Reymont Stanisław Władysław - Chłopi, Część czwarta Lato стр 16.

Шрифт
Фон

Zajrzał w jej oczy przemglone, zacisnął kaszkiet i poleciał roztrącając ludzi. Przed plebanią natknął się na Tereskę.

 Kaj cię to niesie? zagadnęła lękliwie.

 Do karczmy! kowal zwołuje na narady.

 Poszłabym z tobą.

 Nie odganiam cię, miejsca nie zbraknie, zważ jeno, by cię nie wzieni407 na ozory, że tak cięgiem za mną uważasz.

 I tak me408 już noszą kiej psy tę zdechłą owcę.

 To czemu się im dajesz! zły już był i zniecierpliwiony.

 Czemu? nie wiesz to bez409 co? zaskarżyła się cichuśko.

Szarpnął się i poszedł przodem, że ledwie za nim zdążyła.

 Już buczysz410 kiej to cielę! rzucił odwracając się nagle.

 Nie, nie jeno mi proch411 wleciał do oka.

 Jak widzę płakanie, to jakby me kto nożem żgnął!

Zrównał się z nią i rzekł dziwnie serdecznie:

 Naści parę groszy, kup se co na odpuście, a potem przyjdź do karczmy, to potańcujemy.

Spojrzała oczami, co to jakby mu do nóg leciały z podzięką.

 Co mi ta pieniądze, takiś dobry takiś szeptała rozpłomieniona.

 A z wieczora przychodź, przódzi412 czasu miał nie będę.

Obejrzał się na nią jeszcze z proga, uśmiechnął i wszedł do sieni.

W karczmie już była ciasnota i gorąc nie do wytrzymania. W głównej izbie tłoczyło się wiela413 różnego narodu, przepijając a gwarząc, zaś w alkierzu414 zebrali się co młodsi z lipeckich, z kowalem i Grzelą, wójtowym bratem, na czele. Przyszli też i poniektórzy gospodarze, jak Ptaszka, sołtys, Kłąb i Adam, stryjeczny Borynów, a nawet się wcisnął Kobus, choć go nikto nie zapraszał.

Kiedy Mateusz wszedł, właśnie był Grzela prawił gorąco i kredą cosik pisał po stole.

Szło o zgodę z dziedzicem, któren obiecywał za morgę lasu dać chłopom po cztery na podleskich polach, a drugie tyle ziemi puścić na spłaty; chciał nawet borgować drzewo na chałupy.

Grzela wykładał wszystko podrobnie415 i kredą znaczył, jak by się to podzielili ziemią i co by wypadło na każdego.

 Dobrze rozważcie, co mówię! wołał sprawa czysta jak złoto.

 Obiecanka cacanka, a głupiemu radość! mruknął Płoszka.

 Szczera prawda, nie obiecanki. U rejenta wszyćko416 nam odpisze. Weźta417 ino sobie dobrze do głowy! Tylachna418 ziemi la419 narodu. A toć każdemu w Lipcach wykroi się nowa gospodarka. Miarkujta420 ino421 sobie

Kowal raz jeszcze powtórzył, co mu był kazał dziedzic powiedzieć.

Wysłuchali uważnie, ale nikto się nie ozwał, patrzeli jeno w te białe krychy na stole i głęboko deliberowali422.

 Prawda, sprawa kiej złoto, ale czy na to komisarz pozwoli? ozwał się pierwszy sołtys, orząc frasobliwie423 pazurami po kudłach.

 Musi! Jak gromada uchwali, to się urzędów o przyzwoleństwo pytała nie będzie! Zechcemy, to i on musi! zagrzmiał Grzela.

 Musi, nie musi, a ty się nie wydzieraj. Obacz no który, czy aby starszy nie wącha kaj pod ścianą?

 Dopierom go widział przed szynkwasem! objaśniał Mateusz.

 A kiedy to dziedzic obiecuje nam odpisać? zagadnął któryś.

 Mówił, co gotów choćby jutro. Zgodzimy się na jedno, to zaraz odpisze, zaś potem omentra424 rozmierzy, co komu.

 To już po żniwach można by chycić425 się tej ziemi.

 A na jesieni obrobić, jak się patrzy.

 Mój Jezus, dopiero to pójdzie robota, no!

Pogadywali gwarnie, wesoło, jeden przez drugiego. Radość już ponosiła wszystkich, oczy strzelały mocą, hardość prostowała grzbiety i same ręce się wyciągały do brania tej ziemi upragnionej.

Niejeden już podśpiewywał z uciechy i krzykał na Żyda o gorzałkę, niejeden plótł trzy po trzy o działach426, a każdemu roiły się nowe gospodarki, bogactwa i radoście427. Bajdurzyli też kiej pijani, śmiejąc się, bijąc pięściami w stoły a przytupując ogniście.

 Dopiero to w Lipcach nastanie święto!

 Hej, a jakie zabawy pójdą, a jakie muzyki!

 I wiela to weselisk odprawi się w zapusty428!

 Dzieuch429 we wsi zabraknie!

 To se miesckich430 przykupiemy, nie stać to nas?!

 Psiachmać, w same ogiery jeździł będę.

 Cichota no zawołał stary Płoszka bijąc pięścią w stół a to krzyczą kiej431 żydy432 w szabas! Chciałem jeno433 pedzieć434, czy aby w tej dziedzicowej obietnicy nie ma jakowego podejścia? Miarkujeta, co?

Przycichli, jakby ich kto z nagła oblał zimną wodą, dopiero po chwili ozwał się sołtys:

 Ja też nie mogę wyrozumieć, laczego435 taki hojny?

 Juści, w tym musi być jakieś podejście, bo żeby dawać tylachna ziemi prawie za darmo ciągnął któryś ze starych.

Ale na to porwał się Grzela i zakrzyczał:

 To wam powiem, żeśta głupie barany i tyla!

I znowu jął tłumaczyć i przekładać zapalczywie, jaże się spocił kiej mysz, kowal też sielnie mełł ozorem i każdemu z osobna rychtował, ale stary Płoszka nie dał się przekabacić, głową jeno kiwał i prześmiechał tak kąśliwie, aż Grzela przyskoczył do niego z pięściami, ledwie już powstrzymując złość.

 Rzeknijcie swoją prawdę, kiej nasza widzi się wam cygaństwem.

 A rzekę! Znam dobrze to pieskie nasienie, znam i mówię waju436: nie wierzta437 dziedzicowi, póki nie bedzie czarno na białym. Zawżdy się naszą krzywdą pasły, to i tera chcą się na nas pożywić!

 Tak miarkujecie, no to się nie gódźcie, ale drugim nie przeszkadzajcie! krzyknął na niego Kłąb.

 Chodziłeś z nimi do boru, to ich stronę i tera trzymasz!

 A chodziłem, a jak będzie potrza438, to i jeszczek439 pódę440! A trzymam nie za nim, jeno za zgodą, za sprawiedliwością, za całą wsią. Bo jeno441 głupi nie widzi w tym dobrego la442 Lipiec. Jeno głupi nie bierze, jak dają.

 Wyśta443 wszystkie głupie, bo pilno wama444 sprzedać za obertelek445 całe portki. Głupie, skoro dziedzic tyle daje, to może i więcej.

Zaczęli się przemawiać446 coraz zapalczywiej, a że i drugie wspomagały Kłęba, to zrobił się taki gwar, jaże przyleciał Jankiel i sielną447 flachę gorzały postawił na stole.

 Sza, sza, gospodarze! Niech będzie zgoda! Żeby Podlesie były nowe Lipce! żeby każdy był pan! wołał puszczając kieliszek kolejką.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора

Lili
0 9