Józef Kraszewski - Hrabina Cosel стр 7.

Шрифт
Фон

W chwili gdy ofiary z jękiem padały w lochy i ciemne przepaści, balowa muzyka przygrywała weselu tych co zwyciężyli Nieraz z dala patrzała Anna na siną górę Koenigsteinu, pełną tajemnic i ofiar

Noc była ciemna bardzo, lecz powóz poprzedzały pochodnie dworskie i konie pędziły ani opatrzono się jak stanęła kareta na bruku u domu przy Pirnajskiéj ulicy. To téż choć ministra oczekiwano, ludzie się pospali i nierychło się ich było można dobudzić. W domu tym w którym Hoym zajmował pierwsze piętro, pokojów nawet swoich Anna nie miała. Były tylko dla przyjęcia klientów naznaczone i sypialnia pańska, która wstręt wzbudzała w Annie Zresztą kancelarye i całe izby papierów Gabinet ministra przytykał do ogromnéj sali, ozdobnéj wprawdzie, ale ciemnéj, ponuréj i smutnéj. Nie zastawszy męża w domu, tém więcéj się zdziwiła hrabina Anna; ale słudzy ją upewnili iż to była noc królewska, i że przy téj zabawie zwykle przeciągał się pobyt na zamku do dnia białego i dłużéj. Zmuszona szukać przytułku i odpoczynku, hrabina musiała dziś poraz pierwszy w tym domu męża, w którym nigdy prawie nie bywała, znaléźć sobie jakiś kątek. Obrała gabinet z drugiéj strony kancelaryi ministra położony, oddzielony od innych pokojów i tu sobie prawdziwe łóżeczko obozowe usłać kazawszy, zaryglowawszy się ze sługą, próbowała usnąć nieco. Ale sen nie spłynął na powieki znużone, drzémała tylko chorobliwie, budząc się i zrywając za najmniejszym szelestem

Dzień już był biały, gdy usnąwszy głęboko na chwilę, przebudziła się słysząc w gabinecie otwierające się drzwi i stąpanie. Sądziła zrazu iż to był chód męża i w cichości co najprędzéj poczęła się z pomocą sługi ubierać

Ubiór to był poranny, zaniedbany, który jéj jeszcze wdzięku dodawał. Znużenie podróżą, niepokój, gorączka podniosły królewski wdzięk i blask urody zachwycającéj. Z niecierpliwością odryglowała drzwi które ją dzieliły od gabinetu, otwarła je, i stanęła w progu.

Naprzeciw niéj zamiast męża stał człowiek zupełnie jéj nieznajomy, którego postawa i twarz wielkie na niéj uczyniły wrażenie.

Był to mężczyzna w czarnéj, długiéj sukni protestanckiego duchownego, nie młody, z głową wypełzłą i błyszczącą, około któréj nieco siwych włosów rozwianych jakby aureolę wiązało. Zżółkła skóra przylegała do kości jego czoła, tak iż żyły rysowały się wszędzie wypukło Siwe oczy głęboko wpadłe, usta uśmiechnięte goryczą, spokojna pogarda świata, pogoda i powaga przytém, nadawały téj twarzy ani pięknéj zresztą, ani znaczącéj, coś tak wybitnego i zatrzymującego oczy zdumione, iż mimowoli oderwać ich od niéj nie było można.

Patrzała nań Anna, ale i on jakby zjawiskiem téj kobiety przerażony, stał nieruchomy z wlepionemi w nią oczyma, w których mimowolne malowało się uwielbienie dla cudownego boskiego tworu, podobnego aniołom

Stał i usta mu drżały i ręce się podniosły zdumieniem napół, napół jakimś ruchem niezrozumiałym, który i odpychać mógł i błogosławić

Dwie te istoty zupełnie sobie nieznane badały się tak chwilę oczyma Duchowny cofał się zwolna Anna oglądała się szukając oczyma męża Już miała nazad wstąpić za próg gabinetu, gdy duchowny spojrzawszy na nią wzrokiem litości pełnym, zapytał

 Kto ty jesteś?

III

 Jabym tu prędzéj was mogła spytać, kto wy jesteście i co tu w domu moim robicie?

 W domu waszym? powtórzył zdumiony duchowny jakto? więc żoną jesteście pana ministra?

Anna głową dumnie dała znak potwierdzający. Duchowny spojrzał na nią wzrokiem pełnym najwyrazistszéj litości, patrzał długo i dwie łzy zakręciły mu się pod zmarszczonemi powieki, złożył ręce jakby z rozpaczy i zwątpienia.

Anna poglądała nań z ciekawością. Niepozorna ta postać zszarzana, zmęczona, życiem złamana, zdawała się odżywiać, wyszlachetniać, uczuciem jakiémś wielkiém wyrastać: stała się poważną i majestatyczną. Dumna pani czuła się przy niéj onieśmieloną, małą, zdziecinniałą, niemal pokorną. Milczący starzec promieniał jakiémś natchnieniem wewnętrzném. Nagle, oprzytomniał, obejrzał się strwożony i krok postąpił naprzód

 Dlaczegóż ty, którą Wszechmogący stworzył dla chwały swéj, jako piękne cnoty naczynie, ty pełna blasku istoto, podobna aniołom, nie otrząśniesz pyłu z nóg twych skalanych dotknięciem nieczystego Babilonu i nie uciekniesz rozdarłszy szaty białe, z tego ogniska zepsucia i rozpusty? zawołał jakby nagle rozogniony miłosierdziem. Dlaczego ty tu w tym ogniu trwasz? kto cię weń wrzucił? kto był tym niegodziwym co tak piękne dziecię Boże cisnął w ten świat plugawy?? Czemu nie uciekasz? dlaczego stoisz niestrwożona a może niewiedząca o niebezpieczeństwie? dawno tu jesteś?

Anna zrazu osłupiała słuchając go, lecz głos starego takie na niéj czynił wrażenie, iż uczuła się, może pierwszy raz w życiu podbitą i onieśmieloną. Oburzał ją ten ton duchownego a nie mogła się zań pogniewać. Nim otworzyła usta on mówił daléj:

 A wieszże ty gdzie jesteś? a wiesz, że ta ziemia na któréj stoisz chwieje się pod stopami twemi? że te ściany się otwierają na rozkazy, ludzie nikną gdy są zawadą, że tu życie człowieka nie waży nic dla kropli rozkoszy?

 Cóż zaprzestraszające obrazy, kreślisz, mój Ojcze odezwała się wreszcie Hoymowa i dlaczego mnie niemi chcesz zatrwożyć?

 Bo z czystego czoła i oczu twych, dziecko moje rzekł duchowny widzę żeś bezpieczna, niewinna i nieświadoma tego co cię otacza: tyś chyba tu niedawno?

 Od kilku godzin uśmiechając się odpowiedziała Hoymowa

 I nie tu przeżyłaś dzieciństwo i młodość twoją, bobyś tak nie wyglądała uśmiechnął się boleśnie stary nieprawdaż?

 Dzieciństwo spędziłam w Holsztynie od lat kilku jestem żoną Hoyma, ale mnie trzymał odosobnioną na wsi ledwiem zdala widziała Drezno

 A nic chyba nie słyszała o niém dodał stary i wstrząsł się.

Wszystko co mi mówisz, przeczytałem na czole twém, w wejrzeniu rzekł smutnie. Bóg mi czasem daje zajrzeć głęboko w duszę ludzką Niezmierną litością zostałem zdjęty widząc cię, piękna pani; zdało mi się że patrzę na lilię białą, rozkwitłą w ustroniu, którą stado rozhukanego bydła ma podeptać. Było ci kwitnąć gdzieś wzrosła i woniéć pustyni a Bogu

Zamyślił się głęboko. Anna postąpiła przejęta kilka kroków ku niemu w jéj oczach i postawie widać było wzruszenie.

 Ojcze mój rzekła ty kto jesteś??

Stary zdawał się niesłyszéć, tak się zadumał głęboko. Powtórzyła pytanie.

 Kto ja jestem? rzekł kto ja jestem? nędzna istota grzeszna i wzgardzona, na którą nikt nie patrzy lub się z niéj wszyscy śmieją. Jam głos wołającego na puszczy jam ten który przepowiadam upadek, zniszczenie, dni pokuty i niedoli Kto ja jestem? naczynie w ręku Bożém, przez które czasem przechodzi głos z góry potężny, aby go ludzie nie słyszeli lub ośmieli? Jam ten za którego czarną suknią biegają ulicznicy rzucając na nią błotem, ten którego proroctw nikt nie słucha nędzarz wśród bogaczów ale praw i czysty, przed Panem

I zamilkł ostatnie słowa wymówiwszy głosem gasnącym spuścił głowę.

 Dziwne zrządzenie odezwała się Anna nie odstępując od niego po kilku latach spokoju na wsi, w ciągu których mnie szmer ledwie od stolicy dochodził, przybywam nagle powołana przez męża i w progu spotykam was jakby przestrogę i oznajmienie Nie jestże to palec Boży?

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора