylądował twardo na ziemi i potoczył się kilka razy. Poczuł, jakby wszystkie kości nagle mu popękały.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf epub ios.epub fb3

Популярные книги автора