Panno Ani, koniaczek i trzaśniecie dłonią w pięść zaciśniętą.
Moryc przebiegł oczami Zeitung, niecierpliwie spoglądał na drzwi. Czekał na Borowieckiego. Wstał wreszcie, bo zobaczył w drugim pokoju znajomą twarz.
Leon, kiedyś przyjechał?
Dzisiaj rano.
Jakże ci poszedł sezon? pytał, siadając obok niego na zielonej kanapce.
Świeeeetnie! wyciągnął nogi na krzesełku i rozpiął kamizelkę.
Myślałem dzisiaj o tobie, a nawet wczoraj z Borowieckim mówiliśmy.
Borowiecki! ten od Bucholca?
Tak.
On wciąż drukuje swoje bojki? Słyszałem, że ma założyć na siebie.
Dlatego właśnie mówiliśmy o tobie.
I co, wełna?
Bawełna!
Sama?
Co to można dzisiaj wiedzieć.
Pieniądze jest?
Będą, a tymczasem jest coś więcej, kredyt
Do spółki z tobą?
I z Baumem, znasz Maksa?
Ojej! W tym wekslu jest feler, jeden żyrant niepewny! Borowiecki dodał po chwili.
Dlaczego?
Polaczok! rzucił dosyć pogardliwie i wyciągnął się prawie na kanapce i na krześle.
Moryc roześmiał się wesoło.
To ty go wcale nie znasz. O nim dużo się w Łodzi będzie mówić. Ja w niego, że zrobi gruby interes, tak wierzę jak w siebie.
A Baum, cóż to?
Baum jest wół, jemu trzeba dać się wyspać i wygadać, a potem dać robotę, będzie robił jak wół, a zresztą on wcale nie jest głupi. Ty mógłbyś nam dużo pomóc i sam dużo byś zarobił. Nam już dawał oferty Krongold.
Idźcie do Krongolda, to wielka osoba, on się zna ze wszystkimi bałaganami, które kupują długiego towaru za sto rubli rocznie; to jest wielki reisender49 na Kutno, na Skierniwice. Zróbcie z nim interes, ja się nie narzucam! Ja mam co sprzedawać, ja mam list przy sobie Bucholca, on mi chce powierzyć agenturę swoich towarów na cały Wschód, a jakie warunki mi daje! i zaczął gorączkowo rozpinać się i szukać po wszystkich kieszeniach tego listu.
Wiem o tym, nie szukaj. Borowiecki mi wczoraj mówił, bo to on poradził ciebie Bucholcowi.
Borowiecki! Naprawdę? Dlaczego?
Bo on jest mądry i myśli o przyszłości.
I tak sobie, przecież za taki interes mógłby grubo zarobić. Ja sam dałbym dwadzieścia tysięcy bares geld50, jak tu siedzę. Co on w tym ma? i do tego my się prawie nie znamy.
Co on w tym ma, to on ci sam powie, ale tylko tyle ci powiem, że gotówki nie weźmie.
Szlachcic! szepnął z pewnym drwiącym politowaniem Leon i splunął na środek pokoju.
Nie, on tylko mądrzejszy od najmądrzejszych reisenderów i agentów na cały Wschód odpowiedział Moryc, dzwoniąc nożem w kufel. Dużoś sprzedał?
Za kilkadziesiąt tysięcy, kilkanaście tysięcy gotówki, a reszta najlepsze weksle, bo na cztery miesiące z żyrem Safonowa! Jedwabny interes uderzył Moryca w kolano z zadowolenia. Mam i dla ciebie obstalunek. Widzisz, co to przyjaźń.
Na ile?
Razem ze trzy tysiące rubli.
Długi czy krótki towar?
Krótki.
Weksel czy nachname51?
Nachname? Zaraz ci dam zamówienie zaczął przewracać w olbrzymim, zamykanym na klucz pugilaresie52.
Co ci mam dać?
Jeżeli gotówka, to wystarczy jeden procent, po przyjacielsku.
Gotówki teraz potrzebuję na gwałt, mam wypłaty, ale w ciągu tygodnia zapłacę.
Dobrze. Masz zamówienie. Wiesz, w Białymstoku spotkałem Łuszczewskiego, przyjechaliśmy razem do Łodzi.
Gdzież ten hrabia jedzie?
Przyjechał do Łodzi robić interes.
On! Ma widać za dużo; trzeba się z nim zobaczyć.
Nic nie ma, przyjechał się dorobić czego.
Jak to nic nie ma, przecież jeździliśmy całą bandą z Rygi jeszcze do jego majątków. Był pan na gruby sposób! I nic mu już nie zostało?
Zostało! trochę gumy z powozów na kalosze! Ha, ha, ha, kapitalny witz53 uderzył go w kolano.
Cóż zrobił z majątkiem? liczyli go lekko na dwieście tysięcy.
A on teraz liczy sam, że ma ze sto tysięcy długów, a to skromny człowiek.
Mniejsza z nim. Napijesz się?
Warto by przed teatrem.
Kelner, koniak, kawior, befsztyk po tatarsku, porter oryginalny, gallopp!
Bum-Bum, chodź-no pan do nas! krzyknął Leon.
Jak się pan ma, jakże zdróweczko, jakże interesiki! wykrzykiwał, ściskając mu rękę.
Dziękuję, bardzo dobrze. Przywiozłem dla pana umyślnie z Odessy coś wyjął z pugilaresu rysunek pornograficzny i podał.
Bum-Bum poprawił obu rękami binokle, wziął rysunek i zanurzył się w nim cały z lubością. Twarz mu poczerwieniała, mlaskał językiem, oblizywał swoje sine, opadnięte wargi, trząsł się cały z zadowolenia.
Cudowne, cudowne. Niebywałe! wykrzykiwał i powlókł się pokazywać wszystkim.
Świnia mruknął Moryc niechętnie.
Lubi dobre rzeczy, a że jest znawcą
Nie poznałeś znowu kogo? zapytał nieco ironicznie.
Czekaj! trzaskał w palce, potem w kolano Moryca, uśmiechnął się i z pugilaresu, z pomiędzy rachunków i not wydobył fotografię kobiety.
Co? Ładna maszyna? mówił z najwyższym zadowoleniem, przymrużając oczy.
Tak.
Prawda! Ja zaraz pomyślał, że będzie ci się podobać. To Francuzeczka, a!
Wygląda na Holenderkę, ale krowę,
Keine54 gadanie. To droga sztuka, stówka za nic.
Dałbym pięć za wyrzucenie jej za drzwi.
Ty zawsze jesteś no, już nie powiem.
A ty masz reisenderowskie gusta, skąd takie bydlę, gdzieś poznał?
W Niżnim ja sobie pokutił niemnożeczko55 z kupcami, to oni mówią w końcu: Chodź pan Lew w cafée concert! Poszli. Nu, wódka, koniak, szampańskie pili prawie z beczki, a potem słuchali śpiewu, ona śpiewaczka że
Zaczekaj, w tej chwili przyjdę! przerwał Moryc, zerwał się i podszedł do tęgiego Niemca, który wszedł do restauracji i rozglądał się po sali.
Gut Morgen56, panie Müller!
Morgen! Jak się pan ma, panie odpowiedział niedbale i rozglądał się dalej.
Pan szuka kogo? może ja będę mógł pana objaśnić nastręczał się natarczywie Moryc.
Szukam pana Borowiecki, tylko po to wszedłem.
Będzie zaraz, bo ja właśnie czekam na niego. Może pan pozwoli do stolika. To mój kolega, Leon Kohn! rekomendował.
Müller! rzucił z pewną dumą i przysiadł się.
Kto by nie wiedział o tym! każde dziecko w Łodzi wie takie nazwisko mówił prędko Leon, śpiesznie się zapinając i robiąc miejsce na kanapie.
Müller uśmiechnął się pobłażliwie i patrzał ku drzwiom, bo wszedł Borowiecki w towarzystwie, ale zobaczywszy go, towarzyszy zostawił przy drzwiach i z kapeluszem w ręku szedł do tego królika bawełnianego, po którego wejściu przyciszyło się w knajpie i wszyscy śledzili go z nienawiścią, zazdrością i dumą.
Prawie czekałem na pana zaczął Müller. Mam do pana interes. Skinął głową Morycowi i Leonowi, uśmiechnął się do pozostałych, objął ręką w pas Borowieckiego i wyprowadził z knajpy.