Powiadacie, iż słuszna sprawa uświęca nawet wojnę? Ja wam mówię: dobra wojna uświęca każdą sprawę.
Wojna i męstwo uczyniły więcej wielkich rzeczy, niźli miłość bliźniego. Nie wasza litość, lecz waleczność wasza ratowała dotychczas w potrzebie będących.
Cóż jest dobrem? – pytacie. Walecznym być. Niech młode dziewczęta gaworzą sobie: „dobre to jest to, co jest ładne i wzruszające zarazem”.
Nazywają was ludźmi bez serca: lecz wasze serce jest prawdziwe, a ja kocham wstydliwość waszej serdeczności. Wy wstydzicie się waszego przypływu, jako inni wstydzą się swego odpływu.
Szpetni jesteście? Niechże i tak będzie, bracia moi! Weźmijcież na się wyniosłość, ów płaszcz szpetności!
A gdy się dusza wasza wielką stanie, uczyni się i zuchwałą, a w waszej wyniosłości jest złośliwość. Znam ja was.
W złośliwości napotykają się zuchwały i mdły. Lecz nie rozumieją się oni. Znam ja was przecie.
Wam wolno mieć tylko wrogów, których nienawidzieć należy, przenigdy takich, którymi gardzić trzeba. Winniście być dumni z wroga: wówczas stają się wroga waszego powodzenia i waszym powodzeniem.
Bunt – to dostojeństwo w niewolniku. Waszym dostojeństwem niech będzie posłuszeństwo! Wasze rozkazywanie nawet niech będzie posłuszeństwem.
Dobremu wojownikowi brzmi milej „musisz”, niźli „chcę”. I wszystko, co wam jest drogie, winniście sobie wprzódy pozwolić nakazać.
Wasze umiłowanie życia, niech będzie miłością waszej najwyższej nadziei: a najwyższą nadzieją waszą niech będzie najwyższa myśl życia!
Zaś najwyższą myśl waszą winniście mnie pozwolić sobie rozkazać, – a brzmi ona: człowiek jest czymś, co pokonanym być winno.
Żyjcież tedy waszym życiem posłuszeństwa i wojny! I cóż z długiego żywota! Jakiż wojak pragnie, by go oszczędzano!
Ja was nie oszczędzam, ja was z głębi duszy miłuję, bracia moi w wojnie! —
Tako rzecze Zaratustra.
O nowym bożku
Istnieją jeszcze gdzieś narody i stada, wszakże nie u nas, bracia moi: tu istnieją państwa.
Państwo? Cóż to jest? Baczność! Uszy mi roztwórzcie, abym wam słowo me rzekł o śmierci ludów.
Państwem zwie się najzimniejszy ze wszystkich zimnych potworów. Zimny kłam głosi ono, i ta oto łeż74 pełznie z jego ust: „Ja, państwo, jestem narodem”.
Łeż to! Twórcy to byli, co stworzyli narody i zawiesili ponad nimi wiarę i miłość: i tak oto życiu służyli.
Niszczyciele to są, co sidła na wielu nastawili i przezwali je państwem: miecz zawiesili oni ponad nimi wraz z tysiącem żądz.
Gdzie jeszcze istnieje naród, tam nie pojmuje on państwa i nienawidzi go, jako złego spojrzenia i grzechu w obyczajach i prawach.
Ten ci znak daję ja wam: każdy naród mówi swoim językiem dobra i zła: nie rozumie sąsiad mowy tej. Własną mowę wynalazł sobie naród każdy w prawach i obyczajach.
Państwo wszakże łże we wszystkich językach dobra i zła; cokolwiek rzeknie, skłamie – a cokolwiek posiada, skradzionym to jest.
Wszystko w nim jest fałszem; kradzionymi zęby kąsa, ukąśliwe. Fałszywe są nawet trzewia jego.
Pomieszanie języków dobra i zła: ten ci znak daję wam, jako znak państwa. Zaprawdę, wolę śmierci znamionuje znak ten! Zaprawdę, kaznodziei śmierci nawołuje on!
Aż nazbyt wielu rodzi się: dla tych zbytecznych wynaleziono państwo!
Spojrzyjcież mi, jak ono ich przynęca tych nader licznych! Jak ono ich chłonie, żuje i przeżuwa!
„Nie masz na ziemi nic większego nade mnie: jam palec Boga rządzący” – tako ryczy potwór ten.
I nie tylko wszystko, co długouche i krótkowzrocze, pada przed nim na kolana.
Och, nawet i w was, wy dusze wielkie, syczy ono ponure swe kłamstwa! Och, odgaduje ono serca bogate, co rade się roztrwaniają!
Tak więc i was odgadł, pogromcy starego boga! Znużyliście się w walce i oto znużenie wasze służy nowemu bożkowi!
Bohaterów i czcigodnych rad by wokół siebie poustawiał ów nowy bożek! Chętnie wygrzewa się on w słonecznym świetle dobrych sumień, – potwór ten zimny!
Wszystko gotów wam dać ów bożek nowy, skoro tylko jego uwielbiać zechcecie: za tę cenę kupuje on sobie blask cnoty waszej i wejrzenie waszych oczu dumnych.
Wami to przynęcić on pragnie tych nader licznych! Szatański to pomysł wynaleziono tu: konia śmierci, brzęczącego w przepychu boskich czci!
O, śmierć dla wielu wynaleziono tu, śmierć co się sama jako życie sławi: zaprawdę, serdeczna to wysługa wszystkim kaznodziejom śmierci!
Państwem zwę ja to, gdzie wszyscy trucizny piją, dobrzy i źli: państwem, gdzie wszyscy siebie zatracają, dobrzy i źli: państwem, gdzie powolne samobójstwo wszystkich – „życiem” się zwie.
Patrzcież mi na tych zbytecznych! Kradną sobie wszystkie dzieła wynalazców, wszystkie skarby mędrców: wykształceniem zwą tę kradzież swą – a wszystko staje się w nich chorobą i dolegliwością!
Patrzcież mi na tych zbytecznych! Chorzy są oni zawsze: rzygają żółcią i zwą to gazetą. Pożerają się wzajemnie, a strawić się nawet nie zdołają.
Patrzcież mi na tych zbytecznych! Zdobywają bogactwa i stają się dzięki nim biedniejsi. Potęgi chcą i przede wszystkim oskarda tej potęgi, wiele złota, – ci bezsilni!
Patrzcie jak się pną, zwinne te małpy! Pną się poprzez siebie nawzajem i strącają się wzajemnie w błota i głębie.
Do tronu pchają się oni wszyscy: omam to ich; – jakoby szczęście na tronie zasiadało! Nieraz błoto spoczywa na tronie, – a nierzadko i tron na błocie.
Opętańcy to są, zwinne to małpy, i gorączką przepaleni. Cuchnie mi ich bożek, ów bożek zimny, cuchną mi oni społem, ci bałwochwalcy.
Bracia moi, chcecież się udusić w wyziewach ich paszczy i żądz! Raczej okna wyłamcie i wyskoczcie na wolność.
Unikajcież tej złej woni! Uchodźcież od tego bałwochwalstwa zbytecznych!
Unikajcież tej złej woni! Uchodźcież od oparu tych ofiar ludzkich!
Otworem stoi jeszcze ziemia dla dusz wielkich. Dla samotnych i samowtórnych jest jeszcze wiele niezamieszkałych siedlisk, wokół których wieje woń cichych mórz.
Otworem stoi jeszcze dla dusz wielkich życie wolne. Zaprawdę, kto mało posiada, tym mniej będzie posiadany: błogosławione niech będzie małe ubóstwo!
Gdzie państwo się kończy, tam dopiero zaczyna się człowiek, który nie jest zbyteczny: tam się poczyna pieśń niezbędnego, jednokrotną i niezastąpioną nutą.
Gdzie państwo ustaje, – spojrzyjcież mi, bracia moi! Czyż nie dostrzegacie tam tęczy i mostów nadczłowieka? —
Tako rzecze Zaratustra.
O muchach na rynku
Uciekaj, przyjacielu, do samotni twej. Widzę, żeś ogłuszony hałasem wielkich ludzi i żądłem małych.
Godnie umieją milczeć wraz z tobą las i skała. Upodobnij się znów drzewu, które ukochałeś, drzewu gałęzistemu: ciche i zasłuchane zawisło oto nad morzem.
Gdzie samotność się kończy, tam się zaczyna targ, a gdzie się targi poczynają, tam się wszczyna hałas wielkich aktorów i rojne bzykanie much jadowitych.
Niczym są na świecie najlepsze nawet rzeczy bez tego, który je na widownię wywiedzie: wielkimi ludźmi zwie lud tych wystawców.
Mało pojmuje lud wszystko, co wielkie, to jest: twórcze. Ma on jednak zmysł ku wszelkim wystawcom i aktorom rzeczy wielkich.
Wokół odkrywców nowych wartości obraca się świat ten: – obraca się niewidocznie. Jednakże wokół aktorów krąży lud i sława: takie są „koleje świata tego”.
Nie brak aktorowi ducha, lecz mało posiada on sumienia swego ducha. Wierzy zawsze w to, czym najsilniejszą wiarę wzbudzić zdoła, – wiarę w siebie!
Jutro mieć będzie nową wiarę, a pojutrze nowszą. Szybkie ma on zmysły, podobnie jak i tłum, i zmienna jest jego pogoda.
Obalić – znaczy dlań dowieść. Rozwścieczyć – znaczy przekonać. Zaś krew jest dlań wśród wszystkich dowodów najlepszym.
Prawdę, co wślizguje się tylko w subtelne uszy, zwie kłamstwem lub nicością. Zaprawdę, wierzy on tylko w tych bogów, co wielkie hałasy na świecie czynią!