Mickiewicz Adam - Pan Tadeusz стр 12.

Шрифт
Фон

Na wsi nietrudno o nię: bo kawiarka z rana

Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie,

I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie

Do każdéj filiżanki w osobny garnuszek,

Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek.

Panie starsze już wcześniéj wstawszy piły kawę,

Teraz drugą dla siebie zrobiły potrawę

Z gorącego, śmietaną bielonego piwa,

W którym twarog gruzłami posiekany pływa.

Zaś dla męsczyzn więdliny leżą do wyboru.

Półgęski tłuste, kumpia, skrzydliki ozoru,

Wszystkie wyborne, wszystkie sposobem domowym

Uwędzone w kominie dymem jałowcowym;

W końcu, wniesiono zrazy na ostatnie danie:

Takie bywało w domu Sędziego śniadanie.

We dwóch izbach dwa różne skupiły się grona:

Starszyzna przy stoliku małym zgromadzona

Mówiła o sposobach nowych gospodarskich,

O nowych coraz sroższych ukazach cesarskich.

Podkomorzy krążące o wojnie pogłoski

Oceniał, i wyciągał polityczne wnioski.

Panna Wojska włożywszy okólary sine,

Zabawiała kabałą s kart Podkomorzynę.

W drugiéj izbie toczyła młodzież rzecz o łowach.

W spokojniejszych i cichszych niż zwykle rozmowach;

Bo Assessor i Rejent, oba mówcy wielcy,

Pierwsi znawcy myślistwa i najlepsi strzelcy,

Siedzieli przeciw sobie mrukliwi i gniewni;

Oba dobrze poszczuli, oba byli pewni

Zwycięstwa swoich chartów, gdy pośród równiny

Znalazł się zagon chłopskiej, niezżętéj jarzyny;

Tam wpadł zając: już Kosy, już go Sokół imał,

Gdy Sędzia dojeżdżaczy na miedzy zatrzymał;

Musieli być posłuszni, chociaż w wielkim gniewie;

Psy powróciły same: i nikt pewnie niewié,

Czy źwierz uszedł, czy wzięty; nikt zgadnąć niezdoła,

Czy wpadł w paszczę Kusego, czyli też Sokoła,

Czyli obódwu razem: różnie sądzą strony,

I spór na dalsze czasy trwał nierostrzygniony.

Wojski stary od izby do izby przechodził.

Po obu stronach oczy rostargnione wodził,

Niemieszał się w myśliwych, ni w starców rozmówę,

I widać że czém innem zajętą miał głowę;

Nosił skórzaną plackę: czasem w miejscu stanie.

Duma długo, i muchę zabije na ścianie.

Tadeusz s Telimeną pomiędzy izbami

Stojąc we drzwiach na progu, rozmawiali sami;

Niewielki oddzielał ich od słuchaczów przedział,

Wiec szeptali; Tadeusz teraz się dowiedział:

Ze ciocia Telimena jest bogata Pani,

Ze niesą kanonicznie s sobą powiązani

Zbyt bliskiém pokrewieństwem; i nawet niepewno

Czy ciocia Telimena jest synowca krewną,

Choć ją stryj zowie siostrą, bo wspólni rodzice

Tak ich kiedyś nazwali mimo lat różnicę;

Że potém ona żyjąc w stolicy czas długi

Wyrządziła nieźmierne Sędziemu usługi;

Stąd ją Sędzia szanował bardzo, i przed światem

Lubił może

Sędzia z Bernardynem

Grał w maryasza, i właśnie z wyświeconém winem

Miał coś ważnego zadać; już ksiądz ledwo dyszał,

Kiedy Sędzia początek powieści posłyszał;

I tak nią był zajęty, że z zadartą głową,

I s kartą podniesioną, do bicia gotową,

Siedział cicho i tylko bernardyna trwożył,

Aż gdy skończono powieść, Pamfila położył,

I rzekł śmiejąc się: niech tam sobie kto chce chwali

Niemców cywilizacyą, porządek Moskali;

Niechaj Wielkopolanie uczą się od Szwabów

Prawować się o lisa, i przyzywać drabów

By wziąść w areszt ogara, że wpadł w cudze gaje;

Na Litwie chwała Bogu stare obyczaje:

Mamy dosyć zwierzyny dla nas i sąsiedztwa,

I niebędziemy nigdy o to robić śledztwa;

I zboża mamy dosyć, psy nas nieogłodzą,

Że po jarzynach albo po życie pochodzą;

Na morgach chłopskich bronię robić polowanie.

Ekonom z lewéj izby rzekł: niedziw Mospanie,

Bo też Pan tak drogo płaci za taką zwierzynę.

Chłopy i radzi temu; kiedy w ich jarzynę

Wskoczy chart, niech otrząśnie dziesięć kłosów żyt.

To Pan mu kopę oddasz i jeszcze nie kwita,

Często chłopi talara w przydatku dostali;

Wierz mi Pan że się chłopstwo bardzo rozzuchwali,

Jeśli Resztę dowodów Pana Ekonoma

Niemógł usłyszyć Sędzia, bo pomiędzy dwoma

Rosprawami, wszczęło się dziesięć rozgoworów,

Anegdot, opowiadań, i nakoniec sporów.

Tadeusz s Telimeną całkiem zapomnieni,

Pamiętali o sobie: Rada była Pani,

Że jéj dowcip tak bardzo Tadeusza bawił;

Młodzieniec jéj nawzajem komplementy prawił,

Telimena mówiła coraz wolniéj, ciszéj,

I Tadeusz udawał że jéj niedosłyszy

W tłumie rozmów: więc szepcąc tak zbliżył się do niéj,

Że uczuł twarzą lubą gorącość jéj skroni.

Wstrzymując oddech, usty chwytał jéj westchnienie

I okiem łowił wszystkie jéj wzroku promienie.

Wtém pomiędzy ich usta, mignęła znienacka

Naprzód mucha, a za nią tuż Wojskiego placka.

Na Litwie much dostatek. Jest pomiędzy niemi

Gatunek much osobny, zwanych szlacheckiemi;

Barwą i kształtem całkiem podobne do innych,

Ale pierś mają szerszą, brzuch większy od gminnych,

Latając bardzo huczą i nieznośnie brzęczą,

A tak silne, że tkankę przebiją pajęczą,

Lub jeśli która wpadnie, trzy dni będzie bzykać,

Bo s pająkiem sam na sam może się borykać.

Wszystko to Wojski zbadał, i jeszcze dowodził

Że się s tych much szlacheckich, pomniejszy lud rodził,

Że one tém są muchom, czem dla roju matki,

Że z ich wybiciem zginą owadów ostatki.

Prawda że Ochmistrzyni, ani Pleban wioski,

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке