We mnie, na słowa te, zawrzało wszystko. Dobrze mówię pójdę, ale oddaj mi to, co mi się po rodzicach należy połowę tego, co warte domowstwo to i całe w niém gospodarstwo. Klemens aż zaśmiał się ze złości i krzyknął: Połowę! figa ci nie połowa ojcowskiego majątku! Kobietą jesteś, siostrą, nie bratem czternasta część należy ci się, nie zaś połowa! Kłamiesz mówię czy to nas czternaścioro było u rodziców? Dwoje nas tylko było, i ja takie samo dziecko matki i ojca naszego jak i ty! Klemens wciąż śmiał się. No rzekł idź do ludzi i pytaj się ich, kiedy mnie nie wierzysz! Byłam na brata gniewna i rozżalona, poszłam do ludzi. Naraili mi ludzie adwokata pewnego, bardzo uczonego i uczciwego człowieka. Opowiedziałam mu rzecz całą. Wysłuchał mię i pyta: Czy ojciec pani zostawił rozporządzenie jakie? Powiedziałam, jak było. Ojciec nie myślał nigdy o robieniu testamentu. Pan adwokat uśmiechał się, kiedy mu to mówiłam. Ojciec pani powiedział nie znał widać prawa spadkowego, panującego u nas, albo téż, jak najczęściéj bywa, mniéj dbał o córkę, niż o syna. Brat pani ma słuszność. Jeżeli ojciec rozporządzenia żadnego nie zostawił, należy się pani czternasta część spadku po nim i niéma co o tém mówić! Ale! niéma co mówić! Ja uszom moim wierzyć nie chciałam. Panie drogi! zawołałam dlaczegoż to tak? Prawo jest takie odpowiedział. Panie drogi! mówię brat edukacyą otrzymał, w szkołach był, rzemiosła korzystnego wyuczył się a ja nic! Pan adwokat odpowiedział mi: Taki to już obyczaj. Ja znowu na to: Lata moje młode terałam nad choremi rodzicami i gospodarskim zachodem, dobra i dostatku w domu przysporzyłam, kiedy on bawił się sobie, hulał, a co zapracował, to na swoje własne przyjemności używał czemuż to zawsze i wiecznie taka pomiędzy nami różnica? Pan adwokat odpowiedział: Tak to już, proszę pani, świat ustanowił. Wróciwszy do domu, cała w łzach tonęłam. Nie za tą już połową spadku łzy mi płynęły, ale niesprawiedliwość, któréj doznałam, sztyletem zanurzyła mi się w sercu. Srogi żal uczułam i do ojca, i do prawa, i do obyczaju, i do całego świata. Dlaczego ojciec dbał więcéj o brata, niż o mnie? dlaczego téż i prawo, i obyczaj, i serce ojcowskie, i świat cały, wyznaczyli mi czternastą część we wszystkiém, ale to we wszystkiém, i w familii, i w edukacyi, i w swobodzie, i w szczęściu, i w majątku? No, czternasta część, to czternasta część! niéma co o tém i mówić! jak powiedział pan adwokat. Poszłam do brata i zapytałam się go, ile tam wynosi ta moja czternasta część. Powiedział, że wedle ocenienia majętności całéj, zrobionego zaraz po śmierci ojca, należy mi się trzysta rubli. A kiedy mu na to śmiechem w oczy parsknęłam, i razem téż wielkim płaczem się zaniosłam, zawstydził się, czy téż rozczulił i, wziąwszy mię za rękę, rzekł: Jeżeli zostaniesz przy mnie, nigdy nędzy nie zaznasz. Będziesz sobie na salce mieszkać i z nami razem jadać. Od twoich zaś trzystu rubli procent ci płacić będę siostrą mi jesteś. Żonie przykażę, żeby dobrą dla ciebie była. Zostałam. I cóż miałam uczynić? Drogie mi ściany rodzicielskiego domu i ogródek ten, memi rękoma skopany i zasadzony, i ta altanka z chmielu, i wszystko, na co oczy moje od dzieciństwa patrzały, i do czego serce przyrosło Zostałam i mieszkam na salce, do stołu braterstwa siadam, w gospodarstwie im i w hodowaniu dziatek pomagam Zdaje się, że nie źle mi być powinno a jednak ot, jak pani pomieszka tu dłużéj, to zobaczy, co się tu u nas dzieje Powiem pani szczerze, dwie rzeczy tylko przy życiu mnie utrzymują: dzieciaki te braterskie, które tak samo, jak kiedyś brata, na ręku moich hoduję i nadzieja, że jeszcze zaświeci dla mnie ta gwiazdeczka szczęścia, która kiedyś zaświeciła była, i zgasła. Ot, taką jakąś czasem pewność mam, że jeszcze zaświeci, i czekam!