Przysłali pismo, w którym poinformowano go jako obywatela młodego socjalistycznego państwa, że nie należy już do niego cegielnia, tartak, gorzelnia i młyn. W końcu także i pałac. Byli uprzejmi, wyznaczyli mu nawet termin zdania mienia. Jego żona najpierw płakała, potem się modliła, w końcu zaczęła pakować rzeczy. Wyglądała jak gromnica, taka była chuda i woskowoblada. Posiwiałe nagle włosy świeciły w półmroku pałacu zimnym, także bladym światłem.
Dziedziczka Popielska nie miała pretensji do męża, że zwariował. Martwiła się, że będzie musiała sama decydować, co można wziąć, a co zostawić. Gdy jednak podjechało pierwsze auto, dziedzic Popielski, blady i zarośnięty, zszedł na dół z dwiema walizkami w rękach. Nie chciał pokazać, co tam ma.
Dziedziczka pobiegła na górę i przez chwilę skupionym wzrokiem oglądała bibliotekę. Miała wrażenie, że niczego nie brakuje, nie było żadnego pustego miejsca na półce, nie ruszono żadnego obrazu, bibelotu, nic. Przywołała robotników, a oni wrzucali książki do kartonowych pudeł jak leci. Potem, żeby było szybciej, zgarniali je z półek całymi szeregami. Książki rozkładały swoje nielotne skrzydła i bezwładnie padały na stos. Kiedy zabrakło pudeł, robotnicy dali spokój, zabrali pełne kartony i poszli. Dopiero potem okazało się, że wzięli wszystko od A do L.
W tym czasie dziedzic Popielski stał przy aucie i z zadowoleniem wdychał świeże powietrze, które go oszołamiało po miesiącach siedzenia w zamknięciu. Chciało mu się śmiać, cieszyć, tańczyć – tlen buzował w jego gęstej, niemrawej krwi i rozdymał przyschnięte tętnice.
– Wszystko jest dokładnie tak, jak ma być -powiedział do żony w aucie, gdy jechali Gościńcem do drogi kieleckiej. – Wszystko, co się dzieje, dzieje się dobrze.
A potem dodał jeszcze coś takiego, że i szofer, i robotnicy, i dziedziczka spojrzeli po sobie wymownie:
– Ósemka trefl rozstrzelana.
Czas Gry
W książceIgnis fatuus, czyli Pouczająca gra na jednego gracza,która jest instrukcją Gry, przy opisie Czwartego Świata znajduje się następująca historia:
„Bóg tworzył Czwarty Świat w zapamiętaniu, które niosło mu ulgę w jego boskim cierpieniu.
Kiedy stworzył człowieka, oprzytomniał – takie wrażenie ten na nim zrobił. Porzucił więc dalsze stwarzanie świata – bo czyż mogło być coś doskonalszego? – i teraz, w swym boskim czasie, podziwiał własne dzieło. Im głębiej sięgał wzrok Boga w ludzkie wnętrze, tym gorętsza rozpalała się w Bogu miłość do człowieka.
Lecz człowiek okazał się niewdzięczny, zajął się uprawą ziemi, płodzeniem dzieci, i nie zwracał uwagi na Boga. Wtedy w boskim umyśle pojawił się smutek, z którego sączyła się ciemność.
Bóg zakochał się w człowieku bez wzajemności.
Boska miłość, jak każda inna, bywa uciążliwa. Człowiek zaś dojrzał i postanowił uwolnić się od natrętnego kochanka. «Pozwól mi odejść – powiedział. -Daj mi poznać świat na mój własny sposób i zaopatrz mnie na drogę.»
«Nie poradzisz sobie beze mnie – rzekł Bóg człowiekowi. – Nie odchodź.»
«Daj spokój» – powiedział człowiek, a Bóg z żalem przychylił mu gałąź jabłoni.
Bóg został sam i tęsknił. Śniło mu się, że to on wygnał człowieka z raju, tak bardzo bolała go myśl, iż został porzucony.
«Wróć do mnie. Świat jest straszny i może cię zabić. Spójrz na trzęsienia ziemi, na wybuchy wulkanów, na pożary i potopy» – grzmiał z deszczowych chmur.
«Daj spokój, poradzę sobie» – odpowiedział mu człowiek i poszedł."
Czas Pawła
– Trzeba żyć – powiedział Paweł. – Trzeba wychowywać dzieci, zarabiać, wciąż kształcić się i piąć w górę.
Tak też robił.
Z Abą Kozienickim, który przeżył obóz, wrócili do handlu drzewem. Kupowali las do wyrębu i organizowali przeróbkę i wywóz drewna. Paweł kupił motor i objeżdżał okolice w poszukiwaniu zamówień. Sprawił sobie teczkę ze świńskiej skóry, w której trzymał kwitariusz i kilka kopiowych ołówków.
Ponieważ interesy szły nieźle i do jego kieszeni płynął nieustający strumień gotówki, Paweł postanowił kontynuować swoją edukację. Kształcenie się na lekarza było już mało realne, ale wciąż jeszcze mógł przecież podnosić kwalifikacje jako higienista i felczer. Teraz wieczorami Paweł Boski zgłębiał tajemnice rozmnażania się much i skomplikowane łańcuchy życia tasiemców. Studiował zawartość witamin w produktach odżywczych i drogi rozprzestrzeniania się chorób, takich jak gruźlica i dur brzuszny. W ciągu kilku lat kursów i szkoleń nabrał przekonania, że medycyna i higiena, uwolnione spod władzy ciemnogrodu i zabobonu, będą w stanie przeobrazić życie człowieka, a polska wieś zamieni się w oazę wysterylizowanych garnków i odkażonych lizolem podwórek. Dlatego Paweł, jako pierwszy w okolicy, poświęcił jedno pomieszczenie w swoim domu na łazienkę i pokój sanitarny zarazem. Było tam nieskazitelnie czysto: emaliowana wanna, wyszorowane krany, metalowy kosz z pokrywą na odpadki, szklane naczynia na watę i ligninę oraz przeszklona szafka zamykana na kłódkę, w której przechowywał wszystkie lekarstwa i narzędzia medyczne. Kiedy ukończył kolejny kurs, miał już uprawnienia pielęgniarskie i teraz w tym pokoju robił ludziom zastrzyki, nie zapominając wygłosić jednocześnie krótkiego wykładu na temat higieny dnia codziennego.
Potem interes z Abą upadł, ponieważ znacjonalizowano lasy. Aba wyjeżdżał. Przyszedł się pożegnać; objęli się jak bracia. Paweł Boski zdał sobie sprawę, że zaczyna się nowy etap w jego życiu, że odtąd musi radzić sobie sam, i to na dodatek w zupełnie nowych warunkach. Z robienia zastrzyków nie można utrzymać rodziny.
Zapakował więc do swojej skórzanej teczki wszystkie świadectwa z kursów i na motorze pojechał do Taszowa szukać pracy. Znalazł ją w Sanepidzie, powiatowym królestwie sterylizacji i próbek stolca. Odtąd, zwłaszcza po wstąpieniu do partii, powoli i nieodwracalnie zaczął awansować.
Praca ta polegała na przemierzaniu hałaśliwym motorem okolicznych wsi i badaniu czystości w sklepach, restauracjach i barach. Jego pojawienie się ze skórzaną teczką, wypełnioną dokumentami i probówkami na kał, traktowano tam jak przybycie jeźdźca Apokalipsy. Paweł, gdy chciał, mógł zarządzić zamknięcie każdego sklepu, każdej jadłodajni. Był ważny. Dawano mu prezenty, częstowano wódką i najświeższymi nóżkami w galarecie.