Koniak i łosoś szybko rozchmurzyły oblicza żołnierzy.
Królewski koniak, królewski łosoś chwalili.
Nie bez radości przyglądał się Maciuś, jak koniak guwernera zapijali żołnierze.
No, mały kamracie, golnij i ty krzynę; zobaczymy, czy umiesz wojować.
Nareszcie Maciuś pije to, co pijali królowie.
Precz z tranem! zawołał.
He, he to jakiś rewolucjonista odezwał się młody kapral a kogoż to ty nazywasz tyranem. Przecież nie króla Maciusia? Bądź no ostrożny, synek. Za takie jedno precz można dostać kulką tam, gdzie nie potrza.
Król Maciuś nie jest tyranem żywo zaprzeczył Maciuś.
Mały jeszcze: nie wiadomo, co z niego wyrośnie.
Maciuś chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Felek zręcznie na inny temat skierował rozmowę.
Powiadam wam, my we trzech idziem, a tu jak nie huknie: myślałem, że bomba z aeroplanu35. A to tylko skrzynia z rakietami. Potem gwiazdy takie spadły z nieba.
A po diabła im rakiety do wojny.
Żeby oświetlać drogę, jak nie ma reflektorów.
A tam obok stoi ciężka artyleria. Konie się spłoszyły i na nas. My oboje36 w bok, a on już nie zdążył.
I bardzo go poraniło?
Krwi było dużo. Zaraz go zabrali.
Ot, wojna westchnął któryś. Macie tam jeszcze co z tego koniaku. Cóż tego pociągu nie widać?
W tej chwili właśnie nadjechał, sycząc, pociąg. Gwar zamieszanie bieganina.
Nie wsiadać jeszcze zawołał, biegnąc z dala, porucznik.
Ale głos jego stłumiła wrzawa.
Maciusia i Felka wrzucili żołnierze do wagonu, jak dwa pakunki. Znów jakieś gdzieś dwa konie opierały się, nie chcąc wejść do wagonu. Jakieś wagony mieli odczepiać czy doczepiać, pociąg ruszył coś stuknęło znów wrócił.
Ktoś wszedł do wagonu z latarką, wywoływał nazwiska. Potem żołnierze wybiegli z kociołkami po zupę.
Maciuś niby widział i słyszał ale oczy mu się kleiły. Kiedy pociąg naprawdę ruszył wreszcie, nie wiedział. Kiedy się obudził, miarowy stuk kół o szyny wskazywał, że pociąg jest w pełnym biegu.
Jadę pomyślał król Maciuś. I zasnął ponownie.
Pociąg składał się z trzydziestu wagonów towarowych, którymi jechali żołnierze, z kilku odkrytych platform z wozami i karabinami maszynowymi, i jednego osobowego wagonu dla oficerów.
Obudził się Maciuś z lekkim bólem głowy. Prócz tego bolała go rozbita noga, plecy i oczy. Ręce miał brudne i lepkie, a przy tym dokuczało mu nieznośne swędzenie.
Wstawajcie, raki, bo zupa wam wystygnie.
Nieprzyzwyczajony do żołnierskiej strawy Maciuś zaledwie parę łyżek przełknął.
Jedz, bracie, bo nic innego nie dostaniesz zachęcał go Felek, ale bezskutecznie.
Głowa mnie boli.
Słuchaj, Tomek, nie myśl tylko chorować szepnął zafrasowany towarzysz. Na wojnie wolno być rannym, ale nie chorym.
I Felek zaczął się nagle drapać.
Stary miał rację powiedział już juchy oblazły. A ciebie nie gryzie?
Kto? zapytał Maciuś.
Kto? Pchły. A może co gorszego. Stary mi mówił, że na wojnie mniej dokuczają kule, niż te zwierzątka.
Maciuś znał historię nieszczęsnego królewskiego lokaja i pomyślał:
Jak też wygląda owad, który tak rozgniewał wtedy króla.
Ale nie było czasu długo myśleć, bo nagle kapral zawołał:
Chowajcie się, porucznik idzie.
Wepchnięto ich w kąt wagonu i przykryto.
Sprawdzano odzież i tak się jakoś stało, że zbywało coś temu i tamtemu, a że w wagonie był jeden żołnierz-krawiec, a zamiłowany w swym zawodzie, więc z nudów wziął się chętnie do uszycia dla ochotników żołnierskiego uniformu.
Gorzej było z butami.
Słuchajcie, chłopcy, czy wy naprawdę myślicie wojować?
Na to jedziemy.
Tak to tak ale marsze są ciężkie. Buty dla żołnierza to pierwsza rzecz po karabinie. Dopóki nogi masz zdrowe, toś żołnierz, a natrzesz je sobie, toś dziad. Zdechł pies. Na nic.
Tak sobie gwarząc, jechali powoli. Przystanki były długie. To ich zatrzymywano na stacjach godzinę i dłużej, to stawiano na boczne szyny, aby przepuścić ważniejsze pociągi, to cofano na stacje, które już przejechali, to zatrzymywano o parę wiorst przed dworcem, bo linie były zajęte.
Żołnierze śpiewali, ktoś grał na harmonii w sąsiednim wagonie. Nawet tańczyli na licznych postojach. A Maciusiowi i Felkowi czas tym bardziej się dłużył, że ich nie wypuszczano z wagonów.
Nie wychylajcie się, bo porucznik zobaczy.
Maciuś czuł się tak zmęczony, jakby nie jeden, ale pięć wielkich bojów przeżył. Chciał zasnąć, nie mógł, bo mu dokuczało swędzenie; chciał wyjść nie można; a duszno było w wagonie.
Wiecie dlaczego tak długo stoimy przyszedł z nowiną jeden z żołnierzy, wesoły, żywy, coraz się gdzie wśrubował i z inną powracał wiadomością.
No co? Pewnie nieprzyjaciel most wysadził w powietrze albo tor uszkodził.
Nie, nasi dobrze mostów pilnują.
Więc węgla zabrakło, bo kolej nie przewidziała, że ma być zapas dla tylu pociągów.
Może szpieg jaki uszkodził parowóz.
I to nie. Wszystkie transporty wstrzymano, bo będzie przejeżdżał pociąg królewski.
A któż u pioruna, będzie nim jechał? Bo chyba nie król Maciuś.
Jego tam bardzo potrzeba.
Potrzeba czy nie potrzeba, a on król i tyle.
Królowie teraz na wojny nie jadą.
Inni może nie jadą, a Maciuś może jechać wtrącił się nagle Maciuś, choć go Felek ciągnął za kapotę.
Wszyscy królowie jednakowi. Dawniej, to tam może było inaczej.
Co my tam wiemy, jak było dawniej. Może tak samo leżeli pod pierzyną, a że nikt nie pamięta, więc kłamią.
Co mają kłamać.
No powiedzcie, ilu królów zabili na wojnie, a ilu żołnierzy?
No bo król jest jeden, a żołnierzy dużo.
A ty byś może chciał jeszcze więcej jak jednego. I z takim jednym dosyć kramu.
Maciuś uszom własnym nie wierzył. Tyle się nasłuchał o miłości narodu do króla, a szczególniej wojska. Jeszcze wczoraj myślał, że musi się ukrywać, żeby z nadmiaru miłości nie wyrządzili mu szkody; a teraz widzi, że gdyby odkryto, kim jest, nie wzbudziłoby to wcale zachwytu.
Dziwne: wojsko jedzie bić się za króla, którego nie lubi.
Bał się Maciuś, żeby czego na ojca nie powiedzieli. Ale nie nawet go pochwalili:
Nieboszczyk nie lubił wojen. Sam nie chciał się bić i narodu do wojny nie zmuszał.
Uwaga ta przyniosła pewną ulgę zbolałemu sercu Maciusia.
I po prawdzie co król będzie robił na wojnie. Prześpi się na trawie zaraz kataru dostanie. Pchły mu spać nie dadzą. Od zapachu żołnierskiego sukna głowa go rozboli. I skórę mają delikatną i nosy delikatne.
Maciuś był sprawiedliwy. Nie mógł nie przyznać, że mają rację.
Wczoraj spał na trawie i ma naprawdę katar. I głowa go boli i skóra cała nieznośnie swędzi.
No chłopcy, dajcie pokój i tak nic nie wymyślimy. Lepiej sobie co wesołego zaśpiewać.
Jedziemy! krzyknął ktoś.
I naprawdę pociąg dość szybko ruszył. Bo tak się jakoś dziwnie składało, że ile razy kto powiedział, że pociąg stać będzie długo, pociąg ruszał nagle i żołnierze wskakiwali w biegu, a niejeden nie zdążył i zostawał w drodze.