Фридрих Ницше - Tako rzecze Zaratustra стр 13.

Шрифт
Фон

W miłości waszej niech będzie waleczność! Miłością uderzajcie na tych, co w was trwogę niecą.

W miłości waszej niech będzie i cześć wasza! Mało rozumie się zresztą kobieta na czci. Lecz to winno być czcią waszą: zawsze bardziej kochać, niźli bywacie kochane i nie być nigdy wtórymi.

Niech się mężczyzna boi kobiety, gdy ta kocha: wówczas ponosi ona wszelkie ofiary, a wszystko inne wydaje się jej bez wartości.

Niech się mężczyzna boi kobiety, gdy ta nienawidzi: gdyż mężczyzna jest w głębi duszy swej tylko zły, kobieta jest tu licha.

Kogóż najbardziej nienawidzi kobieta? – Rzekło raz żelazo do magnesu: „nienawidzę cię najbardziej za to, że pociągasz ku sobie, lecz nie jesteś dość silne, aby przyciągnąć do siebie”.

Szczęście mężczyzny brzmi: ja chcę. Szczęście kobiety: on chce.

„Spójrz, jakże doskonałym staje się oto świat!” – tak myśli każda kobieta, gdy z całą miłością ulega.

A ulegać musi kobieta, aby znalazła głębię dla swej powierzchni. Powierzchnią jest duch kobiety, ruchliwą, burzliwą powłoką płytkich wód.

Duch mężczyzny głęboki jest: prądy jego szumią w podziemnych jaskiniach: kobieta przeczuwa jego siłę, lecz jej nie pojmuje. —

Wówczas odparła mi starka: „Wiele rzeczy uprzejmych powiedział Zaratustra, osobliwie dla tych, które są jeszcze dosyć młode na to.

Rzecz szczególna, Zaratustra mało zna kobiety, a jednak ma słuszność, gdy o nich mówi! Dziejeż się to dlatego, że w kobiecie każda rzecz jest możliwa?

A teraz weź oto w podzięce małą prawdę! Wszak jestem dosyć stara na nią.

Otul ją tylko i zatkaj jej usta: w przeciwnym razie krzyczeć zwykła zbyt głośno ta moja mała prawda”.

„Dajże mi, kobieto, twą małą prawdę!” – rzekłem jej. – I stara kobieta rzekła te słowa:

„Idziesz do kobiet? Nie zapomnij bicza!” —

Tako rzecze Zaratustra.

O ukąszeniu żmii

Pewnego razu w dzień upalny zasnął Zaratustra pod drzewem figowym, zarzuciwszy ramiona na głowę. I oto podpełzła żmija i ukąsiła go w szyję tak mocno, że Zaratustra krzyknął z bólu. Gdy odjął ramię sprzed twarzy, ujrzał żmiję, która, poznawszy oczy Zaratustry, zwinęła się niezręcznie i chciała umknąć. „Stój – rzekł Zaratustra – jeszczem ci podziękować nie zdążył. Zbudziłaś mnie w porę, długa oczekuje mnie droga”. – „Krótka jest już twa droga – rzekła żmija smutnie; – mój jad zabija”. Roześmiał się Zaratustra. „Kiedyż to umarł smok od wężowego jadu? Lecz weźże z powrotem twą truciznę! Nie jesteś mi dosyć bogata w jady, abyś je rozdawać mogła”. I oto żmija rzuciła mu się ponownie na szyję i lizała zadaną ranę.

Gdy Zaratustra jednego razu opowiadał to uczniom swoim, pytali go: „I jakiż, o Zaratustro, jest morał twej powieści?” Zaratustra odparł na to:

Burzycielem moralności zwą mnie dobrzy i sprawiedliwi: moja opowieść jest niemoralna.

Skoro więc wroga macie, nie odpłacajcież mu dobrem za zło: gdyżby to zawstydzało. Dowiedźcież mu raczej, iż wyświadczył wam coś dobrego.

A raczej gniewem zapłońcie, niżbyście zawstydzać mieli! A gdy was przeklinają, niechętny widzę, gdy błogosławić w zamian chcecie. Klnijcież mi raczej społem!

A gdy się wam wielka stała krzywda, dodajcież mi szybko pięć drobnych! Odrażający jest widok tego, kogo niegodziwość ludzka niepodzielnie dławi.

Czyście wiedzieli już o tym? Wzajemne bezprawie jest połową prawa. I niechże mi ten tylko bezprawie na się bierze, kto je udźwignąć zdoła!

Mała zemsta jest bardziej ludzka, niźli żadna. A jeśli kara nie jest również prawem i zaszczytem dla przestępcy, wówczas nie znoszę i karania waszego.

Godniej jest odmówić sobie słuszności, niźli ją zachować, zwłaszcza gdy się ma słuszność za sobą. Lecz trzeba być dość bogatym na to.

Nie znoszę waszej zimnej sprawiedliwości; z oczu sędziów waszych wyziera zawsze kat i jego zimne żelazo.

Powiedzcież mi, gdzież jest tu sprawiedliwość, która jest miłością o oczach widzących?

Wynajdźcież mi tę miłość, co nie tylko wszelką karę, lecz i wszelką winę podźwignie!

Wynajdźcież mi tę sprawiedliwość, co każdego uniewinni, wyjąwszy sprawującego sądy!

Chcecie i tego jeszcze posłuchać? Kto z głębi duszy sprawiedliwym być pragnie, u tego nawet kłamstwo staje się przychylnością dla ludzi.

Lecz jakże ja bym mógł być sprawiedliwym z głębi duszy! Jakżebym ja mógł oddać każdemu, co jest jego! Niechże mi to wystarcza: daję oto każdemu, co jest ze mnie.

Wreszcie, bracia moi, baczcie, abyście nie czynili krzywdy samotnikom! Jakże by samotnik mógł zapomnieć! Jakże by on mógł się odwzajemnić!

Samotnik jest jako studnia głęboka. Łatwo kamień weń wrzucić; lecz gdy dna on dopadł, któż kamień stamtąd dobędzie?

Baczcie, byście nie obrażali samotnika! Skoroście jednak to uczynili, dobijcież go czym prędzej!

Tako rzecze Zaratustra.

O dziecku i o małżeństwie

Mam jedno pytanie dla ciebie jedynie, bracie mój. Rzucam je jako ołowiankę w twą duszę, abym jej głębię zmierzył.

Jesteś młody i życzysz sobie dziecka, i o małżeństwie zamyślasz. Ja zaś pytam ciebie: zaliś jest człowiekiem, któremu wolno życzyć sobie dziecka?

Zaliś jest zwycięzcą, samopogromcą, rozkazodawcą zmysłów, panem cnót swoich? Tako cię pytam.

Czy też przemawia z twego życzenia zwierzę i jego potrzeba? Lub też osamotnienie? Albo też niezgoda z samym sobą?

Pragnę, by twe zwycięstwo i twa wolność tęskniły za dzieckiem. Żywe pomniki stawiać winieneś swemu zwycięstwu i swemu wyzwoleniu.

Ponad siebie budować winieneś. Lecz przede wszystkim musisz mi być sam zbudowany, umierny85 na ciele i duchu.

Nie tylko w liczbę mnożyć się winieneś, lecz wzwyż. I niech ci ku temu służy ogrójec86 małżeństwa!

Wyższe ciało stworzyć winieneś, pierwszy ruch, z siebie toczące się koło, – tworzącego stworzyć powinieneś.

Małżeństwo: tak oto zowię wolę dwojga, aby stworzyć jedno, co stanie się czymś więcej, niźli ci, co je stworzyli. Pokorą wzajemną zowię małżeństwo, pokorą przed piastującymi wolę taką.

To niechaj będzie treścią i prawdą twego małżeństwa. Lecz co ci nader liczni, ci zbyteczni małżeństwem zowią, – och, jakże bym ja to nazwać miał?

O, to ubóstwo dusz we dwoje! Ten brud dusz we dwoje! Ta żałosna błogość we dwoje!

Małżeństwem zwą oni to wszystko i twierdzą przy tym, że ich małżeństwa w niebie zostały zawarte.

Obmierzły mi niebiosa tych zbytecznych! Obmierzły mi te, w niebiańskie sieci zaplątane, pary zwierząt!

Obcym niechaj mi będzie i ten Bóg, co oto przykulał, aby pobłogosławić, czego nie połączył!

Nie śmiejcie mi się z tych małżeństw! Któreż by dziecko nie miało powodu płakać nad swymi rodzicami?

Godnym wydał mi się ten człowiek i dojrzałym ku ziemskiej treści życia; gdym jednak żonę jego ujrzał, wydała mi się ziemia domem obłąkanych.

O, bodajżeby ziemia w posadach swych drżała, ilekroć się święty z gęsią parzy.

Ten oto wyruszał jak bohater po zdobycze prawd, wreszcie powrócił z łupem małego strojnego kłamstwa: zwie to małżeństwem swoim.

Ów był nieprzystępny i czynił wybredny wybór. Lecz oto za jednym zamachem zepsuł raz na zawsze swe towarzystwo: zwie to małżeństwem swoim.

Tamten poszukiwał dziewki z cnotami anioła. Lecz oto za jednym zamachem stał się dziewką kobiety; brak tylko, aby się sam w tej służbie nie rozanielił.

Pełnymi troski widzę dziś kupczących, a wszyscy oni mają przebiegłe oczy. Lecz żonę kupuje najprzebieglejszy w worku.

Wiele krótkich szaleństw, – oto co się zwie u was miłością. Zaś wasze małżeństwa czynią tym wielu krótkim szaleństwom ostateczny koniec, jako jedno długie głupstwo.

Wasza miłość dla kobiety i miłość kobiety dla mężczyzny: o, gdybyż one były współczuciem dla cierpiących i ukrytych bóstw! Lecz zazwyczaj odgaduje się wzajemnie para zwierząt.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3