Władysław Stanisław Reymont - Komediantka стр 7.

Шрифт
Фон

Milczeli. Janka skubała abażur, a Grzesikiewicz szarpał rękawiczki i bezmyślnie, odruchowo przygryzał sobie wąsy; wzruszenie dławiło go po prostu.

 Ciężko mi okropnie mi ciężko! zaczął, podnosząc na nią oczy błagalnie.

 Dlaczego? zapytała krótko i wymijająco.

 No, bo bo Jak Boga kocham, nie wytrzymam już dłużej! Nie, już nie mogę się dłużej męczyć, powiem po prostu: kocham panią i proszę o jej rękę zawołał głośno, i aż odetchnął z ulgi ogromnej, ale uderzył się w czoło i, biorąc rękę Janki, zaczął znowu:

 Kocham panią dawno, bałem się pani mówić o tem, i teraz także nie umiem się wygadać, nie umiem tak określić i wypowiedzieć, jakbym chciał Kocham panią i błagam, bądź moją żoną

Pocałował ją gorąco w rękę i patrzył się w nią swojemi niebieskiemi, poczciwemi oczyma, z których buchało ślepe przywiązanie i miłość szczera i głęboka. Usta drżały mu nerwowo i bladość pokryła twarz.

Janka podniosła się z krzesła i, patrząc mu prosto w oczy, odpowiedziała wolno i po cichu:

 Nie kocham pana.

Zdenerwowanie gdzieś zniknęło; wiedziała, że ta chwila oczekiwania już się zaczęła, więc była gotową. Spokojne zdeterminowanie przeglądało w jej oczach chłodno patrzących.

Grzesikiewicz odsunął się gwałtownie, jakby go kto uderzył silnie w piersi, ale powrócił na miejsce i nie rozumiejąc jeszcze znaczenia słów usłyszanych, mówił drżącym głosem:

 Panno Janino bądź pani moją żoną Kocham panią!

 Nie kocham pana nie mogę przeto za pana wyjść nie pójdę wcale za mąż! odpowiedziała tym samym głosem, ale przy ostatnim wyrazie głos jej zadrgał jakimś akcentem litości dla niego.

 Jezus, Marya! wykrzyknął Grzesikiewicz, chwytając się za głowę. Co pani powiedziała? Co to jest?! Pani nie pójdzie za mąż! nie chce pani być moją żoną!? Pani mnie nie kocha!

Ukląkł raptownie przed nią, schwycił ją za ręce, i, okrywając je pocałunkami, prawie przez łzy strachu gorączkowego, zaczął ją błagać tak silnie, tak pokornie, tak mu głos drżał łkaniem miłości ogromnej, że chwilami zatrzymywał się, aby zaczerpnąć powietrza i zebrać myśli.

 Nie kocha mnie pani? Pokocha mnie pani. Przysięgam, że ja i matka moja i ojciec będziemy jej niewolnikami Poczekam wreszcie Niech pani powie, że za rok za dwa za pięć będę czekać. Przysięgam pani, będę czekać! Ale niech mi pani nie mówi, że nie! Na miłość Boską, niech mi pani nie mówi tego, bo się wścieknę z rozpaczy! Jakto? nie kocha mnie pani! ale ja panią kocham my wszyscy panią kochamy my nie potrafimy już żyć bez pani! nie Ojciec mi powiedział, że że a tutaj! Jezus Marya! ja się wścieknę! Co pani robi ze mną! co pani robi!

Porwał się z ziemi i chwytając się za głowę rozczochraną, krzyczał prawie z bolu.

Janka miała łzy w oczach i żal się jej robiło; ta jego szczera i taka prosta rozpacz, objawiająca się tak targająco, podziałała na nią dziwnie.

Była chwila, w której poczuła we własnem sercu te łzy jego i rozpacz i jakaś sympatya litosna targała ją, że już odruchowo podać mu chciała ręce i powiedzieć, że będzie jego żoną, ale to trwało krótko.

Stała znowu ze łzami rozczulenia w oczach, ale z obojętnością w sercu i patrzyła się zimno.

 Panno Janino, błagam o odpowiedź! Niech pani pomyśli, że odmową zabija pani mnie, matkę moją, ojca, wszystkich

 Wolałbyś pan, żebym ja się zabiła dla wszystkich! odpowiedziała chłodno i usiadła z powrotem.

 A!! wyrwało mu się z gardła i odchylił głowę nieco w tył, jakby z obawy, że sufit runie natychmiast.

Machinalnie zerwał rękawiczki z rąk, podarł, a raczej poszarpał je i rzucił na podłogę, zapiął surdut na wszystkie guziki, a wreszcie siląc się na spokój, powiedział:

 Żegnam panią ale że zawsze że wszędzie że nigdy szepnął z trudem, pochylił głowę i szedł ku drzwiom.

 Panie Andrzeju! zawołała silnie.

Grzesikiewicz odwrócił się ode drzwi z jakimś błyskiem nadziei w oczach.

 Panie Andrzeju mówiła prosząco nie kocham pana, ale go szanuję nie mogę wyjść za pana, nie mogę ale zawsze będę o panu wspominać, jak o człowieku szlachetnym. Pan mnie rozumie, iż to byłoby podłością iść za człowieka niekochanego Pan się brzydzi obłudą i kłamstwem i ja go nienawidzę. Przebaczy mi pan, ale ja sama cierpię sama także nie jestem szczęśliwą o nie!

 Panno Janino gdybyś tylko gdybyś

Spojrzała na niego tak boleśnie, że zamilkł i wyszedł wolno.

Janka siedziała jeszcze, patrząc na drzwi, któremi wyszedł i jeszcze miała w mózgu dźwięki jego słów, gdy wszedł do pokoju Orłowski.

Spotkał się z Grzesikiewiczem na schodach i z jego twarzy dowiedział się o wszystkiem.

Janka aż krzyknęła ze strachu, tak ojciec zmienił się strasznie. Twarz miał brudno-siną, oczy wysadzone, głowa mu się trzęsła jakimiś poprzecznymi ruchami.

Usiadł przy stole i cichym, przyduszonym głosem zapytał:

 Co powiedziałaś Grzesikiewiczowi?

 To, co mówiłam ojcu wczoraj, że go nie kocham i nie pójdę za niego odpowiedziała śmiało, ale się zlękła tej cichości i pozornego spokoju, z jakim ojciec przemawiał:

 Dlaczego? rzucił krótko, jakby nie rozumiejąc.

 Powiedziałam: nie kocham i nie chcę wcale wyjść za mąż.

 Głupiaś! głupiaś! głupiaś! syczał przez zaciśnięte zęby i podnosił się zwolna z krzesła.

Patrzyła na niego spokojnie i dawna jej zaciętość wracała.

 Powiedziałem, że pójdziesz za niego dałem słowo, że pójdziesz za niego, to pójdziesz!

 Nie pójdę! nikt mnie nie potrafi zmusić! odpowiedziała ponuro, z mocą patrząc się w błyszczące oczy ojca.

 Zaciągnę cię do ołtarza. Zmuszę cię! musisz! wołał głucho.

 Nie!

 Wyjdziesz za Grzesikiewicza; ja ci to mówię, ja twój ojciec, rozkazuję ci to zrobić! Usłuchasz mnie natychmiast, bo cię zabiję!

 Dobrze, niech mnie ojciec zabije, ale nie usłucham.

 Wypędzę cię z domu! krzyczał już głośno, odzyskując siły i ściskając nerwowo poręcz krzesła.

 Dobrze!

 Wyrzeknę się ciebie!

 Dobrze! odpowiadała coraz silniej.

Czuła teraz, że z każdem słowem ojca dusza jej twardnieje i nasyca się coraz większą stanowczością.

 Wypędzę cię! słyszysz? i choćbyś konała z głodu, choćbyś skomliła u drzwi, nie wpuszczę, nie zechcę nigdy wiedzieć o tobie!

 Dobrze

 Janka! ty mnie nie doprowadzaj do ostateczności. Ja cię proszę, idź za Grzesikiewicza, moja córko, dziecko moje! przecież to dla twojego dobra, ja chcę tego małżeństwa. Nie masz nikogo oprócz mnie na świecie; ja jestem stary umrę zostaniesz sama, bez opieki, bez utrzymania Janka, tyś mnie nigdy nie kochała! Żebyś ty wiedziała, jaki ja jestem przez całe życie nieszczęśliwy, tobyś się ulitowała! prosił, ale w głosie miał akcenta krzyku i groźby.

 Nie! nigdy! odpowiedziała, nie poruszona ani na chwilę jego prośbą i skargami.

 Ostatni raz cię pytam! krzyknął onieprzytomniony jej odpowiedzią.

 Ostatni raz mówię, że nie!

Orłowski z taką siłą rzucił krzesłem o ziemię, że się rozleciało w kawałki; rozerwał sobie kołnierz koszuli, bo go dusił spazm wściekłości i, z poręczą w ręku rzucił się do Janki, by ją uderzyć, ale jej zimny, prawie pogardliwy wyraz twarzy, oprzytomnił go w jednej chwili. Odrzucił od siebie tę poręcz.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора

Orka
0 2