Ja twierdzę rzekł hrabia że przede wszystkim należy je obserwować nieustannie.
To było już postanowione.
I tego trzymać się musimy ściśle. Więc kto z nas idzie na wartę?
Ja pójdę rzekł lekarz i wszedł do sąsiedniego pokoju, z którego przez dwa niewielkie otwory widać było cały pokój Mańki i Antosia.
Hrabianka udała się do kaplicy na modlitwę, hrabia zeszedł do swego gabinetu, i na przygotowanych dwóch grubych zeszytach położył dwa napisy: na jednym Antoś, na drugim: Mania.
Potem wziął pierwszy i równym drobnym pismem zaczął kreślić historię spotkania i kupna Antosia, historię, która znana jest czytelnikom z pierwszego i drugiego rozdziału niniejszej powieści.
Zejdźmy do pokoju Mani i przyjrzyjmy się śpiącemu tam dziecku.
Mania spała niespokojnie. Wzdychała ciężko, jakieś urywane wyrazy wybiegały z jej ust, ręką przyciskała czoło, na policzki jej wystąpiły rumieńce. A jednak się nie budziła.
O zmierzchu do pokoju jej weszła kobieta, zapaliła lampę wiszącą wysoko i zbudziła ją.
Niech się Mania rozbierze i położy.
Co? zapytała Mańka, szeroko otwierając oczy. Gdzie ja jestem?
Proszę do mnie nie mówić, bo jestem głucha.
Ale gdzie ja jestem?
Nie słyszę. Proszę się rozebrać i położyć.
I wyszła.
Dziewczyna usiadła na łóżku i przypominała sobie z trudnością całą historię dnia ubiegłego.
Ach, tak!
Przypomniała sobie.
Ale co jej ta kobieta mówiła?
A, prawda, mam się rozebrać.
Rozebrała się ze swych łachmanów, zarzuciła je na poręcz łóżka, położyła się, ale już zasnąć nie mogła.
Zegar wybił godzinę dziewiątą. Lampa, przyćmiona zielonym kloszem, słabo rozpraszała ciemności. Manię przestraszył dźwięk zegara. Nakryła się kołdrą na głowę.
Jest sama! Tam, w Warszawie, miała matkę pijaczkę, a teraz nie ma nikogo.
Było jej gorąco. Wysunęła głowę spod kołdry i wzrok jej padł na krzyż, który zawieszony był nad łóżkiem.
Co matka sobie myśli? Dostała przecież pieniądze. Pewnie ją ojciec Antka oszukał. Dziewiąta godzina Pewnie jest w szynku. Co to za głucha kobieta tu była? Gdzie Antoś? Co z nim zrobili? Dlaczego go nie widziała tu w pałacu? Antek palił papierosa. Ten pan tak strasznie patrzał. Ojciec Antka pijak.
Myśli jej się wikłały, zapadała w ten stan, który poprzedza sen, ale nie zasypiała.
Zdawało jej się, że wiszą nad nią dwie olbrzymie donice piasku i jakaś niewidzialna ręka przesypuje piasek z jednej donicy do drugiej. Za każdym razem część piasku wysypuje się na nią, piasek jest gorący i ciężki, i lada chwila całą ją przysypie.
To znów starała się połknąć kawał drzewa, który miała w ustach.
Zegar wydzwonił dziesiątą. Drgnęła, obudziła się. Pot kroplisty spływał jej z czoła.
Spała czy nie spała?
Nie, nie spała. Przecież i teraz nie śpi, a jednak widzi to wszystko tak wyraźnie, słyszy tykanie zegara.
I nagle usłyszała jakiś szept cichy i rozróżniła płynące ku niej z góry wyrazy:
Idź do niej!
To wstrząsnęło nią, Kto to mówi? Do kogo? Do niej, Mańki. A do kogoż ona ma iść?
I dziecię matki-pijaczki, dziecię, przez występną, upadłą matkę katowane, jęknęło boleśnie i bezradnie:
Mamo!
I przeraziło się dźwięku swego głosu, obcego mu i jakby pchane siłą wyższą, znów zawołało:
Mamo, mamo, mamo!
Łzy puściły się Mańce z oczu strumieniem.
W tej chwili drzwi się cicho otworzyły i we drzwiach stanęła hrabianka Irena w czarnej obcisłej sukni, i wzrok jej łagodny spotkał się z rozognionym wzrokiem Mańki. Kobieta ta dziwnie podobną była do tego pana, który ją tu przywiózł.
Może to on zamienił się w kobietę? przemknęło przez myśl dziecku w gorączce.
Hrabianka zbliżyła się do łóżka Mańki, uklękła przy nim, jedną rękę wsunęła pod poduszkę, a drugą otoczyła drobną postać Mańki.
Dziewczynce oddech zamarł w piersi.
Maniu, dlaczego nie śpisz? szepnęła cicho.
Bo się boję, strasznie się boję.
Czego się boisz, Maniu?
Jakiś smutek i wielka życzliwość, i pieczołowitość dźwięczały w głosie kobiety.
Nie, Maniu, nie należy się bać. Jesteś wśród dobrych ludzi, dziecko moje. Uspokój się, zaśnij.
Nie mogę.
Złożyła na rozpalonej główce dziecka, cichy pocałunek.
Biedne, dobre dziecię moje.
Mania wstrząsnęła się.
Dlaczego mnie pani całuje?
Bo cię kocham.
A za co mnie pani kocha?
Za to, że cierpisz, dziecino.
A skąd pani wie?
Czuję to, maleńka moja.
Te trzy pytania Mańka wyrzuciła ze siebie jednym tchem prawie, rzucając je jedno po drugim.
Co pani za jedna? zapytała znów Mania.
Jestem tą, która pragnie zastąpić ci matkę.
Ja przecież mam matkę.
Ale twoja matka jest nieszczęśliwa.
Po długiej chwili milczenia Mańka mocnym, stanowczym głosem rzekła:
Moja matka nie jest nieszczęśliwa, ale jest podła i ja jej nienawidzę. Ja bym ja bym ją ją zamordowała. Ona
Nie mów, Maniu, teraz. Staraj się usnąć. Pomówimy o tym jeszcze. Śpij, Maniu.
Ale pani tu zostanie?
Zostanę.
Całą noc?
Całą.
Niech się pani położy tu przy mnie.
Nie, Maniu, mnie tak dobrze.
Ale pani nie pójdzie, bo ja się boję.
Zostanę tu przy tobie.
Zamknęła oczy i starała się usnąć, ale myśl, że znów zostanie sama, odganiała sen z jej powiek.
Po długiej chwili ciszy otworzyła znów oczy i spotkała się ze wzrokiem nowej opiekunki. Usta kobiety poruszały się w szepcie.
Co pani mówi?
Modlę się.
O co?
O twoje szczęście.
Nie o swoje?
Nie.
I ja się modliłam dzisiaj, ale o swoje szczęście. Prosiłam pana Jezusa, żeby ten pan, z którym jadę, dał mi bardzo dużo pieniędzy i żebym mogła matce rzucić w twarz jakieś sto albo tysiąc rubli i bić ją, bić, aż by krew płynęła. O, za pieniądze ona pozwoliłaby się bić.
Maniu, twojej modlitwy pan Jezus nie wysłuchał.
Dlaczego?
Bo to była zła modlitwa.
To są złe i dobre modlitwy?
Tak.
A dlaczego to była zła modlitwa?
Pomyśl sama.
Pewnie dlatego, że chciałam bić matkę.
Tak, dziecko.
O, pani nie zna mojej matki
Mańka oparła głowę na dłoniach, uniosła się na poduszce i mówiła.
Pani nie wie, że matka zabiła ojca mojego. Nie znałam ojca, bo umarł, kiedym miała trzy lata. Wcale go nie pamiętam. Ale ona mi to sama mówiła. Mówiła mi: Ty gadzino, ty duszo podła, ja ciebie tak zatłukę jak twego ojca zatłukłam. A wie pani, za co matka mnie biła? Bo jak ojciec umarł, to matka wyszła za mąż za innego. I ten był taki sam, jak ona. Bili się ciągle i mnie bili. Potem on gdzieś się podział. Ale było jeszcze gorzej, bo potem matka miała znów innego męża, potem znów innego. Ja miałam siedem lat. Musiałam im usługiwać. A ona chciała, żebym ich ojcami nazywała, a ja mówiłam, że nie chcę. To mnie biła i głodziła. Wyganiała mnie, żebym żebrała. Ojciec jak umierał w szpitalu, to ciągle tylko prosił, żeby mnie u niej nie zostawiono. Ale do kogo miałam iść, co? Jakem już była duża, to mnie się bała. Jak przyszła pijana tak, że nie miała sił się ruszyć, tom ja ją biła.