Блейк Пирс - Porwana стр 6.

Шрифт
Фон

Serce April biło mocno ze strachu.

Brian akurat gadał przez telefon. Ale patrzył prosto na samochód i April była pewna, że wyraźnie widzi kierowcę. Ucieszyła się, że będzie mieć potencjalnego świadka, jeśli facet ma jakieś niecne zamiary.

Mężczyzna przyglądał się Brianowi, więc z pewnością widział, że tamten rozmawia przez komórkę. I że widzi jego.

Bez słowa odblokował drzwi.

April machnęła na Briana, żeby wsiadł na tylne siedzenie, a on otworzył drzwi i wskoczył do środka. Trzasnął nimi w momencie, kiedy zmieniło się światło i sznur samochodów ruszył.

– Dziękuję panu za podwiezienie – powiedział uprzejmie.

Mężczyzna nie odpowiedział. Miał niezadowolona minę.

– Brian, ten pan zawiezie nas do domu.

– Super!

April poczuła się bezpieczna. Gdyby kierowca miał złe zamiary, z pewnością nie porwałyby zarówno jej, jak i Briana. Na pewno odwiezie ich do domu.

Wybiegając myślami naprzód, zaczęła się zastanawiać, czy powinna powiedzieć mamie o tym człowieku i jego podejrzanym zachowaniu. Nie, nie, stwierdziła. To by oznaczało przyznanie się i do wagarów, i do złapania stopa. Mama ją za to uziemi.

Poza tym pomyślała, że ten kierowca to przecież nie Peterson.

Tamten to zabójca-psychopata, a nie zwykły facet, który jeździ autem.

Poza tym Peterson jest martwy.

ROZDZIAŁ 5

Surowa mina Brenta Mereditha wyraźnie mówiła, że prośba Riley nie przypadła mu do gustu.

– To oczywiste, że powinnam wziąć tę sprawę – tłumaczyła Riley. – Mam więcej doświadczenia z dziwacznymi seryjnymi zabójcami niż ktokolwiek inny.

W trakcie opowieści o telefonie z Reedsport, Meredith nie przestawał zaciskać zębów.

W końcu, po długiej chwili milczenia, westchnął.

– No dobrze – powiedział niechętnie.

Riley odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję panu.

– Proszę mi nie dziękować – mruknął. – Robię to wbrew zdrowemu rozsądkowi. Zgadzam się tylko dlatego, że ma pani kwalifikacje do prowadzenia tej sprawy. I praktykę w tropieniu tych czubków. Przydzielę pani partnera.

Riley poczuła szarpnięcie sprzeciwu. Wiedziała, że praca z Billem nie wchodzi teraz w grę, ale nie miała pojęcia, czy Brent Meredith jest świadomy, skąd wzięło się to napięcie między nimi. Podejrzewała, że Bill sprzedał szefowi historyjkę, że na razie powinien spędzać więcej czasu w domu.

– Ale… – zaczęła.

– Żadnego ale – przerwał Meredith. – I żadnych samotnych wycieczek. To niemądre i wbrew przepisom. Prawie pani zginęła, więcej niż raz. Zasady to zasady. A ja już i tak złamałem ich całkiem sporo, nie wysyłając pani na zwolnienie po tym wszystkim.

– Tak jest – odparła cicho Riley.

Meredith podrapał się po brodzie, rozważając dostępne możliwości.

– Pojedzie z panią agentka Vargas – powiedział.

– Lucy Vargas?

Przytaknął.

Riley nie do końca spodobał się ten pomysł.

– Była z ekipą wczoraj u mnie w domu – oznajmiła. – Robi wrażenie i polubiłam ją, ale… Jest żółtodziobem. Zazwyczaj pracuję z kimś bardziej doświadczonym.

Meredith uśmiechnął się szeroko.

– Miała świetne oceny w akademii. I cóż, że jest młoda? Mało kto trafia do naszego wydziału zaraz po szkole. Ona naprawdę jest dobra. I gotowa na zdobywanie doświadczenia w terenie.

Riley wiedziała, że nie ma wyjścia.

– Kiedy może być pani gotowa?

Zastanowiła się nad niezbędnymi przygotowaniami.

Przede wszystkim musi porozmawiać z April. Co jeszcze? Nie ma w biurze rzeczy na wyjazd. Musi pojechać do domu, upewnić się, że młoda zostanie u ojca, a potem wrócić do Quantico.

– Potrzebuję trzech godzin – odparła.

– Załatwię samolot – powiedział Meredith. – Poinformuję szefa policji w Reedsport, że nasz zespół jest w drodze. Proszę być na lądowisku dokładnie za trzy godziny. Jeśli się pani spóźni, ma pani przerąbane.

Zdenerwowana Riley wstała z krzesła.

– Zrozumiałam – odparła.

Już chciała podziękować po raz kolejny, ale przypomniała sobie, że ma tego nie robić. Wyszła z biura Mereditha bez słowa.

*

Dotarła do domu w pół godziny, zaparkowała i ruszyła do drzwi, by zabrać swój zestaw podróżny – małą walizkę, w której zawsze miała przygotowane kosmetyki, piżamę i ubrania na zmianę. Musiała ogarnąć się w mgnieniu oka i pojechać do miasta, wyjaśnić sytuację April Ryanowi. Wcale jej się to nie uśmiechało, ale chciała się upewnić, że April będzie bezpieczna.

Włożyła klucz do zamka i zorientowała się, że drzwi są otwarte. Była pewna, że zamknęła je, kiedy wychodziła. Zawsze zamykała, bez wyjątku.

Wszystkie zmysły Riley stanęły na baczność. Wyciągnęła pistolet i weszła do środka.

Skradając się ostrożnie i sprawdzając każdy zakamarek, usłyszała przeciągły dźwięk. Zdawał się dochodzić z tyłu domu.

To była muzyka. Bardzo głośna muzyka.

Co u diabła…?

Wciąż spodziewając się włamywacza, przeszła przez kuchnię.

Tylne drzwi były uchylone. Na zewnątrz rozbrzmiewały popowe hity.

– Jezu, znowu? – wymruczała do siebie.

Wsunęła pistolet w kaburę i wyszła. I zobaczyła, oczywiście, April siedzącą przy stoliku piknikowym z jakimś chudym chłopakiem. Ustawione na blacie głośniki ryczały.

April dostrzegła matkę i spanikowała. Schyliła się, żeby zgasić skręta, którego miała w ręku, licząc, że jakimś cudem joint zniknie.

– Nawet nie próbuj tego chować – powiedziała Riley, podchodząc. – Wiem, co robisz.

Ledwie zdołała przekrzyczeć muzykę. Wyciągnęła rękę i wyłączyła radio.

– To nie to, co myślisz, mamo – bąknęła April.

– To dokładnie to, co myślę. Oddaj mi resztę.

April wywróciła oczami i wręczyła matce plastikową torebeczkę z odrobiną trawy.

– Myślałam, że jesteś w pracy – powiedziała, jakby to wyjaśniało wszystko.

Riley nie miała pojęcia, czy jest bardziej wściekła, czy zawiedziona. Przyłapała już kiedyś córkę na paleniu trawki. Ale od tamtej pory poprawiło się między nimi, więc była przekonana, że kryzys mają za sobą.

Wbiła wzrok w chłopaka.

– Mamo, to jest Brian – oznajmiła April. – Chodzimy razem do szkoły.

Ze szklącymi się oczami i pustym uśmiechem chłopak wyciągnął dłoń.

– Miło mi panią poznać, pani Paige – powiedział.

Riley trzymała dłonie wsparte na biodrach.

– Co ty tu w ogóle robisz? – zapytała córki.

– Ja tu mieszkam. – April wzruszyła ramionami.

– Wiesz, o co pytam. Powinnaś być u taty.

Brak odpowiedzi.

Riley spojrzała na zegarek. Miała mało czasu. Musiała załatwić to szybko.

– Powiedz mi, co się stało – nakazała.

April poczuła zażenowanie. Nie była przygotowana na taką sytuację.

– Szłam dzisiaj rano od taty do szkoły – powiedziała. – Wpadłam na Briana i poszliśmy na wagary. Nic się chyba nie stanie, jeśli opuszczę lekcje raz na jakiś czas? I tak świetnie mi idzie. A egzamin końcowy dopiero w piątek.

Śmiech Briana był nerwowy i głupkowaty.

– O tak, April super sobie radzi w szkole, pani Paige. Jest niesamowita!

– Jak się tu dostaliście?

April odwróciła wzrok. Riley wiedziała, że córka nie chce powiedzieć jej prawdy.

– O Boże! Jechaliście stopem, prawda?

– Kierowca był bardzo miły i spokojny – odparła April. – A Brian cały czas ze mną. Byliśmy bezpieczni.

Riley z trudem utrzymywała nerwy na wodzy. Nie chciała pozwolić, żeby zadrżał jej głos.

– A skąd możesz wiedzieć, że jesteś bezpieczna? April, nigdy nie wsiadaj z obcymi do auta! I skąd ci przyszło do głowy wracać tutaj po tym, co wydarzyło się ostatniej nocy? To straszliwa głupota. A co, jeśli byłby tutaj Peterson?

April uśmiechnęła się z wyższością.

– Oj, mamo. Za bardzo się martwisz. Ci twoi agenci wczoraj tak mówili. Słyszałam, jak o tym rozmawiali. No ci, którzy mnie wczoraj odwieźli w nocy do taty. Że Peterson na pewno nie żyje, a ty nie chcesz tego przyjąć do wiadomości. Że ktoś zostawił te kamyki dla jaj.

Riley była wściekła. Miała ochotę rozerwać kolegów na strzępy. Co za bezczelność, tak podważać jej autorytet! Chciała zapytać o ich nazwiska, ale dała sobie spokój.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3