Mickiewicz Adam - Pan Tadeusz стр 5.

Шрифт
Фон

Weszła nowa osoba przystojna i młoda;

Jéj zjawienie się nagłe, jéj wzrost i uroda,

Jéj ubiór, zwrócił oczy, wszyscy ją witali,

Prócz Tadeusza widać że ją wszyscy znali.

Kibić miała wysmukłą, kształtną, pierś powabną,

Suknię materjalną różową jedwabną,

Gors wycięły, kołnierzyk s korónek; rękawki

Krótkie, w ręku kleciła wachlarz dla zabawki

(Bo nie było gorąca), wachlarz pozłocisty

Powiewając rozlewał deszcz iskier rzęsisty.

Głowa do włosów, włosy pozwijane

w kręgi,

W pukle, i przeplatane różowemi wstęgi,

Pośród nich brylant, niby zakryły od oczu,

Świecił się jako gwiazda w komety warkoczu,

Słowem ubior galowy; szeptali nie jedni,

Ze zbyt wykwintny na wieś i na dzień powszedni.

Nóżek, chuć suknia krótka, oko nic zobaczy,

Bo biegła bardzo szybko, suwała się raczéy

Jako osobki, które na trzykrólskie święta

Przesuwają w jasełkach ukryte chłopięta.

Biegła i wszystkich lekkim witając ukłonem,

Chciała usieść na miejscu sobie zostawioném.

Trudno było; bo krzeseł dla gości nie stało,

Na czterech ławach cztery ich rzędy siedziało,

Trzeba było rzęd ruszyć lub ławę przeskoczyć;

Zręcznie między dwie ławy umiała się wtłoczyć,

A potém między rzędem siedzących i stołem,

Jak bilardowa kula toczyła się kołem,

W biegu dotknęła blisko naszego młodziana;

Uczepiwszy falbaną o czyjeś kolana

Pośliznęła się nieco, i w tém roztargnieniu

Na pana Tadeusza wsparła się ramieniu.

Przeprosiwszy go grzecznie, na miejscu swém siadła

Pomiędzy nim i stryjem, ale nic nie jadła;

Tylko się wachlowała, to wachlarza trzonek

Kręciła, to kołnierzyk z brabanckich koronek

Poprawiała, to lekkiém dotknieniem się ręki

Muskała włosów pukle i wstąg jasnych pęki.

Ta przerwa rozmów trwała już minut ze cztery.

Tymczasem, w końcu stoła naprzód ciche szmery,

A potém się zaczęły wpółgłośne rozmowy;

Męszczyźni rozsądzali swe dzisiejsze łowy.

Assesora z Rejentem wzmogła się uparta,

Coraz głośniejsza kłótnia o kusego charta,

Którego posiadaniem pan Rejent się szczycił

I utrzymywał, że on zająca pochwycił;

Assesor zaś dowodził na złość Rejentowi,

Że ta chwała należy chartu Sokołowi.

Pytano zdania innych; więc wszyscy dokoła

Brali stronę Kusego albo też Sokoła,

Ci jak znawcy, ci znowu jak naoczne świadki.

Sędzia na drugim końcu do nowéj sąsiadki

Rzekł półgłosem: przepraszam, musieliśmy siadać,

Niepodobna wieczerzy na późniéj odkładać,

Goście głodni, chodzili daleko na pole,

Myśliłem że dziś z nami nie będziesz przy stole.

To rzekłszy, s Podkomorzym przy pełnym kielichu

O politycznych sprawach rozmawiał po cichu.

Gdy tak były zajęte stołu strony obie,

Tadeusz przyglądał się nieznanéj osobie;

Przypomniał że za pierwszem na miejsce wejrzeniem

Odgadnął zaraz, czyjém miało być siedzeniem.

Rumienił się, serce mu biło nadzwyczajnie;

Więc rozwiązane widział swych domysłów tajnie!

Więc było przeznaczono, by przy jego buku

Usiadła owa piękność widziana w pomroku;

Wprawdzie zdała się teraz wzrostem dorodniejsza,

Bo ubrana, a ubior powiększa i zmniejsza.

I włos u tamtej widział krótki, jasnozłoty,

A u téj krucze długie zwijały się sploty?

Kolor musiał pochodzie od słońca promieni

Któremi przy zachodzie wszystko się czerwieni.

Twarzy w ów czas niedostrzegł, nazbyt rychło znikła,

Ale myśl twarz nadobną odgadywać zwykła;

Myślił że pewnie miała czarniutkie oczęta,

Białą twarz, usta kraśne jak wiśnie bliźnięta;

U téj znalazł podobne oczy, usta, lica;

W wieku możeby była największa różnica;

Ogrodniczka dziewczynką zdawała się małą,

A Pani ta niewiastą już w latach dojrzałą;

Lecz młodzież o piękności metrykę niepyta,

Bo młodzieńcowi młodą jest każda kobiéta,

Chłopcowi każda piękność zda się rowiennicą,

A niewinnemu każda kochanka dziewicą.

Tadeusz chociaż liczył lat blisko dwadzieście,

I od dzieciństwa mieszkał w Wilnie, wielkiém mieście;

Miał za dozorcę księdza który go pilnował

I w dawnéj surowości prawidłach wychował.

Tadeusz zatém przywiózł w strony swe rodzinne

Duszę czystą, myśl żywą i serce niewinne;

Ale razem nie małą chętkę do swywoli,

Z góry już robił projekt, że sobie pozwoli

Używać na wsi, długo wzbronionej swobody;

Wiedział, że był przystojny, czuł się rześki, młody;

A w spadku po rodzicach wziął czerstwość i zdrowie.

Nazywał się Soplica; wszyscy Soplicowie

Są jak wiadomo krzepcy, otyli i silni,

Do żołnierki jedyni, w naukach mniéj pilni.

Tadeusz się od przodków swoich nieodrodził,

Dobrze na koniu jeździł, pieszo dzielnie chodził,

Tępy nie był, lecz mało w naukach postąpił,

Choć stryj na wychowanie niczego nieskąpił.

On wolał z flinty strzelać, albo szablą robić.

Wiedział że go myślano do wojska sposobić,

Że Ojciec w testamencie wyrzekł taką wolę;

Ustawicznie do bębna tęsknił siedząc w szkole.

Ale stryj nagle pierwsze zamiary odmienił,

Kazał aby przyjechał i aby się żenił,

I objął gospodarstwo; przyrzekł na początek

Dać małą wieś, a potém, cały swój majątek.

Te wszystkie Tadeusza cnoty i zalety

Ściągnęły wzrok sąsiadki, uważnéj kobiety.

Zmierzyła jego postać kształtną i wysoką,

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке