Długo nie poredziła przemówić, ale cóż to mogła rzec i jak wypowiedzieć, co się w niej działo! Dyć byłaby klękała przed nim, dyć byłaby prochy zmiatała, więc jeno niekiedy rwało się jej z piersi jakieś słowo, padając kiej to ważne ziarno i kiej ten kwiat pachnący weselem i oroszony krwią serdeczną, a oczy wierne i oddane, oczy pełne bezgranicznego miłowania kładły mu się pod stopy kiej psy, zdając się na wolę jego i na jego łaskę.
Zmizerowałaś się, Hanuś! szepnął gładząc ją pieściwie po twarzy.
Jakże tylam przeniesła862, tylam się wyczekała
Zapracowała się kobieta ozwał się Rocho.
To i wy jesteście! Całkiem o was przepomniałam! jęła go witać i całować po rękach, on zaś rzekł żartobliwie:
Nie dziwota. Obiecałem go wam przywieść, to go sobie macie
A mam! Mam! zawołała stając w nagłym podziwie przed Antkiem, wybielał bowiem, wydelikatniał i taki się widział863 urodny, mocarny, pański, jakby zgoła kto drugi, pojąć tego nie mogła.
Przemieniłem się to, co tak po mnie ślepiasz?
Niby nie, ale całkiem jesteś jakiś zgoła inakszy.
Poczekaj, pójdę w pole do roboty, to zarno będę jak przódzi864.
Skoczyła naraz do izby po najmłodsze dziecko.
Jeszczech go nie widziałeś! wołała wynosząc rozkrzyczanego chłopaka popatrz jeno, podobny do cię jak dwie krople.
Sielny865 parob! zawinął go w róg kapoty i pohuśtywał.
Rocho mu na imię! Pietras866, a chodźże i ty do ojca podsadziła starszego, że jął się gramolić na ojcowe kolana bełkocąc cosik867. Antek objął obydwóch z dziwną czułością.
Robaki kochane, kruszyny najmilsze! Jak to już Pietras wyrósł, no, i po swojemu coś rajcuje.
Przecie, a taki sprzeciwny, a taki zmyślny, dorwie się jeno bata, to zara trzaska i gęsi wygania przykucnęła przy nich. Pietras, powiedz: tata! powiedz.
Juści, co zamamrotał i nawet jeszcze więcej cosik gwarzył po swojemu, ciągając ojca za włosy.
Józka, czemu się to na mnie boczysz? Chodźże zauważył.
A bo to śmię pisknęła wstydliwie.
Chodźże, głupia, chodź! przygarnął ją tkliwie, po bratersku. Tera868 już me869 we wszyćkim słuchaj kiej870 ojca. Nie bój się, srogi la871 ciebie nie będę i krzywdy ode mnie nie zaznasz.
Rozpłakała się dziewczynina żalnie872, wypominając ojca i brata.
Jak mi wójt pedział873 o jego śmierci, to jakby me kto kłonicą zdzielił, jaże874 me zamroczyło. Taki parob kochany, taki brat najmilejszy. I kto by się to spodział. Jużem sobie układał w głowie, jak się to grontem podzielim, nawet już o kobiecie la niego myślałem wyrzekał cicho, z głęboką boleścią, jaże Rocho, aby odwrócić smutne myśle875 od wszystkich, zawołał podnosząc się z miejsca:
Dobrze wam gadać, a mnie już kiszki marsza grają.
Laboga, do cna przepomniałam. Józka, łap no te żółte kogutki. Cipuchny! cip, cip, cip! A może jajków przódzi, co? A może chleba? świeży i masło wczorajsze! Urżnij łby i sparz wrzątkiem! Wnet je wam sprawię. To gapa ze mnie, żeby zabaczyć876!
Ostaw, Hanuś, kogutki na potem, a sporządź cosik po naszemu. Tak mi się już przejadło to miesckie877 jedzenie, co878 ochotnie879 siędę przed miską ziemniaków z barszczem śmiał się wesoło. Jeno la880 Rocha zgotuj co inszego.
Bóg zapłać. Właśnie na to samo mam smaki!
Hanka rzuciła się szykować, ale że ziemniaki już parkotały w garnku, to jeno wyniesła z komory kiełbasę do barszczu.
La ciebiem ostawiła, Jantoś. To z tej maciory, coś to ją kazał zaszlachtować przed Wielkanocą.
No, no, niezgorsze pęto, ale da Bóg, że je zmożemy. Hale, Rochu, a kajże881