Domańska Antonina - Trzaska i Zbroja стр 2.

Шрифт
Фон

 Pan Jezus miłosierny. Widzisz, Wojtek, ono tak źle znowu nie jest. Jacentowa spod Panny Maryje to nie pierwsza lepsza. Jaki taki do kościoła idzie, szelążek człeku na podołek24 rzuci. A już jak jego miłość rajca Langpeter przechodzi abo Teszner, abo Przedbór, abo Salomon, to tyla ofiarują, że więcej wyniesie niż z ratusza za pół miesiąca. Znasz pana stolnika Mikołaja?

 Jakże! A kto by Wierzynka nie znał!

 No, to ci rzekę, co jego miłość nigdy mnie bez datku nie minie. A chodzi co dzień do nas tu na wotywę25. Tedy łacno26 zmiarkujesz27, że i dla siebie, i dla kogo drugiego na kluski starczy, nawet ze szperką28. Łachów mam dość na swoje zapotrzebowanie, a dziewusze by się kupiło w kramach raz to, raz owo. Dy stoją Sukiennice, niczym kościół na nowo zmurowany, z woli najmiłościwszego króla.

Wojciech zamrugał powiekami i podrapał się w głowę.

 O, moja złocista Jacentowo!

 No cóż?

 Nie śmiem

 Głodnyś?

 Ij Bajki głód! Cale29 co inszego.

 Gadajże!

 Wzięlibyście se naszą Baśkę do posługi.

 Cóż ci się troi? Najstarsza dziewucha w domu, to prawa ręka! Jakoż ją matce odbierzesz?

 Prawdę mówicie. Ani słowa. Ino właśnie dlatego że najstarsza, musi iść precz z chałupy.

 Rety! Zbroiła co przeciw rodzicielom?

 Niechże Bóg broni, zachowa! Nigdy w świecie!

 Ano, to matka jej nie puści. Ani mowy.

Wojciech się zaśmiał cicho.

 U nas w chałupie ino jedno rządzi, czyli ja. Drugie zasię słucha, czyli Margosia. Właśnie tak jak Pan Bóg Przenajświętszy rozkazał.

 Ale wiem, wiem niechętnie odrzuciła staruszka. Od dzieckaś taki zawzięty. Zawdy ino wszystko po twojej woli musiało być. Sparty30 jak kozioł.

 Ale za to pół wieka z biedą za bary się wodzę i przecie nas jeszcze nie zadławiła do cna.

 Tedy powiedz, dlaczego chcesz Basię wygonić?

 Długo by o tym gadać

 Ano, to rzeknij krótko.

 Pamiętacie Zbrojów?

 Co bym nie miała pamiętać. Z ojców, praojców nasze sąsiady.

 Tak. Jest i z ojców, praojców niezgoda między nami. Jakiś widno mocny bies upodobał sobie te dwa rody, bo z byle czego do nienawiści podwodzi. O patyk, o garść siana, o głupią gruszkę. Wieczne swary między Zbrojami a Trzaskami. Sprawiedliwość im oddać trzeba, zawdy31 umieli się rządzić, oszczędzać, skąpić, byle ino majętności przysparzać, to i nagromadzili bogactwa pełne skrzynie, a niemal ćwiartka gruntów łobzowskich w ich ręku. My zaś, Trzaski, ano32 wedle swego miana żyjemy. Dużo onych Trzasków od wiek wieka bywało, a co pokolenie, to gorsza bieda. Ot, i w dzisiejszych czasach powiedzmy: Paweł Zbroja, bogacz nad bogacze, ma ino syna jedynaka i dwie dziewuszki. U mnie ani w niedzielę nie jada się do syta, a jest nas wszystkich razem dziewięcioro w chałupie. Zaś o tej godzinie może ta jeszcze przybyło jedno więcej.

 Abo co?

 Ano Dy już takie zaprowadzenie u Trzasków, że co rok, to prorok.

 Widzisz, Wojtek, powiem ci prawdę. Strasznieś chłop nierozgarniony. Baśki się chcesz wyzbyć właśnie teraz, kiej33 matka niedomaga?

 Dajcież mi się wygadać dokumentnie! Po cóżem o Zbrojach zaczął? Widno cały kłopot na nich się opiera.

 Bardzom też ciekawa, co mi powiesz.

 Odkąd Paweł Zbroja ostał wójtem łobzowskim, dmie34 ci tak, co nie wiadomo, jak mu się kłaniać: czy jak miłościwemu królowi Kazimierzowi, czy może jeszcze krzynę niżej.

 Cóż to ma do Baśki?

 O, jakaście to nagła! Zaraz się dowiecie! Tedy35, jako spominałem, jedynaka se uchował jak malowanie. Parobek rosły, na gębie czerwony niczym jabłuszko, a do wszelakiej roboty zgrabny, jak by się od urodzenia wszystkiego uczył. Najstarszy komornik z łobzowskiego dworca wziął go za stajennego do królewskich koni.

 A co mnie do królewskich koni?

 Słusznie, wam nic. Ale zarówno Staszkowi Zbroi nic do naszej Baśki, a czego lata za dziewczyną?

 O, rany!

 Dziękować Panu Jezusowi, zrozumieliście przecie, co za przyczyna, że chcę dziewuchę wyprawić z domu.

 Poczekajże, a cóż Basia na to?

 Basia? Po rozżarzonych węglach leciałaby za nim, ino by palcem kiwnął.

 To po cóż dzieciska rozrywać, kiej się ku sobie mają! zawołała Jacentowa, splatając ręce. Dać na zapowiedzi, pożenić i kwita.

 Aha, stary Zbroja pierwej ubije chłopaka, niżeli u Trzasków synowej będzie szukał. On by się i wojewodzianki nie zląkł. A mnie i moją babę nienawidzi aż strach. Ino mię ujrzy w polu czy na podwórku, pomstuje tak, że uszy więdną. Baśkę wyzywa od dziadówek, przed ludźmi nas czerni36, niemal plwa na nas.

 Ha, wola boska, a tyś ojciec. Czyń, jako rozumiesz. Kiedyż mi dziewczynę przyprowadzisz?

 Właśnie dziś, zaraz, coby nie miała sposobności powiadomić Staszka. Pewnikiem już jest na targu. Miała przyjechać z Wątorkową. Zginie dziewucha jak kamień w wodę. Niech wójt swaty posyła, gdzie wola. Z moim uczciwym dzieckiem napraszał się nie będę. Ino niech ciotka strzeże Basi jak oka w głowie, żeby się ptasznik37 o turkawce38 nie zwiedział.

 A to co za rwetesy? Coś się dzieje na targu? Zobacz no, Wojtek, czego ludzie tak krzyczą?

 Baśka?! Skądeś się tu wzięła? I taka zdyszana? Wilki cię gonią po mieście czy co?

 Szukałam was, tatusiu Idźcie, na miły Bóg, ratować Wątorka, bo go baba na śmierć zatłucze O, tam Widzicie? Pod świętym Wojciechem.

 Pilnujcie tobołka, Jacentowa, zaraz wracam. A ty stój wedle39 ciotki. Ani mi się rusz!

Skoczył Wojciech co żywo na pomoc kumotrowi. Ledwo się przepchał przez tłum gawiedzi śmiejącej się z zaperzonej40 niewiasty i bitego chłopa.

 A ty opoju! A ty śleporodzie zatracony! Gdzie moja kokoszka?! Oddaj zaraz, bo ci łeb ukręcę, jakem twoja ślubna, wierna i uczciwa żona! Oddaj kokoszkę! Gadam po dobroci!

I ściskając bat w garści, wyrżnęła go z całej siły grubym końcem biczyska po plecach.

 O, rety! Ja Jaguś dy zelżyj kapkę! jęczał mąż, ani próbując odwetu.

 Gdzie czarna kokoszka z białym czubem?! O, moi ludzie, moi ludzie! zawodziła baba piskliwie. Taką ci miałam kokosią na cały świat sławną. Jak zniosła jajko w sam święty Jan, to bez dwa miesiące ino jeden dzień spoczęła. Ady rodzone dziecko tak matce nie świadczy, jako mnie ona podchlebiała! Ano przedwczoraj znowu się nieść zaczęła, a ta niewiara przeklęta wywlokła mi ją z domu dziś rano! Zdrajco! Judasie! Bo cię uśmiercę, niech cię już moje oczy nie oglądają!

 Mojaś ty śliczna

 Nie ślicznam! Kokoszka gdzie?!

Zamierzyła się z większym jeszcze rozmachem, aż tu dwie silne ręce szarpnęły ją w tył, omal nie upadła. Obejrzała się.

 No, puszczajcie mnie, Wojciechu, bo i wam się oberwie!

 Cicho. Cicho. Dajcie spokój. Nie wstyd wam? Ludzie patrzą, śmieją się. Jużeście tego biedaka zanadto ukarali.

Ваша оценка очень важна

0
Шрифт
Фон

Помогите Вашим друзьям узнать о библиотеке

Скачать книгу

Если нет возможности читать онлайн, скачайте книгу файлом для электронной книжки и читайте офлайн.

fb2.zip txt txt.zip rtf.zip a4.pdf a6.pdf mobi.prc epub ios.epub fb3

Похожие книги

БЛАТНОЙ
18.4К 188

Популярные книги автора