Morawska Zuzanna - Na zgliszczach Zakonu стр 8.

Шрифт
Фон

 Jagody leśne, Boga mi, jagody! zawołał z uciechą, wciągając woń dojrzałego owocu.

 Po samej woni poznałem i dlatego nienaruszone w darze wam przynoszę mówił Fals, oblizując się łakomie.

 Lepiej, że miasto11 wiedźmy ułowiłeś kobiałkę rzekł Biber, zapychając usta jagodami.

Fals zaś myślał:

Lepiej byłbym sam połknął. Ten stary nic mi przecie nie da. Mogłem tak samo mówić: in nomine czy jak tam i czary odegnać, boć ten robak, co go połknął Jakub, to pewnikiem czary. Chodzi teraz jak struty.

W tej właśnie chwili przeszedł koło niego Jakub. Setnie był nachmurzony, patrzył spode łba, zdawał się nikogo nie widzieć, a pięści wciąż zaciskał. Nie rzekł też ni słowa, zerknął jeno na zajadającego wonne jagody Bibera i wszedł do izby na południowy posiłek.

Jemu wciąż się zdaje, że wali czarownice pomyślał Fals.

Nie spuszczał jednak z oka Bibera, który, nie bacząc na czary, wyjadał owoc z kobiałki.

Pożre, Boga mi, pożre, nic nie ostawi myślał Fals.

Odchrząknął też i rzekł:

 Zawszeć te jagody od wiedźmy pochodzą A nuż tam, na dnie, są jakie szkodliwe? Toćeście jeno z wierzchu je odżegnali

Biber drgnął i garść jagód, niesioną do ust, w połowie drogi zatrzymał.

 Przewąchałeś co? Możeś umyślnie dał mi zatruty owoc? mówił przestraszony Biber.

 Nicem nie przewąchał, bom nie wąchał, alem dał do powąchania Jakubowi, ten wciągnął w siebie woń, a że nie była jeszcze odżegnana, chodzi teraz jak otruty. Przyszło mi do głowy, żeście jeno z wierzchu kobiałkę odżegnali, a tam, od spodu

 Żeby cię, psi synu, z twymi jagodami! przerwał przestraszony dozorca.

I rzucił kobiałką w dowcipnisia, a sam przeżegnawszy się uchodził śpiesznie.

Ten uchwycił zręcznie kobiałkę. Nieco jagód z niej wyleciało, a knecht usunąwszy się we wnękę ściany, wsypywał do ust resztę pozostałych, mlaskając językiem.

Teraz i Biber był markotny. Zapomniał nawet fukać i gderać, szeptał jeno coś pod nosem, spluwał, bo zdawało mu się, że go pali we wnętrzu. Aż Fals zbliżył się do niego z pokorną miną i mówił:

 Nie bójcie się, ojcze, nie zjedliście nic szkodliwego, bo oto dopiero na dnie pod jagodami były dwa czarne robaki, którem zgniótł na krzyż, odmawiając jak wy in nomine Resztę z kobiałki wrzuciłem do dołu, by nieczystości nieczystą siłę strawiły.

Biber zamierzył się na sprawcę jego umartwienia, ale wtem ukazał się jeden z urzędników Zakonu i rozkazującym głosem zawołał:

 Sekretarz wielkiego mistrza kazał się dozorcy dziesiątego podwórca w tej chwili stawić!

Sala i Sienicha

Kobiety podniosły się z ziemi, zataczały się jakby z wielkiego lęku i razów, jakie otrzymały, sił do dalszej podróży nie miały. Oczy im wszakże błyszczały, a obejmując jedna drugą, rzekomo dla podparcia się wzajem, czuły, że im serce gwałtownie dygocze. Gdy zaś odeszły od wałów ze dwie staje12, Sala nie mogła powstrzymać swojej radości.

 Widzicie, babo, widzicie, chcieliście już uciekać, a tak nam się udało, jak nigdy!

 Bałam się o ciebie, dziecino, o ciebie Byleby jeszcze za trzy dni można zasięgnąć języka, a naszym jak najprędzej dać wiedzenie dorzuciła.

 Ach, ten Kuba, ten Kuba, jak on pociesznie udawał, że wali mnie pięścią, a szeptał: Bądź spokojna, Salo, baczę na wszystko, co się dzieje w Zakonie, a choćbym miał życie położyć, dam wam o wszystkim wiedzenie.

 Bóg znać posłał go między te wilki, aby służył narodowi westchnęła stara.

 Twoja to zasługa, babo ozwała się miękkim głosem dziewczyna odkąd nam go zabrali, ty czuwasz nad nim i nie dałaś mu się zniemczyć.

 On dałby się zniemczyć, on?

 Gdybyś nad nim nie czuwała, kto wie, co by się stało, toć przecie nie miał lat ośmiu, kiedy nam go zabrano. Coś ty użyła, jakich fortelów, by nie zapomniał mowy, a udawał, że jej zapomniał i Niemcom się zaprzedał. Coś ty użyła, wiesz tylko ty i sam Bóg na niebie ciągnęła dalej Sala, przyciskając ramię baby z serdecznym uczuciem.

 Wszystko mi miłe, żem mojego Kubusia nie tylko od zniemczenia uchroniła, ale i jako węża wyhodowała, a przydatnym dla narodu uczyniła mówiła stara jakby do siebie.

Sala przycisnęła znów jej ramię i rzekła:

 Jak przez mgłę pamiętam jeno onę chwilę, boćem lat pięciu nie miała, kiedy ojca Krzyżacy zabili, że bronił zamku i nie chciał powiedzieć, jaką drogą poszli Jagiełłowi rycerze, Kubę krzyczącego wniebogłosy zabrali, a matce grozili, że ją ubiją westchnęła dziewczyna.

 O, pamiętam to dobrze, jakeś ty się za nimi powlokła, jakeś im nadskakiwała, a w domu potem mówiono, żeś Krzyżaków służka i że ich na nas naprowadzać będziesz.

 Cicho, cicho, nie wspominaj tych chwil strasznych! zawołała drżącym głosem stara.

 Pozwól, pozwól, babo, tak mam dziś serce wezbrane, że muszę wszystko wygadać mówiła Sala. Jeno matka kochana zawsze powtarzała: Sienicha swoich nie zdradzi, a że udawała służkę Krzyżaków, znać miała w tym myśl jakąś. I jakby przeczuwając, żeś za Kubusiem poszła, mniej swego jedynaka płakała.

 Wiem to wszystko, wiem przerwała stara. A też i to, że prócz Kubusia było tam moc dzieci. Krzyżacy, słysząc moją niemiecką mowę, przychylność udawaną, słysząc wymysły na Polaków i Litwę, a też obietnice, że dzieci na wierne sługi Zakonu wychowam, mojej pieczy te niebożęta powierzyli. Nie ze wszystkimi się tak udało, jak z Kubusiem, nie wszystkim też mogłam ufać, zawszeć przez dziesięć lat coś się tam zrobiło mówiła dalej jakby do siebie.

 Dziesięć lat. Ale coś ty tam przez te lata wycierpiała! przerwała dziewczyna.

 Największą męką było dla mnie, żem słyszała ciągle pogróżki i wymysły dla Polski i Litwy. Największym też trudem było powstrzymywanie się, żeby nie wybuchnąć, a krew burzącą się w żyłach przymileniem się i przyświadczaniem powstrzymywać.

Sala z miłością przycisnęła się do jej ramienia.

 Największym też bólem było widzieć zabieranie spod mej opieki dzieci, które psy gończe pędziły, aby im ukryte wśród lasów chaty wskazywały. Spomiędzy tych zabieranych najwięcej było litewskich dzieci, z nimi mogłam się porozumieć, boć mi zostało nieco tej mowy w pamięci. A te biedactwa, poczuwszy dym z ojczystej chaty, pędziły w oczerety i zarośla, naprowadzając na własnych ojców strasznego wroga.

Kobieta, znękana strasznym wspomnieniem, zamilkła, a z piersi jej wydarło się głębokie westchnienie. Westchnęła i Sala, a potem rzekła:

 Aż oto przed rokiem zjawiłaś się znów w naszym dworze, przyniosłaś wieść umierającej matce o ukochanym jej synu. A ona cię błogosławiła i oddała twojej opiece i mnie, i jego dodała.

I znów obie zamilkły.

 Aż oto, gdyś chciała odchodzić, uczepiłam się twej dłoni, a tyś pozwoliła, żebym poszła za tobą, aby ból serdeczny po matce utulić, brata obaczyć, a podpatrywać wrogów i o ich zamiarach swoim donosić

 Pozwoliłam, a teraz ciągle to sobie wyrzucam! odrzekła Sienicha.

 Uspokój się. Przecież opiekun mój a krewniak matki, Jaśko z Tarnowa, pobłogosławił mi i rzekł: Wszechmocny i wątłej dziewce doda siły, jeżeli dobrej sprawie chce służyć.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора