Tak, w gwardii. Pamiątek na skórze mam niemało, alem żyw wrócił z żelaznym krzyżem. Pod Fröschweiler byłem przy bateriach, widziałem atak poznański. Szli jak potępieńcy Nie rozumiałem wtedy, dlaczego Ha, to im nie hańba!
I ta szrama na czole to z wojny order? zagadnął Jan, nie podnosząc ostatniej uwagi.
Nie, to z pojedynku. Fraszka! Czy mogę panu służyć cygarem? Prosto z Hawany
Dziękuję. Ja zaś nawzajem zaproponuję panu hrabiemu kieliszek tego maślacza. Wyborny!
Na nową znajomość, z całą przyjemnością. Nie rozumiem ja was, a wy mnie macie za wroga, za szpiega może. Ten pierwszy kieliszek waszego miodu piję za zgodę i porozumienie, a jeśli zechcecie, na dobrą znajomość.
Wyciągnął dłoń do Polaka. Chrząstkowskiemu po raz pierwszy znikł przymus z twarzy. Podał bez wahania rękę.
Lewą?! uśmiechnął się Croy-Dülmen.
Prawą mam uschniętą, bezwładną, ale lewa jest szczera i wierna odparł może jej pan zaufać.
Wypili toast duszkiem.
Nie wiedział Wentzel, że tą krótką odezwą i podaniem ręki trafił lepiej do duszy Polaka niż tysiącem rozumnych dowodów i całym szeregiem faktów. Drobną tą sceną zyskał sobie sprzymierzeńca we wrogim obozie.
A teraz spać zawołał gospodarz, już zupełnie swobodnie północ, a pan wygląda zmęczony115. I ja dziś dzień cały polowałem na zające.
Położyli się spać w jednym pokoju. Przedtem Polak, klęcząc, odmówił pacierz i z czołem schylonym bił się w piersi pokornie.
Niemiec patrzał na to zdumiony. Nie modlił się nigdy zostawiał tę fatygę cioci Dorze.
VI
Barometr Chrząstkowskiego mówił prawdę. Dzień wszedł jasny i pogodny. O świcie dzwon, wzywający do roboty czeladź, zbudził młodych i ludzi. Jan wstał zaraz, ubrał się i wyszedł do gospodarstwa. Wentzel założył ręce pod głowę i medytował nad swoim położeniem.
Minęła godzina czy dwie, gdy nagle rozwarły się z łoskotem drzwi i wpadł Chrząstkowski.
Czy pan wie, co się stało? zapytał.
Skądże?
Babka mnie wyłajała.
Tak rano? Za co?
Za to, żem pana puścił w noc i w deszcz.
Przecież jestem!
Ba, alboż mi dała przyjść do słowa?! Napadła z góry: jesteś źle wychowany! Niemcy cię nauczyli grubiaństwa i niegrzeczności! Taki deszcz, noc ciemna, choć oko wykol, i ty wypędzasz gościa na złamanie karku! Jaki ty Polak! Jaki ty gospodarz! Jaki ty chrześcijanin! Śpiewaka pewnie zatrzymałeś w izbie, a człowieka wyprawiasz z domu.
No, aleś się pan wreszcie usprawiedliwił?
Jakoś, z wielkim trudem. Co dała, to wziąłem.
I cóż powiedziała potem?
Nic, pokazała mi plecy i zaczęła gderać na kogoś innego. Czy pan ma ochotę na drugą wizytę?
Jeżeli to możliwe, bardzo.
Ano, to ja pójdę po radę do Jadzi. Niech panu wstęp ułatwi.
Czy pańska siostra wszechmogąca u staruszki?
O, Jadzia! Ona, choć zawsze milczy i nawet oczu nie podnosi, z ludźmi co chce robi.
I z panem.
I ze mną, wyznaję. Taki u nas zwyczaj. Kobieta zawsze przewodzi: nie matka, to siostra; nie siostra, to żona. Dlatego to one takie harde i nieprzystępne: czują swą siłę. I ja sam nie przeczę, że siostra rozumniejsza ode mnie. Czemuż mam jej nie słuchać?
Dziwni z was ludzie! Żeby mi przyszło do głowy słuchać rad której z mych znajomych, tobym po tygodniu dostał się do bonifratrów116. Co prawda, nasze damy wolą być prowadzone i kochane. To wygodniejsze.
Nie mów pan tego pani Tekli.
Ani pańskiej siostrze?
O, Jadzia nie należy do zapalonych, wyznaje swobodę zdań117; ale babunia zmyłaby panu głowę.
Dziękuję. Obejdę się bez tego zaszczytu. Losy zgodnego porozumienia składam w pana łaskawe ręce. Pragnę odjechać stąd w spokoju.
Jan wyszedł, a hrabia spiesznie się ubrał i czekał rezultatu układów pokojowych.
Szły widocznie z wielką trudnością.
Nareszcie zjawił się Jan.
Gotowe. Babka czeka na pana.
Gdy wychodzili na dziedziniec, wysypała się naprzeciw nich gromadka dzieci z książkami w ręku.
Za nimi z bocznego ganku oficyny wyszła siostra Jana, z łagodnym uśmiechem na ustach tłumacząc coś dwom małym dziewczątkom, pucołowatym, jasnowłosym, w schludnych wełnianych sukienkach. Dzieciaki, zadarłszy główki jak pisklęta, słuchały uważnie młodej opiekunki, potem, ucałowawszy jej rękę, pobiegły za innymi. Młodzi ludzie zbliżyli się do panienki z powitaniem.
Pani utrzymuje ochronkę118? zagadnął Niemiec.
Są to dzieci oficjalistów i służby domowej. Uczę ich religii, historii i robót.
Ach, co nas ta nauka kosztuje! wtrącił Jan. Co miesiąc pismo z bezirku119 płać!
Panna Jadwiga rzuciła mu spojrzenie łagodnej wymówki. Pocałował ją w rękę.
Już milczę, Jadziuniu! zaśmiał się serdecznie. Wszak to nie skarga była. Wiesz, że płacę bez szemrania.
Pani lubi dzieci? zagadnął Wentzel.
Lubię odparła lakonicznie. Widocznie nie było w jej zwyczaju opowiadać o sobie.
Babka w ogrodzie; zaprowadź, Jasiu, pana hrabiego.
A ty, co masz lepszego do roboty?
Muszę się przebrać do obiadu.
Aha! Zapomniałem, że czekasz na swego lubego Adama zaśmiał się, mrugając swawolnie.
Ruszyła brwiami. Żaden nerw nie drgnął na tej lodowatej twarzy.
Zapomniałeś, że się co dzień przebieram odparła chłodno, odchodząc ku domowi.
Rozmawiali ciągle po francusku przez grzeczność dla gościa; teraz Jan zaczął po niemiecku, żartobliwie:
Co prawda, wolę być jej bratem niż narzeczonym. Nie zazdroszczę memu przyszłemu szwagrowi losu. Chwała Bogu, że ten człowiek posiada dobrą dozę cierpliwości.
Pana siostra jest zaręczona?
Nie wiem po co, ale jest. Z sąsiadem naszym, Adamem Głębockim. At!
Nie dokończył, ręką machnął.
Kiedyż wesele? badał Croy-Dülmen.
Nie wiem. Teraz żałoba. Pani Tekla ani słyszeć nie chce o małżeństwie, Jadzia po swojemu milczy na wszystko, a Głębockiego o zdanie nikt nie pyta. W takim stanie sprawy mogą się wlec ad infinitum120, chyba się w to wmiesza opatrzność i ja
Myślałem, że w Polsce żenią się tylko z miłości zauważył Niemiec z uśmiechem.
Kto ich tam wie, może się i kochają! Ja, znając Jadzię, sądzę, że idzie za Głębockiego przez obowiązek Polki.
Czy ten pan jest odszczepieńcem?
Nie, jest bankrutem. Jadzi szkoda ziemi polskiej oddawać w ręce obce: chce ją ratować swym posagiem. Bardzo problematyczne szczęście! Ale oto i babka.
Pani Tekla gderała za coś na ogrodnika; spojrzała zezem na młodych ludzi.
Jan ją ucałował w rękę pogładziła go po głowie. Niemcowi kiwnęła tylko po swojemu, sądząc, że jak wczoraj powita ją tylko ukłonem,
Stała się jednak rzecz niesłychana. Dumny panicz schylił pokornie swój hardy kark nisko, bardzo nisko i rękę babki podniósł do ust jak wnuk i sługa.
Przez oczy staruszki przeszło zdumienie, może radość, ale nie zrobiła żadnej uwagi. On pierwszy zagaił rozmowę naturalnie po francusku.