Karl Gjellerup - Młyn na wzgórzu стр 22.

Шрифт
Фон

Tęsknota albowiem wydawało mu się, że Liza jest daleko. Od owej wieczornej godziny w czeladnej izbie w noc, kiedy młynarka umarła nie zbliżyła się już nigdy tak bardzo ku niemu; co więcej, po raz ostatni siedzieli wówczas sam na sam, rozmawiając poufale ze sobą. Jörgen nieraz zamykał oczy, aby jeszcze raz ujrzeć jej dziwną twarz, jaką zobaczył wtedy, oświetliwszy ją z dołu zapałką. A gdy udało mu się wywołać ten obraz, wpadał w silne i trwałe podniecenie.

Tak podniecony był właśnie owego wieczora, kiedy Liza przyniosła mu wieczerzę do młyna. Zazwyczaj przysyłała na górę Larsa, a poczciwy chłopiec wykonywał to polecenie ze szczególnym zadowoleniem, albowiem upatrywał w tym dowód, jak mało Liza dba o tego zarozumialca Jörgena. Zresztą nie było to niczym nadzwyczajnym, że sama przynosiła jedzenie. Prawie zawsze jednak oddalała się niezwłocznie. Dzisiaj nieproszona usiadła na worku, stęknęła z gorąca i spojrzała na Jörgena, zdumionego tym nieoczekiwanym szczęściem. Niebawem Jörgen zrozumiał; gdy niedawno wyszedł na galeryjkę, ujrzał, że młynarz i Janek idą do Smoczego Dworu. To była niezwykła okazja! Teraz nieprędko wypuści Lizę!

 Nie pożeraj mnie oczyma! Jedz raczej zupę!

Jörgen zabrał się do jedzenia.

 Bardzo to ładnie, że trochę odpoczywasz zaczął rozmowę, mając pełne usta zazwyczaj tak bardzo się spieszysz!

 No tak, zdaje się, że nie brakuje tu chyba roboty w młynie trzeba się ostro krzątać Ale dzisiaj wieczorem ogarnie mnie lenistwo zresztą dzisiaj za gorąco!

Ziewnęła serdecznie.

Jörgen podszedł ku zapadni i otworzył ją ostrożnie, chcąc zajrzeć na dolne piętro.

 Nie zauważyła Liza. Posłałam Larsa do ogrodu, aby narwał agrestu.

 Lizo!

 No, cóż znowu

Nie dokończyła. Uszczęśliwiony myślą, że Liza sama przygotowała w ten sposób spotkanie bez przeszkody, Jörgen otoczył ją już ramieniem. Zrazu dzielnie stawiała opór, ale niebawem przestała się wyrywać. Zaledwie jednak wąsy Jörgena dotknęły jej twarzy, wymknęła się w niepojęty sposób z jego objęcia, odtrąciła go, tak że runął na worek i stanęła obok schodów.

 Nie, coś takiego! oświadczyła ze złością. Przychodzę tu, aby trochę pogawędzić z tobą całkiem przystojnie, a tymczasem fe, wstydź się!

Jörgen istotnie się zawstydził, ale tylko dlatego, że nie potrafił wyzyskać sytuacji.

 O, nie bądź no tak harda! Nie jesteś jeszcze młynarką!

 Właśnie dlatego.

Spojrzała na niego tak dziwnie, że się stropił.

 Jak to rozumiesz?

 Rozumiem tak, że jesteś głuptasem i że słusznie należy ci się kara.

Odwróciła się ku wyjściu.

 Opowiadałaś mi sama, że młynarz cię całował rzekł Jörgen mrukliwie.

 Młynarz, no tak to co innego.

 Czemu?

 Wiesz przecież. Młynarz będzie moim mężem.

 Wówczas nie było o tym mowy. Wówczas młynarka jeszcze żyła.

 Ach tak, biedaczka! Przecież każdy mógł spostrzec, że ona nie pociągnie już długo. A wobec tego wolno mężczyźnie zawczasu upatrywać inną.

 Czy powiedział ci, że się ożeni z tobą? pytał już innym tonem, pełnym zainteresowania.

 No tak, uważasz właśnie o tym należałoby pogadać, gdybyś był rozsądny dlatego przyszłam tutaj a tymczasem ty zaraz robisz głupstwa!

 No, więc siadajże niech tam niech będzie tak, jak chcesz.

Liza usiadła znowu na worku.

 Polewka całkiem wystygnie Dużo pomogło, że się tak spieszyłam!

 Nie jest jeszcze zimna, a lepiej, że nie parzy gęby odpowiedział Jörgen, zajadając smacznie.

 Otóż do tego nie doszliśmy jeszcze oświadczyła Liza po krótkim milczeniu wyobrażasz sobie, że to można tak raz, dwa, trzy.

 No, nie zapominaj, że już kawał czasu upłynął, odkąd pochowaliśmy młynarkę.

 Czy przypominasz sobie jeszcze, co gadaliście wówczas w izbie czeladnej o siostrze leśniczego?

 To ten dureń Lars!

 Dureń? Mnie się zdaje, że on był wtedy mędrszy od was.

 Jakże to? zawołał Jörgen, wpatrując się w nią z przestrachem Przecież majster nie zamierza chyba ożenić się z tą?

 No, nie są jeszcze po słowie, ale z pewnością nie ona będzie winna, jeżeli to nie nastąpi prędko.

 Ależ, Lizo, gadajże wyraźnie, co wiesz o tym?

 Tak, on jest myślą ciągle tam w lesie u nich A potem wstydzi się wobec mnie ale bachor gada wszystko o cioci Hannie i o Jenny. o słodkiej Jenny!

 Któż to Jenny?

 Oswojona sarna Jak ja nienawidzę tego bydlęcia! A dzieciak naprzykrza się ciągle; teraz już od pół miesiąca tam nie byli I ona także niegłupia, ta bestia! Od razu przyhołubiła chłopca!

 Otóż i ja nieraz myślałem, że Janek stanie ci na przeszkodzie, bo cię nie cierpi.

Liza zmierzyła go nieżyczliwym spojrzeniem; przypomnienie tego przeciwnika nie było jej miłe.

 Ale cóż młynarz?

 Ej spaceruje z nią i z jej bratem po lesie, potem siedzi w świetlicy, a ona wygrywa mu na fortepianie, bo i to umie ej, to wielka dama, panna Christensen.

 Ale on czy zakochany w niej?

Liza zaśmiała się szyderczo.

 Zakochany? Nie, co to, to nie Ale mimo to chętnie się z nią ożeni przynajmniej chciałby się ożenić, bo w takim razie jak sądzę pozbyłby się mnie.

Jörgen wpatrzył się w nią osłupiałym wzrokiem.

 Pozbyłby się ciebie? Ale ja sądziłem czy on już przestał czyż on już nie chce

 No tak, chciałby miłostek i jeszcze coś ale żenić się, żenić się Ze względu na chłopca, który mnie nie lubi, przypuszcza zapewne, że nie byłabym dobrą matką dla niego A i poza tym przecież w leśniczówce znajdzie coś lepszego! Taka panna, która gra na fortepianie a tutaj biedna dziewczyna, nadająca się tylko do szorowania kuchni i zmywania talerzy!

Zamilkła i wpatrzyła się przed siebie, wgryzając przednie zęby w dolną wargę i litując się sama nad sobą. Nieraz ogarniało ją to uczucie i świadczyło, że nie była pozbawiona wyobraźni.

Oboje milczeli.

Słychać było tylko stukanie drewnianej łyżki po talerzu i głuchy hałas obracającej się osi. Jörgen powstał i nasypał zboża w koryto.

 Hm więc tak! Cóż stąd wyniknie, Lizo?

Zuchwale odrzuciła głowę w tył i zaśmiała się, błyskając bielą zębów.

 Oho, jeszcze ja go trzymam za kołnierz!

Potem znowu spuściła oczy i zaczęła kciukiem rysować coś na mącznym pyle.

 Najgorsza przeszkoda to chłopak Jak gdyby się diabeł zawziął, ten brzdąc nie opuszcza ojca ani na chwilę, tak że ani rusz się dobrać do niego. I wiecznie gapi się na człowieka swymi wielkimi, niechętnymi ślepiami Kupiłam mu przecież ślazowych cukierków, wycerowałam mu pończochy, kupiwszy za własny grosz wełny Kiedy piekę pączki, przywołuję go zawsze i daję mu jeden lub dwa jeszcze gorące, wprost z rondla Cóż robić, na Boga, żeby mnie polubił?

Jörgen rzucił szuflę na wielką kupę zboża, wpakował ręce do kieszeni i przybrał ważną i nauczającą postawę, zamierzając wytoczyć głębokie, świadczące o niezwykłej znajomości ludzkiej natury argumenty.

 Nie, Lizo, to się psu na budę nie zda. Oto, co ci powiem: gdyby był starszy o dziesięć lat, mogłabyś go, mówmy otwarcie, owinąć naokoło palca, tak jak nas wszystkich Ale w takim wypadku nie tędy droga.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3