Zofia Urbanowska - Księżniczka стр 14.

Шрифт
Фон

Podróż całodzienna i zbytek nowych wrażeń tak zmęczyły Helenkę, że z upragnieniem oczekiwała chwili wstania od stołu i rozejścia się towarzystwa. Zauważyła to pani Radliczowa i zaproponowała jej, aby wcześniej udała się na spoczynek.

– Elżunia zaprowadzi panią do pokoju dla pani przeznaczonego – powiedziała – wszystko tam jest przygotowane na pani przyjęcie i łóżko już posłane.

Helenka natychmiast skorzystała z tego pozwolenia i to była jedyna chwila, w której oczy jej żywszym zajaśniały blaskiem.

– Panno Heleno – rzekł pan Radlicz, gdy opuszczała pokój – obowiązki pani rozpoczną się dopiero pojutrze, jutro jest dzień świąteczny. Nie potrzebujesz pani zrywać się bardzo rano; wypocznij sobie dobrze.

– Będzie pani miała śliczny pokoik – mówiła Elżunia, prowadząc ją ze świecą po schodach na wyższe piętro – duży i słoneczny, z widokiem na ogród. Jestem pewna, że się pani spodoba.

Otworzyła drzwi, podniosła świecę do góry i, puszczając nowo przybyłą przed sobą, zawołała wesoło:

– A co! czy nie milutkie mieszkanko?

Ale Helenka nie zdobyła się na odpowiedź. Zdziwionym wzrokiem wodziła po ścianach świeżo wybielonych, po podłodze niefroterowanej, ale białej i czystej, po skromnych sprzętach i milczała. Składały się one z łóżka żelaznego, szafy jesionowej do rzeczy, stołu do pisania, dwóch wyplatanych krzesełek i umywalnika żelaznego także, na trzech nogach, z garniturem fajansowym. Elżunia, przypisująca milczenie Helenki przyjemnemu zdziwieniu, a nie mogąca się doczekać odpowiedzi, spytała powtórnie:

– Ładny pokoik, prawda?

– Tak, bardzo ładny – odpowiedziała machinalnie.

Było w tonie tej odpowiedzi coś, co uderzyło pannę Radliczównę. Spojrzała z uwagą w oczy nowej towarzyszki, ale oczy te wydały się zagadkowe jak oczy Sfinksa. Delikatność nie pozwalała zadać więcej pytań – zwłaszcza iż zdawało się Elżuni, że panna Orecka pragnie jak najprędzej zostać sama. Postawiła więc świecę na stole, powiedziała jej dobranoc i odeszła.

– I ona to nazywa „ładnym pokoikiem”! – rzekła, śmiejąc się sucho, Helenka, gdy się drzwi za wychodzącą zamknęły. – Ładny, ani słowa! Panna służąca mojej matki ma trochę lepszy, bo przynajmniej wytapetowany, i nigdy jeszcze nie myła się tym obrzydliwym prostym mydłem, którego sama woń przykra już może przyprawić o mdłości.

Niewiele myśląc otworzyła lufcik i wyrzuciła mydło z irytacją za okno. Spostrzegła przy tej czynności szarą płócienną roletę i spuściła ją, wzruszywszy ramionami z politowaniem na widok skromnego wyszycia z białej taśmy, które miało stanowić ozdobę, a w jej pojęciu było równie ordynarne jak firanka z białego perkalu w duże niebieskie kwiaty. Cóż to był za kontrast z prześlicznym, różowym pokoikiem, jaki miała w domu! Nie było tu ani jednego sprzętu wyściełanego, nic takiego, co by miało jakiekolwiek podobieństwo z fotelem lub kanapą, na czym by można usiąść wygodnie, oprzeć się lub położyć. Łóżko stało przy ścianie niczym nie osłoniętej, a na podłodze leżał mały wojłokowy dywanik.

– Ach! – jęknęła Helenka – bez wszystkiego obejść się można, ale jak tu żyć bez kanapy!

Świeca paląca się w mosiężnym lichtarzu i leżąca przy niej papierowa paczka zapałek raziły jej smak estetyczny – jak również stół czarno lakierowany i prosty szklany kałamarz. Kto inny na jej miejscu byłby zadowolony z pokoju czystego, ciepłego i zaopatrzonego we wszystkie potrzeby, ale ona upatrywała w nim podobieństwo do celi więziennej i czuła się bardzo pokrzywdzona. Pozbawiona komfortu, do którego przywykła od dzieciństwa, traciła ochotę do walki z losem na pierwszym zaraz kroku. Ogarnęła ją żałość już nie za rodzicami i ich osamotnieniem, ale nad sobą samą. Ciężka ich dola zbladła w jej oczach wobec wielkości własnego poświęcenia – a obrazy tego wszystkiego, czego się dla nich wyrzekła, przesunęły się kolejno przed oczyma jej duszy w barwach więcej uroczych niż kiedykolwiek.

Do serca czystego dotąd przystąpił szatan pychy i to, co było tylko obowiązkiem, przedstawił jej jako olbrzymią, podziwienia godną ofiarę.

Na łóżku leżała wełniana, grubo watowana kołdra w kolorowe kraty i duża, ciężka poduszka w perkalowej poszewce. Spojrzała na jedno i drugie z posępną rezygnacją, ale gdy, odwinąwszy kołdrę, spróbowała posłania i poczuła pod ręka materac z trawy morskiej, w którym nic miękkiego ani elastycznego nie było – brakło jej odwagi do położenia się.

Szybkim, nerwowym krokiem chodziła po pokoju, czekając na służącą, która, zdaniem jej, powinna była przyjść rozpakować jej rzeczy; ale służąca nie przychodziła. Chciała zadzwonić, ale taśmy od dzwonka nie było nigdzie – wołać zaś nie chciała i nie mogła, bo nie wiedziała, w której stronie domu służba ma pomieszczenie. Mogłaby jeszcze zabłądzić w tym ogromnym budynku, pełnym długich a wąskich korytarzy i ciasnych zaułków, przypominających klasztor i napełniających ją obawą.

Minęło tak pół godziny, a nikt nie przychodził. Czując niezmierne znużenie, a nie chcąc czekać dłużej, Helenka z westchnieniem zabrała się sama do otwierania swych kufrów – a przyszło jej to z większą łatwością, niż przypuszczała. Na wierzchu zaraz leżała różowa atłasowa kołdra, podpięta webowym prześcieradłem, bogato haftowanym po brzegach, i jedwabna puchowa poduszka, obleczona w batystową poszewkę. Z radością pochwyciła te dwa przedmioty, tak żywo uprzytomniające jej ulubiony różowy pokoik, i odrzuciwszy z pogardą kraciastą kołdrę i ciężką pierzaną poduszkę, zastąpiła je swoją elegancką pościelą.

Klękła do pacierza, ale słowa modlitwy, przeplatanej gorącymi łzami, urywały się co chwila lub wydobywały bezwładnie. Usta jej tylko wymawiały, nie serce przepełnione goryczą.

Mimo wielkiego znużenia i senności, długo przewracała się na materacu z morskiej trawy, której źdźbło każde urażało ją, zanim wreszcie przyszedł sen dobroczynny i przyniósł jej zapomnienie.

VIII

Nazajutrz obudziło ją wejście służącej; była to niemłoda kobieta z dużą, poczciwą, ale poważną twarzą. Ubiór jej uderzał nadzwyczajną czystością, a biały, starannie wyrurkowany czepek leżał na głowie jak ulany i noszony był z godnością.

– Pani kazała mi się dowiedzieć, czy panna przyjdzie na śniadanie? Państwo już siedzą przy stole i tylko na pannę czekają.

Słowa te, powiedziane grubym i niezbyt słodkim głosem, od razu przypomniały Helence nowe położenie, w jakim się znajdowała od wczoraj. Przetarła oczy i, siadając na łóżku, rzekła:

– Moja dobro kobieto, przeproś bardzo państwa i powiedz, że nie przyjdę. Tylko co się obudziłam i nie zdołam ubrać się tak prędko.

„Dobra kobieta” nie śpieszyła się z zaniesieniem państwu tej odpowiedzi; patrzyła na batystowy kaftanik „panny” i przybierające go falbanki, na poszewkę i prześcieradło, zdobne delikatnymi haftami, zmierzyła ciekawie oczyma oba kufry i wyszła, mrucząc z niezadowoleniem.

– To dopiero będzie zawrót głowy z praniem i prasowaniem dla tej księżniczki. Potrzebnie też to pan przywiózł takie paniątko? Tylko trzeba będzie temu ciągle usługiwać! Ciekawam, czy też ona zarobi to, co zje?

Helenka dosłyszała tylko pierwsze wyrazy, dalsze bowiem wymówione już były za drzwiami i na schodach, ale to, co usłyszała, zdziwiło ją niesłychanie. U rodziców służące nigdy nie narzekały na pranie i prasowanie; wszystko im było jedno, co robiły, i zawsze były zadowolone.

Drzwi otworzyły się znowu i służąca wniosła na tacce szklankę herbaty i dwie bułki nasmarowane masłem. Helenka rzuciła okiem przelotnie na ten posiłek, który jej się wydawał mniej niż skromny, i widząc, że służąca zabiera się znowu do odejścia, rzekła:

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора