Reymont Stanisław Władysław - Sprawiedliwie стр 3.

Шрифт
Фон

Jasiek był już zupełnie zmorzony ciepłem i wódką, czuł się tak sennym, że wyciągnął nogi przy ogniu i miał nieprzepartą chęć położenia się Bronił się jeszcze odruchami świadomości, odruchami strachu, ale już co chwila zapadał w stan zupełnego odrętwienia, że nie pamiętał o niczym. Tuman rozkoszny, pełen ciepła, blasków ognia, jakichś słów dobrych, spokoju i ciszy omraczał go zupełnie i przejmował głębokim uczuciem zadowolenia i bezpieczeństwa.

A czasem się obudził nagle, nie wiadomo dlaczego, obrzucał wzrokiem karczmę i słuchał przez chwilę dziada, który drzemiąc mruczał:

 Za wszystkie duszyczki w czyścu zostające: Zdrowaś Maria, łaskiś. Człowieku, mówię ci, że dobry dziad mieć powinien: kij z jeżem59, głęboką torbę i długi pacierz

Rozbudził się i czując Jaśka oczy na sobie mówił już przytomnie.

 Słuchasz, co mówi stary to mówię ci, napij się do mnie i słuchaj jeszcze. Człowieku, mówię ci: bądź mądrym, ino tego nikomu w oczy nie ciep60. Obacz wszyćko, ale na wszyćko bądź ślepym Żyjesz z głupim bądź od niego głupszym z kulawym nie miej wcale kulasów61; z chorym umieraj za niego. Dadząć62 grosz dziękuj jakby za złotówkę Wyszczują cię psami ochfiaruj63 to Panu Jezusowi Zleją kijem zmów pacierz

Człowieku, mówię ci: rób, coć radzę, a torby miał będziesz pełne, brzuch kiej kłodę, a cały świat poprowadzisz na postroneczku kiej głupiego bydlaka He! he! he! Nie dzisiejszym człowiek, nie; wie się i to, i tamto, i drugie64! Kto ma pomiarkowanie65, jaki to świat jest, temu źle nie będzie. We dworze pomstuj na chłopów pewny grosz i ochłap z obiadu; u księdza: na chłopów i na dwory pewne dwa i rozgrzeszenie; w chałupach na wszystkich a będziesz jadł jakby ze słoniną i pił wódkę z tłustością Człowieku, mówię ci Za duszę Juliny: Zdrowaś Maria! zaczął bezwiednie sennym głosem, chwiejąc się na ławce

 Łaskiś pełna Wspomóżta biednego kalekę zaczęła trzepać baba, podnosząc przez sen głowę z komina.

 Cichoj, głupia! krzyknął, budząc się nagle, bo drzwi wchodowe66 głośno zatrzeszczały i wsunął się nimi wysoki, rudy Żyd.

 W drogę, już czas! zawołał głucho i natychmiast cała gromada drzemiących zerwała się na nogi; zaczęli się obładowywać tobołami i ubierać, kupić, to wysuwać na środek izby, to cofać bezładnie. Gwar przyciszony, trwożny, pełen akcentów skarg czy żalów zerwał się ze wszystkich piersi. Słowa krzyżowały się gorączkowo; nawoływania, szepty, przekleństwa, tupania, to znów początki pacierzy mówionych półgłosem, rumor, płacz dzieci wszystko to przyciszone, jakby siłą powstrzymywane, napełniało ponurą, czarną izbę grozą i strachem.

Jasiek przebudził się zupełnie i przyciśnięty plecami do boków stygnącego komina, przyglądał się ludziom ciekawie, o ile można było widzieć ich kontury w ciemnościach.

 Gdzie oni idą? zapytał dziada.

 Do Brazylii.

 Daleko?

 Ho! Ho! Na kraj świata, za dziesiąte morze.

 Laczego? Po co? rzucił jeszcze ciszej.

 Raz, że są głupie, a drugie, że są biedne

 A znają to drogę? zapytał znów zdumiony ogromnie.

Ale dziad już nie odpowiedział, szturchnął babę kijem, wysunął się ku środkowi izby, ukląkł i zaczął płaczliwym, śpiewnym głosem:

 Za morze idzieta, za góry, za lasy na kraj świata, to niech wam Pan Jezus błogosławi, sieroty! Niech was ta Częstochowska Panienka trzyma, niech waju67 wszyscy święci wspomagają, za ten grosz, co go dacie biednemu kalece Do Przemienienia Pańskiego Zdrowaś Maria

 Łaskiś pełna, Pan z Tobą trzepała baba, klękając obok.

 Błogosławionaś Ty między niewiastami odpowiedziała gromada, wysuwając się na środek.

Wszyscy poklękli, zerwały się ciche płacze, głowy się pochyliły, a serca z największą wiarą i pokorą oddawały się modlitwie. Gorący wiew ufności rozpalił przygasłe oczy i wynędzniałe, szare twarze ludzi, prostował przygięte ramiona i tak wzmacniał, że wstawali od pacierza silni, niezmożeni.

 Herszlik! Herszlik! wołali na Żyda, który znikł w alkierzu.

Było im pilno iść w ten świat nieznany, tak straszny przez to, a tak pociągający.

Było im pilno brać się za bary z nową dolą, a uciekać od starej.

Herszlik wyszedł, uzbrojony w ślepą latarkę, porachował ludzi, kazał się im ustawić w pary, otworzył drzwi i ruszyli jak widmowy zastęp nędzy, jak sznur cieniów okrytych w łachmany, przygarbionych ciężarem tego jutra, do którego szli z mocą nadziei

Przepadli zaraz w ciemnościach i deszczu.

Tylko w mrokach nocy i rozkołysanych drzew błysnęło na chwilę światło przewodnika, a z szumem lasów, z poświstem wichrów, z ciemności tej nocy strasznej dobiegł jękliwy, przełzawiony trwogą śpiew: Kto się w opiekę odda Panu swemu68.

I rwał się w wichurze jak przesmutny jęk umierających

 Chudziaki69! Sieroty! szepnął Jasiek, patrząc za nimi i jakiś dziki żal ściskał mu duszę obolałą.

Powrócił jednak do karczmy już ciemnej i oniemiałej, bo dziewka zgasiła światło i poszła spać, w alkierzu pomilkły śpiewy, tylko dziad nie spał, obliczał z babą jałmużnę.

 Chuda fara70! Dwa złote i dwadzieścia pięć groszy całej parady71 Hm! Niech im ta tego Pan Jezus nie pamięta, a wspomaga

Gadał jeszcze, ale Jasiek już nie słyszał. Przytulił się do wygasłego komina, okrył się, jak mógł, w przeschniętą nieco kapotę i zapadł w kamienny sen.

Dobrze po północy obudziło go mocne szarpnięcie i światło skierowane prosto w oczy.

 Hej! Brat! Wstawaj! Kto ty taki? Pasport u ciebie jest?

Oprzytomniał natychmiast; dwóch strażników stało przed nim

 Pasport u ciebie jest? zapytał po raz drugi strażnik, potrząsając nim jak snopem.

Ale za odpowiedź Jasiek zerwał się na równe nogi i trzasnął go pięścią między oczy, aż strażnik puścił latarnię i zwalił się w tył, a Jasiek runął w drzwi i wybiegł Pognał za nim drugi strażnik i nie mogąc już chwycić, strzelił.

Jasiek zachwiał się nieco krzyknął i upadł w błoto, ale zerwał się natychmiast i zginął w mrokach lasu.

II

Jasiek uciekał jak oszalały, rozbijał się o drzewa, kaleczył o krzaki, padał, podnosił się i biegł gnany strachem, bo mu się wydawało, że pogoń jest tuż, że czuje już ręce chwytające go za ramiona, że słyszy krótkie, urywane oddechy za sobą więc dwoił siły i gnał jak wicher, aż śmiertelnie zmęczony upadł w jakieś krzaki i leżał długi czas nieprzytomny prawie

Rozbudził go straszny ból, jaki nagle poczuł w boku, uniósł się nieco i oczami pełnymi strachu, oczami gonionego zwierzęcia rozglądał się w ciemnościach. Nie zobaczył nikogo i nie mógł się zorientować, gdzie się znajduje; dokoła chwiał się i szumiał ponury bór, podszyty gęstymi krzakami.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Популярные книги автора

Lili
0 9