Domańska Antonina - Paziowie króla Zygmunta стр 2.

Шрифт
Фон

 Pan Szydłowiecki, pan Boner, panowie pazie dobry wieczór. Co tu oni mają za jaką robotę? zapytał Niemiec łamaną polszczyzną.

Przez twarz Jasia Drohojowskiego przeleciało drgnienie złowrogie, zwykła zapowiedź mniej lub więcej szalonego figla. Podbiegł z uprzejmą minką do Niemca:

 Dzień dobry, panie magister: my tu na nową kwaterę, wasza miłość takoż31?

 Moja miłość takoż.

 Ach, co za szkoda, że sypialnia pana magistra wychodzi na północ przy waszym niemocnym zdrowiu

 Ja nigdy nie wychodzę na północ. Dwadzieścia jedna godzina, to ja już dawno śpię.

 Słusznie to waszmość czyni: ale co inszego chciałem rzec: powiadam, co okna są od północy.

 Ach tak to jest bardzo niedobrze od północ

 A zwłaszcza że wasza miłość taki blady od kilku dni; przymizerniał srodze.

Mówiąc to, Drohojowski kopnął najbliżej za sobą stojącego kolegę wzywając jego pomocy. Jędruś Boner, jedyny do konceptów, w mgnieniu oka się zorientował i niby półgłosem do siebie, ale tak, że każde słowo wyraźnie było słychać, mruknął:

 Biedny człowiek zmienił się nie do poznania.

 Co on mówi?

 Nic, nic, niech się wasza miłość ciepło odziewa, o febrę32 nietrudno.

 Nie stójcie w tym ponurym, wilgotnym korytarzu, dobry panie Krabatius! jęknął Krystek Czema z rozrzewnieniem w głosie.

 Kochane chłopcy poczciwe dzieci posłucham waszej dobrej rady.

I zaniepokojony medykus cofnął się do swej izby licząc puls, naturalnie ze strachu mocno przyśpieszony. Wyjął z kieszeni małe srebrne lusterko, obejrzał język brzydki; oczy wydały mu się dziwnie zaiskrzone, a białka żółte. Usiadł znękany na ławie i zdumał się gorzko.

Chłopcy tymczasem wpadli z krzykiem i śmiechem do swego nowego mieszkania i zaczęli porządkować swe rzeczy zniesione na miejsce przez służbę i porozrzucane bezładnie. Siedem tapczanów z siennikami twardo wysłanymi słomą stało dokoła ścian; reszta gratów, co prawda niezbyt misternych i właścicielom jedynie miłych, a niezbędnych, leżała lub stała na podłodze.

Montwiłł najpierw jął przewracać między poduszkami: wyszukał swoją, porwał kilim gruby, wojłokowy, co mu za przykrycie służył, i w mig posłał sobie łóżko. Ostroróg zawiesił łuk tatarski i sajdaczek niewielki na haku nad swoim tapczanem; Gedroyć, porwawszy bałałajkę o trzech strunach, puścił się w prysiudy33 do Drohojowskiego.

Jaśkowi w to graj! Hrymnął podkówkami o podłogę i dalejże kozaka. Czema w niemym uwielbieniu patrzał na nieznany mu, a ze strasznym ogniem wykonywany taniec.

Jeden Pawełek Szydłowiecki, nie dbając na wrzaski dokoła siebie, wyjmował z tobołów bieliznę i świąteczne szatki kolegów i jak dobra matka układał je z systematycznym porządkiem w drewnianych, jaskrawo pomalowanych skrzynkach, ustawionych przy łóżku każdego chłopca.

Boner, rozpalony widokiem kozaka przez prawdziwych Rusinów tańczonego, porwał mosiężną miednicę i rzemień ze sprzączką od tłumoka i walił w przyśpieszonym tempie, ile sił starczyło

 Che orgia! Che demoni! Che bestie infernale!34 Czicho mi saras!35I'orecchie mi crepano36! Taki tańcy to piekło balet powi saras milościwa krolowa!

Piekielny balet zamarł w jednej sekundzie, miednica i bałałajka wypadły z rąk, oczy wszystkich chłopców skoczyły ku drzwiom otwartym, w których stała przemożna i przegruba, najstarsza dama dworska królowej Bony Izabela Papacoda.

 Powi milościwa pani, che pazie diaboli incarnati37 zawola pan Strasz piszczała przeraźliwie granatowa ze złości Włoszka.

Pawełek Szydłowiecki, jedyny, który umiał po włosku, pokłonił się z uszanowaniem i przepraszał za siebie i za towarzyszy, że przez nieuwagę i zapomnienie dopuścili się takiej niegrzeczności.

Donna Izabela przestała sapać; uprzejme słówka płynnie wypowiedziane złagodziły jej furię; spojrzała nawet dość mile na przystojnego i układnego pazia i całe zajście byłoby się ku zadowoleniu wszystkich zakończyło, gdyby nie Kupido! Nie ten malutki bożek skrzydlaty z zawiązanymi oczkami, ach nie!

Był to inny Kupido, czworonożny, z wydłużonym pyszczkiem i cieniuchnymi nóżkami najukochańszy charcik signory Papacody. Przez nie domknięte drzwi komnaty wybiegł za swoją panią, a usłyszawszy wrzaski wpadł, szczekając zajadle, między paziów, rzucił się na oślep z wściekłością i ostrymi ząbkami rozdarł jedwabną nogawicę małego Czemy, kalecząc go przy tym w nogę.

Wtedy Krystek, acz cichy i ślamazarny, nie pozbawiony jednak ludzkich uczuć, kopnął psa z całej siły tak, aż na łokieć38 w górę wyleciał i skomląc żałośnie, skrył się w gęstych fałdach sukni donny Izabeli.

Włoszka syknęła przez zęby jakąś specjalną klątwę, chwyciła pieska na ręce i trzasnąwszy drzwiami, aż szyby zadzwoniły, pobiegła do siebie.

 Nu, ależ baba wąsata! Chciałby ja za rok mieć pół takie wąsy! dziwował39 się Montwiłł.

 Wąsy, nie wąsy westchnął Szydłowiecki będzie jutro bigos40.

 Komu? Chyba nie nam, ino tej starej włoszczyźnie zapiszczał Krystek oglądając swą zadraśniętą łydkę. Wżdy ludzie ważniejsi od psów!

 Ale pies panny Papacody to coś wcale przedniejszego niż jakiś tam durny paź drwił Ostroróg.

 Patrzcie, patrzcie, jak się Czema zaindyczył

 Kto by się spodział, takie to zawżdy potulne

 Jam go miał za ciepłe piwo podjudzali malca koledzy.

 Durny paź? Ja wam pokażę durnego pazia! Jeszcze mnie dotąd nie znali!

 Krzysztofie Czemo, zaklinam cię, wyznaj, co zamyślasz uczynić? z udanym patosem zawołał Drohojowski.

 Wspomnicie moje słowo; zapłacę ja onemu Kupidynkowi z nadsypką41; rodzic by się mnie wyparł, gdybym się nie pomścił.

 Na psie? Cha, cha, cha!

 Jemu doczynię, a jego pani zapłacze.

 A kto on zacz, ten malec? spytał z cicha Gedroyć Drohojowskiego.

 Syn kasztelana gdańskiego; ród możny i wielce szanowany w województwie pomorskim.

 Ojoj, chłopcy Odmiwąs idzie! krzyknął Montwiłł wskazując na przypiecek.

 Cóż znowu? Co ci się uwidziało?

 A prawda, chrząka na umor, aże grzmi w całym korytarzu.

 Chrząka? To zły znak.

 Już mu ta stara jędza nabajała42, co wlazło.

 O rety! Szydłowiecki stań na wierzchu43, on cię lubi, mniej będzie łajał.

 Bóg ci zapłać, wolę nie.

Hhhrrrum zahuczało donośnie i jegomość pan Stanisław Odrowąż Strasz wszedł majestatycznie z groźną miną do izby.

 Matko najśliczniejsza wie wszystko szepnął Czema na ucho Ostrorogowi.

 Cóż, chłopcy, roztasowaliście się44. W skrzynkach groch z kapustą? Hhhrum.

 Już poskładane podług rozkazu waszej miłości; może raczycie zajrzeć do skrzynek, jak porządnie wszystko leży: bielizna po jednej stronie, a

 Dobrze, dobrze; nie zapraszałbyś tak skwapliwie, gdyby co szwankowało.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Похожие книги

БЛАТНОЙ
18.4К 188

Популярные книги автора