VII
Lecz gdzież jest młoda małżonka? grafini?
 Czemu nie przy nim? Dawniej niewolnica,
 Dziś samowładna w zamku monarchini;
 Z kimże to błądzi po świetle księżyca?
 Z kimże to słucha śpiewania słowików?
 Dla kogóż rzuca ucztę, stołowników,
 Dzieci i męża bezsenne wezgłowie?
 A jednak, mówią, dba o grafa zdrowie,
 Sama przyprawia mu z lekarstwem czary.
 Nieraz przy łożu jak ulotne mary
 Staje powiewna z lampą w ręku, blada,
 Słuchać, co śpiący o niej we śnie gada.
 A mówią ludzie, że nieraz jej ręka
 Słucha, czy serce się w chorym nie pęka;
 Bo takie drgania mu piersi podnoszą,
 Takie go zimne, straszne poty roszą,
 Gdy śpi, a patrzy na śpiącego żona,
 Jakby go anioł śmierci brał w ramiona.
 Lecz dzisiaj z kimże na wieczornym chłodzie
 Chodzi ta pani po mglistym ogrodzie?
 Jeśli zbrodnicza miłość w sercu bije,
 Ona się z taką miłością nie kryje,
 Ale otwarcie, z bezwstydem na czole,
 Kochanka sadza u boku przy stole:
 Bo ten kochanek nie wybrany w tłumie,
 Zwykle pochlebia jej skażonej dumie;
 To jaki książę, to króla powierny:
 Pies nań nie szczeka, przepuszcza odźwierny,
 Wszyscy go nawet witają ukłonem;
 Zamek jest jego; łożem, domem, tronem
 Włada; gdzie indziej podobny do węża,
 Tu zdrajca panem jest żony i męża:
 Więc to nie z gachem Dyjanna8 grafini
 Tajemne schadzki ma w ciemnej jaskini,
 W grocie, co gładkim wyłożona brusem,
 Szklannej9 kaskady zamknięta obrusem;
 Szarfa ta wody lecąca z wysoka
 Nie puści w grotę śledzącego oka
 Ani księżyca lecz przez nią przeleci
 Czarna jaskółka, co w grocie ma dzieci,
 Ta jedna kryształ skrzydłami rozcina;
 Na wszystko miłość waży się matczyna.
 Lecz noc jaskółki śpią w gniazdach ukryte,
 Lecz ciemność trwożną okryła kobiétę10;
 Chociaż nie sama, drży jak liść osiny,
 Kiedy się w gniazdach poruszą ptaszyny,
 Gdy woda głośniej w kaskadzie zakrzyczy.
 A ten powiernik kto? Duch tajemniczy?
 Szata go długa w ciemności obiela,
 Na głowie wianek stepowego ziela;
 Na głowie, siwym porośniętej runem,
 Wiąże się burzan czerwony z piołunem.
 A przed nim kocioł, czary i amfory
 Ku jakiej sprawie? ku czemu przybory?
 Czy klątwy rzucać, czy palić ofiary?
 Czy zabić kogo piekielnymi czary?
 Z jakim to widmem skandynawskiej Frei11
 Grafini dzieło zaczyna Medei12?
VIII
Zaledwo pani wargę koralową
 Pierwsze i drżące otworzyło słowo,
 O nieba! leci jasnych świateł krocie
 Z pałacu, ciemną aleją, ku grocie,
 I rozsypują się po drzew łańcuchu;
 W ogrodzie pełno krzyku, blasku, ruchu.
 Na cichej wodzie łabędź się poruszył,
 Strzepotał, wody zwierciadlane skruszył,
 Zapienił cały krąg zbudzony nagle,
 Otworzył wszystkie puchy, pióra, żagle,
 I znów spokojny spogląda wspaniale
 Na rozchodzące się kręgami fale.
 Tak silne serce posępnie się rzuci,
 Kiedy go ze snu jaki grom ocuci,
 Porwie się nagle, tłum spokojny zmiesza;
 I widzi, jak się przerażona rzesza
 Cofa, jak kręgi bladymi ucieka
 Od rażonego nieszczęściem człowieka;
 To wtenczas duma na pomoc przybędzie,
 To wtenczas skrzydła się duszy łabędzie
 Całe rozwiną przeciw wichrom losu,
 To wtenczas serce jak z twardego ciosu;
 I tym się nawet chełpi boleść sroga,
 Że miała świadkiem walki tylko Boga.
 I tym się cieszy serce, choćby pękło,
 Że zamiast podłych zlitować przelękło.
IX
Ludzie, po drzewach szukający wszędzie,
 Budzą słowiki i płoszą łabędzie.
 Już słychać szmery, już wrzawa szalona,
 Że graf otruty, że cierpi, że kona.
 Wreszcie okropna wieść do groty wpadła:
 Powiernik zaśmiał się a pani zbladła
 I znów skościeli oboje na długo.
 Lecz kto by wtenczas ją widział z tym sługą,
 Kto by ją widział, kiedy przez kaskadę
 Blaski księżyca ją oblały blade,
 Kto by w jej usta już nie koralowe,
 Ale pobladłe, otwarte, surowe
 Spojrzał i słuchał, gdy tak stała cicha,
 Jak przez te usta serce w niej oddycha;
 Kto by usłyszał, z jakim dzikim wrzaskiem