Owen Jones - Bezkrwawy стр 7.

Шрифт
Фон

- Wow! zakrzyknął Den. Tata zmienił się w Pee Boba? W wampira? Niech no tylko opowiem znajomym! Heng Pee Bob! Ale ekstra!

- Jak długo będzie jeszcze żył? spytała Din.

- Wszyscy staramy się go uratować, Din. A to oznacza, że nikt nie może się o tym dowiedzieć. Zrozumiano, Den? Absolutnie nikt, głupi chłopcze! Wan, jesteś pewna, że ten dzieciak jest z naszego rodu? szamanka rzuciła kobiecie oskarżycielskie spojrzenie. Wan odpowiedziała najbardziej pogardliwym wzrokiem, na jaki mogła się zdobyć wobec staruszki, która kilka chwil temu uratowała życie jej umierającego męża.

- No dobrze, takie macie możliwości. Koniec końców sami musicie podjąć decyzję. Wszak będziecie zmuszeni przyrządzać remedium dla Henga, które musi przyjmować przez resztę swojego życia. Na jego przypadłość nie ma bowiem lekarstwa podsumowała Da.

Szamanka oparła się o jeden ze wsporników. Zamknęła oczy niczym książkę, kończąc spotkanie. Pozostali członkowie rodziny Lee spojrzeli na nią, a potem po sobie. Zastanawiali się, jak uda im się wybrnąć z tego kłopotu.

Wydawało się, że ciotunia wpadła w trans, a może nawet zasnęła. W tym czasie reszta radziła wspólnie, jak powinien wyglądać ich następny krok.

- Cóż - zaczęła Wan. Ciężko będzie brać krew od tutejszych, prawda? Większość z nich nie oddałaby kożucha z mleka, a co dopiero pintę własnej krwi. A nie stać nas, by im za nią płacić.

- Możemy polować na turystów. Wykrwawialibyśmy ich, przelewali ich krew do butelek, a następnie przechowywali je w lodówce zaproponował Den.

- Przecież tu prawie nikt nie przyjeżdża, Den odpowiedzi matki towarzyszyło zniecierpliwione cmoknięcie.

- To może będziemy robili koktajl z krwi różnych zwierząt, a raz w miesiącu każde z nas dawałoby od siebie po pincie własnej zastanawiała się Din.

- Hmmm Nie mam pojęcia, ile krwi można oddać rocznie, ale dwanaście pint zdaje się dużą ilością. Mimo to, dziękuję ci za ten pomysł, skarbie odparła Wan. A może dalsi krewni chcieliby od czasu do czasu dawać krew? Wasz ojciec jest tu bardzo lubiany

- Możemy kupować krew nieboszczyków wyrwał się Den.

- Wydaje mi się, że krew musi pochodzić od żywych, kochanie. Jeśli serce przestaje bić, nie ma czego wypompowywać rzekła matka.

- No to moglibyśmy powiesić ich do góry nogami i zamontować im kranik w gardle albo w sercu albo i tu i tu - nalegał Den.

- Rozumiem. Zatem jeśli cała rodzina opłakuje śmierć ich starej matki, ty pobiegniesz do nich zanim jej zwłoki zdążą ostygnąć i spytasz się, czy możesz powiesić jej truchło do góry nogami, żeby przelać całą krew do wiadra i dać twojemu ojcu do wypicia. Jak twoim zdaniem może się to zakończyć, co?

- Moglibyśmy zapytać, czy nie możemy wziąć trochę krwi zanim

- Ani mi się waż sugerować takich nikczemnych głupot! rozgniewała się matka.

- A może dzieci A może nie, co? Den spróbował jeszcze raz aż w końcu zamilkł, jako że wszystkie jego sugestie zostały odrzucone.

- No to podsumujmy, co wymyśliliśmy do tej pory. Zebrać krew od krewnych lub zrobić koktajl z krwi zwierząt. Nie mamy pewności, że którykolwiek z tych pomysłów będzie skuteczny. Jeszcze jakieś propozycje? spytała Wan.

- Moglibyśmy Albo nie - mruknął Den.

- Nieważne jak bardzo to głupie, wyduś to z siebie rozkazała mu matka. Jesteśmy przyparci do muru i musimy rozważyć każdą możliwość.

- No bo Mógłbym zostać muzułmaninem. Wtedy wziąłbym sobie cztery żony i mielibyśmy czwórkę nowych dawców. A jeśli każda z nich miałaby czwórkę dzieci, wtedy byłaby kolejna szesnastka i

- Dobra, Den. Wystarczy. Teraz żałuję, że zmusiłam cię do mówienia Zaraz jeszcze zasugerujesz, że twoja siostra powinna się puszczać za dwie pinty na dzień dobry!

Din zarumieniła się mocno na samą myśl. Była w szoku, że jej matce przeszło coś takiego przez usta. Z kolei Den zrobił zamyśloną minę i zaczął kiwać głową, aż w końcu Wan poczęstowała go kopniakiem.

- Moim zdaniem mamy jeszcze dwa problemy, których nawet nie poruszyliśmy odezwała się Din. Ciotunia Da powiedziała, że tatuś musi zaakceptować nasz plan, bo przecież to on będzie to pił. No i potrzebujemy czegoś już na jutro.

- Jutro możemy dać mu koktajl z mleka i koziej krwi. Twój ojciec woli go od tego z krwią koguta. Masz jednak rację, że niedługo będziemy musieli mieć coś na stałe. Później spytamy o to ciotunię. Jeśli natomiast chodzi o Ta, dopóki nie nabierze wystarczająco sił żeby samodzielnie zadbać o swoje żywienie, będzie musiał spożywać cokolwiek mu podamy i jeszcze za to podziękować. Jestem jednak pewna, że byłby ci wdzięczny za troskę stwierdziła matka.

Wkrótce cała trójka na kilka minut dała się pochłonąć własnym myślom. Wówczas Da obudziła się.

- I co? Przyszły wam do głowy jakieś nowe pomysły? A raczej, rozwiązania?

- Nie, ciotuniu przyznała Wan. Den miał kilka kreatywnych pomysłów, ale nie są one możliwe do zrealizowania. Niestety, utknęliśmy na tych samych propozycjach, które wyszły od ciebie kilka godzin temu.

- No tak. Spodziewałam się takiej odpowiedzi, ale szczerze powiedziawszy, to faktycznie bardzo trudny orzech do zgryzienia. Ja sama trafiłam na mieliznę podczas moich medytacji. Robi się już późno i jestem coraz bardziej zmęczona. Prześpijmy się z tym problemem. Dzieci, czy któreś z was mogłoby odstawić mnie do domu?

W domostwie Lee wszyscy czekali z kolacją na powrót Dena. Po posiłku sprawdzili co u zwierząt, wzięli kolejno prysznic i kilka ostatnich chwil tego dnia spędzili razem. Chcieli położyć się dziś wcześniej, ponieważ wszyscy byli wypruci emocjonalnie. Ponadto żadne z nich nie chciało iść na górę samotnie. W końcu czekał tam na nich wampir.

Wan miała nawet opory przed położeniem się z nim do jednego łóżka. Wygrało jednak poczucie obowiązku małżeńskiego. Jako najstarsza poszła pierwsza. Trzymała w dłoni świecę, a jej dzieci podążały nieśmiało za nią.

Zatrzymali się przed łożem małżeńskim i zdębieli. Heng siedział na nim wyprostowany. W mroku pokoju lśniła jego blada skóra i koralowe oczy.

- Dobry wieczór, rodzinko! przywitał ich niskim, grobowym głosem.

Całą trójka udała się do swoich łóżek. Żadne z nich nie mogło oderwać oczu od Henga. Mężczyzna nawet nie drgnął, tylko gapił się przed siebie.

1 3 PEE POB HENG

Ostatecznie cała rodzina usnęła z wyczerpania. Rankiem Heng był całkowicie opatulony kocami, a głowę miał przykrytą poduszką.

Pozostali szybko zeszli na dół, starając się jak najprędzej przemknąć obok łóżka głowy rodziny.

- Widziałaś jak tata wczoraj wyglądał, mamo? spytał Den. Jego oczy i skóra niemal rozświetlały całą izbę ale czy to w ogóle były jego oczy? Przecież normalnie miał czarne kółka na białym tle, tak jak my. A teraz kółka były czerwone, a tło różowe. To chyba przez tę krew, prawda?

- Nie mam pojęcia, kochanie. Może masz rację. Lepiej pójdź po więcej, a twoja siostra niech zajmie się mlekiem. Pamiętasz jak wasza ciotunia pobierała krew?

- Tak, mamo. Tym razem wezmę ją od innego kozła, dobrze? Ten wczorajszy powinien jeszcze trochę wydobrzeć.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора