Tak więc Anna Jagiellonka, uciekając przed zarazą, przeniosła się ze swym małym dworem do Piaseczna.
W cztery czy w pięć dni później właśnie Ewa z Jagną goniły się dookoła trawnika, a Baśka z bolącą nogą siedziała na schodkach i zazdrosnym okiem śledziła ich podskoki, wózek jakiś niepokaźny podjechał ku bramie. Woźnica w białej płótniance zatrzymał konie skromnie przed wrotami.
Oho cóż za goście znowu? zawołała Ewa chowając się za krzakiem jaśminu. Pójdź ino, Jaguś, zobacz, bo ja z daleka nie dojrzę.
Ii goście odparła Jagna, ruszając ramionami. Dwie dziewczynki z wiejska odziane, tłumoczek wytarty i zawiniątko w zgrzebnym płótnie.
Ale czego tu chcą? Do kogo przyjechały? Patrzcie, patrzcie, jej miłość wychyla się oknem i miga palcem na tę starszą!
Oho, zeskoczyła z wozu, maleńką wzięła na ręce.
Słyszał kto coś podobnego? Prosto od schodów wali jakby do własnego domu Rety, Jaguś Kachna ku nim wybiega do komnaty jej miłości drzwi otwiera
Marysia Krupska weszła z Kasią do izby, małą Krysię spuściła z ramion na ziemię i przy samym progu pokłoniła się nisko.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Na wieki amen odpowiedziała królewna, obrzucając dziewczynę badawczym spojrzeniem.
Przybliż się, moje dziecko; masz pismo od pani Niewiarowskiej?
Marysia ukłoniła się po raz drugi, wyjęła zza gorsecika papier we czworo złożony, woskiem zapieczętowany i chciała go wręczyć królewnie, aliści dwie małe rączki pociągnęły ją w tył, Krysia uwiesiła się całym ciężarem u spódnicy swej opiekunki.
Chodźmy stąd, Maryś ja chcę do domu! piszczało dziecko, krzywiąc buzię do płaczu.
Cichaj, moje złotości szepnęła zmieszana dziewczyna, głaszcząc zgrymaszonego malca po główce. Cichaj, nie płacz, dam ci kukiełeczkę60 świetluśką61 z miodem.
Daj zaraz!
Nie, pierwej musisz być grzeczna.
Nie będę grzeczna, nie puszczę cię.
Anna Jagiellonka, rozweselona tym widokiem, rzekła ze śmiechem:
Nie brońże jej, niech robi, co chce; już mnie uprzedzono, że ta sierotka na krok cię nie odstępuje. Przybliżcie się obie razem. Wzięła list z rąk Marysi, położyła go na stole i mówiła: Chwalono mi cię, że znasz służbę, szycia się nie zlękniesz, jesteś posłuszna i pilna.
Marysia spuściła oczy skromnie i milczała.
Tuszę, iż nie za wielkie były pochwały; siła pożytecznych rzeczy mogłaś się nauczyć u pani kasztelanowej płockiej.
Krom wszelakich robótek umiem czytać i pisać rzekła cicho Marysia.
Aa to bardzo dobrze; musisz ćwiczyć się co dzień, abyś nie zapomniała. Wypoczniesz dziś z drogi, moja Marysiu; panna Leszczyńska wskaże ci izdebkę, gdzie sypiać będziesz i gdzie swoje skrzynki z rzeczami ustawisz. Ma się rozumieć, ta malutka dostanie łóżeczko wedle twego, coby jej nie było markotno. Jakże ci na imię, dziecinko?
Pocałuj w rączkę miłościwą panią, Krzysiu, i powiedz, jak się zowiesz. Mówiąc to Marysia popchnęła małą do kolan królewny.
Ja jestem Krysia rzekło dziecko spoglądając rezolutnie na uśmiechniętą panią a ty?
O Jezus! Marysia załamała ręce.
A ja Hanusia odpowiedziała królewna z dobrocią. Pisała mi pani Niewiarowska, że dziecko jest płochliwe; tymczasem śmiele w oczy patrzy, to dobrze.
Dzikus z niej jeszcze wielki, proszę waszej miłości; ino gdy się mojej spódnicy chwyci, taka ją dzielność ogarnia.
Anna Jagiellonka położyła pieszczotliwie rękę na włosach dziewczynki.
Bardzo Marysię miłujesz, prawda?
Jużci bawi się ze mną, a zaś potem bawi się ze mną
A za matusią ci żal?
Dlaczego?
Jak to? Wszak z matusią przyszłaś do Służewa i pomarli.
Jużci, żal; ale to była ino moja niania..
Niania?
Moja matusia prześliczna w czerwonej sukni chadza, o w takiej jak raz w takiej! I pokazała paluszkami adamaszkową kotarę nad łóżkiem jej miłości.
Naprawdę?
A jakże I żółty łańcuszek na szyi nosi, a katankę ma wyszytą jarzącymi kamykami, tak się błyszczą a świecą, a migają, aż strach! Moja matusia ładniejsza niż wy.
Marysia potrząsnęła głową.
To tak co dzień, proszę miłościwej pani; wiecznie jedno w kółko rozpowiada. A powiedz, Krysiu, jak tatuś wygląda?
Na koniku jedzie, tup, tup, tup, cały w żelaznym odzieniu za nim wojsko białe skrzydła furczą od wiatru, szumią, szumią, tatuś ino wąsy kręci matusia z okna patrzy tatuś się śmieje do matusi
A czemuż cię niania zabrała od mamy?
Nie zabrała; to oni pojechali.
Kto taki?
Ano tatuś i mamusia.
Dokąd pojechali?
Nie wiem. Ponoś do Bozi.
Spojrzenia Anny i Marysi skrzyżowały się znowu.
I ciebie ostawili samiutką?
Ano samiutką, z nianią. Dopiero jak czarny pan przyjechał na gród
Na jaki gród?
Jakoż mam gadać? Do naszego domu przecie. Wszyscy tak mówią. Niania zbudziła mnie w nocy, zawiniątko na plecy, mnie na ręce i uciekła. Gadała, że czarny pan to gorszy od diabła.
Coś się tam złego musiało dziać, proszę waszej miłości odezwała się Marysia bo ta niewiasta, co z Krysią przyszła, nie chciała się przyznać, ani skąd idą, ani po co, ani do kogo. Mowę miała cale odmienną, choć polską, widno szła z dalekiego kraju. Jeden raz tylko, na kilka godzin przed śmiercią (nikogo przy niej nie było krom mnie), rozpłakała się i lamenciła: O Jezu miłosierny, opiekuj się biedną sierotą! Niech jej wrogi nigdy nie znajdą! Pokaraj ich śmiercią i ogniem piekielnym! Klękam wedle łóżka i pytam: Gdzie te wrogi? Powiedzcie, cobym umiała dziecka strzec przed nimi. Pojrzała na mnie zalęknionym wzrokiem, koniecznie chciała coś rzec, aż tu skurcz jej gardło ścisnął, zamknął mowę i już tak została do skonania.
Dziwy, dziwy, kto nam wytłumaczy, co to za tajemnica? troskała się królewna. Dziecina z wielkiego domu, nie ma wątpienia, ale czyja? Co tam takiego? Któraż beze drzwi zaziera? No, wejdź, czego chcesz?
To ja, Ewunia.
Co powiesz?
Z Knyszyna.
Co?
Przyjechał
Kto przyjechał? Cedzisz słówko za słówkiem
Pan oboźny Karwicki. Czy może wejść?
Proś, proś, czekam z upragnieniem!
Ewa drzwi uchyliła, pan Karwicki przekroczył próg i szedł powoli ze spuszczoną głową, jakby nie śmiał w oczy spojrzeć królewnie.
Anna powstała z ławy.
Złe wieści? spytała cicho.
Bardzo złe odpowiedział poseł.
Miłościwy pan?
Onegdaj, siódmego lipca, o godzinie szóstej wieczorem życie zakończył.
Rozdział II
Mijały dni, miesiące, królewna Anna przenosiła się ze swymi w coraz to inne strony, uciekając przed zarazą. Nareszcie zamieszkała w Łomży.
Miłościwa pani upodobała sobie maleńką Krysię, pieściła sierotkę i rada ją widziała w swych komnatach. Tajemnicza przeszłość dziecka utkwiła jej w pamięci; nieraz przemyśliwała całymi godzinami, jakby to i z czyją pomocą dociec prawdy.
I znowu przyjechał gość. Tym razem był to pan kasztelanic krakowski, Samuel Zborowski, którego królewna bardzo lubiła, a z matką jego była w przyjaźni od lat dziecinnych. Toteż gdy Jaś Chojnacki pełniąc swój paziowski obowiązek oznajmił pana kasztelanica, jej miłość aż klasnęła w ręce z uciechy.