Domańska Antonina - Historia żółtej ciżemki стр 10.

Шрифт
Фон

 Cóz mi się ma zdawać? Sami se obaccie, cy ma oba usy. Złodziej nie miał lewego.

Stary Mikołaj odgarnął ręką długie włosy nieznajomego.

*

Gdy straż odprowadzała świętokradcę do tymczasowego więzienia w podziemiach ratusza, zbrodzień odwrócił głowę i długie spojrzenie, straszny wzrok wilka schwytanego w samotrzask, utkwił w twarzy Wawrzusia. Górna warga drgnęła, błysnęły zęby

 Do widzenia, malućki155 rzekł półgłosem. Wawrzuś nagłym ruchem podniósł łokieć ponad głowę i przerażoną twarz wtulił w fałdy rękawa. Gdy znowu spojrzał na świat, pielgrzyma przed nim już nie było. Zakrywał go tłum odprowadzający więźnia do lochu pod ratuszem.

Długo jeszcze na rynku roiło się jak w mrowisku; rozbudzeni ludzie żywo rozprawiali o zbrodni i zbrodniarzu.

 Naści, możeś ty nie wieczerzał odezwała się do Wawrzusia ta sama kobiecina, wtykając mu w garść skibkę chleba ze serem. Dzieciak nie podziękował nawet, rzucił się zgłodniały na jadło. Z podwiniętymi pod siebie nogami usiadł na garstce rozrzuconej słomy i zmiatał, aż mu się uszy trzęsły. Gdy zaspokoił pierwszy głód, oczy zaczęły mu się kleić i zasnął, sam nie wiedzący kiedy.

Spał długo, ale niespokojnie; zwidywały mu się straszliwe oczy świętokradcy, to znów chciał przez sen uciekać przed nim, nogi wrastały mu w ziemię, a pielgrzym, doganiając go, już, już sięgał mu karku.

Z krzykiem zerwał się na równe nogi i nieprzytomnym wzrokiem potoczył dokoła. Cały rynek, pełen ludzi, pogrążony był w ciszy, wszystko spało, choć świtał już blady brzask.

Nagle od ratusza doleciało zrazu kilka, potem cały chór zmieszanych głosów. Nad wszystkimi górował bas Mikołaja. W miarę jak się ludzie przy wozach budzili, gwar i zamęt wzmagał się i zbliżał. Coś się stało Ale co?

Wawrzuś nie pojmował. Wytrzeszczył zaspane oczy, otworzył szeroko usta, słuchał

 Ij głupie gadanie mówił ktoś lekceważąco przecie drzwi na sztabę zasuwane.

 Jak to, gadanie? Wszak sam stróż Mikołaj

 Śniło się Mikołajowi.

 Krata w oknie przepiłowana! krzyknął, dobiegając, ktoś trzeci.

 Skądże znowu? Krata gruba.

 Musi piłeczkę zacną miał przy sobie to i przerżnął.

 Ale że to Mikołaj zdolił156 spać tak twardo

 Stary człek; zresztą, komu by przez myśl przeszło

 I tak prędko? zdziwiła się jakaś kobieta.

 Ano miał ze trzy godziny czasu.

 Posłali za nim ceklarzy?

 Ciekawość gdzie? W puszczę? Kamień w wodę.

 Rety jak się burmistrz dowie!

 Ee płakać nie będzie. Szkody w świętych naczyniach nie ma, dy157 Mikołajowi głowy nie zetnie.

 Ale psi syn sprawny!

 Wiadomo, z diabłem w zmowie.

 Słyszycie, ludzie? Złodziej uciekł w nocy oknem! zwiastował nowinę kościelny, wlokąc się ślamazarnie na plebanię.

 Ejże? Naprawdę? ze śmiechem przyjęto jego słowa. Ale co gorsza, że króla Popiela myszy zjadły!

 Cha, cha, cha, cha!

Wawrzuś patrzył, słuchał w głowie mu się zawracało serce dzwoniło na trwogę, a w uszach brzmiały dwa straszne słowa: Do widzenia, malućki.

U wiłów158

Królewna i diabły. Brzuchomówca. Pan Prot funduje piwo. Margosia na linie. Wawrzuś do góry nogami. Koza Beksa i bat Grzegorza. Czemu zbyrkała płachta u wozu.

Wawrzuś otworzył oczy. A ja gdzie? zapytał głośno. W pierwszej chwili jakoś nic a nic nie pamiętał. Że mu jednak wcale nie chodziło o dociekanie prawdy, leżał sobie wyciągnięty na słomie, worek z owsem pod głową, i przypatrywał się. A było bardzo dużo ciekawych rzeczy do widzenia: najpierw, jako porządny gospodarski syn, zauważył trzy doskonale utrzymane konie, chrupiące obrok tuż obok niego, a na ziemi leżała śliczna biała koza, o długiej, krętej wełnie. Dalej w rynku, gdzie wczoraj w nocy widział mnóstwo powyprzęganych wozów, dziś zobaczył dwa szeregi straganów, a o ile mógł dostrzec ze swego kącika, różne cuda rozłożone były na tych straganach. Tuż niedaleko garncarz miał swoje wyroby, dalej koszyków moc niezliczona, obok koszykarza szewc ustawił i rozwiesił kilkadziesiąt par butów, ciżem i ciżemek w różnych kolorach.

O raju a to ci żółte jak słoma w słońcu! westchnął Wawrzuś, wpatrując się z zachwytem w parę trzewiczków zawieszonych rzemykami na drążku i chyboczących się w prawo i w lewo. Zeby tak matusia tu byli, poprosiłbym oni tacy dobrzy kupiliby mi te cizemki. Jakie to nosy długie mają, cuję, ze prawiutko byłyby na moją nogę.

Ziewnął głośno, przewrócił się na prawy bok i przymknął oczy. Po tylu przygodach należał mu się jeszcze wypoczynek.

 Jego miłość już się zbudził zaświergotał mu nad głową jakiś cienki głosik.

Popatrzył w górę. Przy olbrzymim wozie, trzy razy przynajmniej większym od innych, grubą płócienną budą krytym, stała śliczna dziewczyna. Wianuszek z jaskrawych kwiatków miała na ciemnych włosach, koszulkę bieluśką z krótkimi rękawami, gorsecik zielony jak sama trawa, czymś błyszczącym suto wyszywany, i taką samą strojną, króciutką spódniczkę. Na nogach ciżemki żółte.

Oj, oj nie będę się rusać, niech mi sie tak śni jak najdłuzej ślicności królówna!

Dziewczyna wplatała srebrny galonik159 do warkocza i śmiała się w głos:

 A to ci śpioch dopiero! Ludzie od niepamięci świata już pośniadali, a ten chrapi i chrapi Nie głodnyś?

 Wolno gadać do jasnej królówny?

 Idźże, głuptasku takam ja królówna, jako ty królewic. Margośka mi jest i tyla. Matka ociec! zawołała, przytykając usta do szpary w budzie bo ten mały już wstał.

 Przyprowadź go, niech co zje odezwał się ktoś z głębi wozu.

 No, wstawaj i chodź, bo potem nie będzie czasu myśleć o tobie.

Uchyliła trochę zwisającej płóciennej płachty, weszła po schodkach do wnętrza wozu i pociągnęła chłopca za sobą. Dobrze, że go trzymała za rękę, bo się tak żachnął gwałtownie, że byłby spadł ze schodów na wznak i potłukł się porządnie: O ile Margosia na pewno była królewną, choć się nie chciała przyznać, to znowu te dwie postacie, które ujrzał w tym dziwnym wozie, co był domem, czy w tym domu, co był wozem, musiały przyjść na ziemię prościuteńko z piekła.

W głowie mu się mąciło

Jedno grube a krótkie, odziane po cudacku, prawy rękaw czerwony, lewy żółty; prawa nogawica sina, lewa biała w czarne koła. Sam kubrak pasiaty jakiś, jakby węże po nim łaziły ale to wszystko jeszcze nic naprzeciw ohydnej gęby! Ani ściana nie taka biała, jak twarz owego grubasa po niej plamy, jakby kto palec we krwi umaczał i pacnął tu i owdzie; włosy albo to włosy? Rude kłaki obmierzłe. To drugie znowu, co stoi w kącie, czarne jak smoła; gęba i włosy, i całe odzienie. A królewna wcale nie ucieka, tylko się śmieje i gada z nimi po cichu.

O Matko Święta dziękujez Ci! Jakasi zwycajna kobieta stoi przy piecu i z garnka na miseckę strawy ulewa. Ukroiła chleba, odwraca sie ady160 ja ją wczora w nocy widziałem!

 Cóż, malućki parobeczku przemówiła kobieta do Wawrzusia dobrze ci się spało? Zbój się nie przyśnił?

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Похожие книги

БЛАТНОЙ
18.4К 188

Популярные книги автора